Afera wokół presji CSU na media: "Głupota nie zna granic"
26 października 2012Ekonomiczny dziennik Handelsblatt pisze: "Niektórzy krytykują u Horsta Seehofera, że uprawia politykę >>z brzucha<< i że zmienia poglądy jak rękawiczki. W wypadku swego rzecznika prasowego jego polityczny instynkt podpowiedział mu słuszny krok: zalecił mu rezygnację z tej funkcji, czemu tamten nie mógł odmówić. W grę wchodził bowiem wizerunek partii CSU. Zabójcze dla CSU przed wyborami byłoby powstanie wrażenia, że chrześcijańscy demokraci traktują Bawarię jak swoje królestwo i pociągają w nim za sznurki jak im się podoba. Aby wygrać, partia ta musi pokazać pokorę, a nie pychę. Ta zasada obowiązuje także w Bawarii. Inaczej pryśnie sen o absolutnej większości".
Wiesbadener Kurier ocenia, że "Odejście rzecznika prasowego CSU Streppa było nieuniknione, i to raczej z powodu ewidentnej głupoty a nie zagrożenia dla wolności prasy. Owa bowiem nie funkcjonuje na tak prymitywnych zasadach. W momencie, gdy szef CSU Seehofer piętnuje teraz telefon do redakcji wiadomości jako >>niedopuszczalny<<, można mu i jego partyjnym przyjaciołom przypomnieć o innych, o wiele skuteczniejszych naciskach na stacje publicznej telewizji. Jeszcze nie tak odległe jest weto heskiego polityka Rolanda Kocha, który przeciwstawiał się przedłużeniu umowy z naczelnym redaktorem ZDF Nikolausem Brenderem, i to z pewnością ze względu na przemożną żądzę wywierania wpływu na program".
Koelner Stadt-Anzeiger pisze: "Politycy dzwonią do redakcji, i to nie tylko publicznych stacji. Tam akurat mają sporo do powiedzenia. Jednak nie decydują o konkretnych treściach. Chyba że o umowach z czołowymi osobistościami. Redaktor naczelny ZDF Brender został swego czasu właśnie przez nich wysadzony z siodła. Potem opowiadał o panującym tam systemie szpicli i koniunkturalistów. Krótko mówiąc jest tak, że do rady administracyjnej ZDF politycy powołują dziennikarzy, którzy potem ich mają kontrolować. Stąd pytanie: Dlaczego rzecznik CSU uważa, że może się tak obchodzić z publicznymi rozgłośniami? Bo wie, jaki panuje tam układ sił? Czy jakoś opacznie zrozumiał polecenie? Rzecznik CSU Strepp jest kozłem ofiarnym w jakiejś farsie. Ale dramat wciąż jeszcze trwa".
"Horst Seehofer bardzo gorliwie zwolnił swego rzecznika prasowego" - zauważa Die Welt. "Niefortunny telefon stał się dla niego okazją, by jednoznacznie dowieść swego autorytetu na krótko przed ważną berlińską rundą koalicyjną. W tej rundzie podjęte zostaną decyzje o swobodzie działania koalicji, czyli także partii CSU w roku wyborczym. Seehofer chce tam przeforsować swoje pozycje. Cała sprawa z naciskiem na media mogła zagrozić jego niepodważalnej pozycji jako szefa bawarskich chadeków. Tak to się czasami dzieje w świecie polityki i rzecznicy prasowi doskonale o tym wiedzą".
Nuernberger Zeitung uważa, że "Jeżeli Strepp sądził, że może komukolwiek grozić w imieniu CSU, to oznacza, że jest opóźniony o co najmniej 20 lat. Czy faktycznie jako szef biura prasowego CSU w czasie czterech lat pracy nie pojął jeszcze, że czasy Franza Josefa Straussa bezpowrotnie się skończyły? Ale jak wiadomo nie ma rzeczy niemożliwych i głupota nie zna granic. Seehofer wykazał się za to raz jeszcze politycznym instynktem, nie próbując w ogóle jakichkolwiek usprawiedliwień, tylko natychmiast idąc na dystans".
Małgorzata Matzke
red.odp.: Bartosz Dudek