"Pokot" miał być bezinteresowny, a stał się polityczny
17 lutego 2017Deutsche Welle: Ostatni raz pokazywała Pani na Berlinale swój film („Gorączka”) w 1981 roku. Berlin był wtedy podzielonym miastem, w Polsce zbliżał się stan wojenny. Świat był zupełnie inaczej urządzony...
Agnieszka Holland: Ten Berlin był dla mnie wtedy takim magicznym miejscem, gdzie Zachód ze Wschodem, niewola z wolnością się spotykały i bardzo dziwne i paradoksalne rzeczy są na tym styku.
DW: Kiedy oglądałam Pani film „Pokot“, za mną siedział mężczyzna zaangażowany w walkę o prawa zwierząt. Bardzo przeżywał ten film, w warstwie obrazowej jest tak bardzo przecież inwazyjny. Na ile ten swoisty biologizm filmu jest efektem kalkulacji estetycznej, a na ile wynika z magii miejsca, w którym powstawał?
AH: Jedno i drugie, bo te krajobrazy są rzeczywiście szalenie intensywne i wyraziste, ale trzeba je dobrze sfotografować, żeby to wyszło na ekranie. Chcieliśmy, aby ta sensualność zaistniała, od początku to wiedziałam – to, że film sytuuje się na styku wielu gatunków było wyzwaniem.
DW: Kiedyś nazwała Pani taką mieszankę „patchworkiem stylistycznym”…
AH: Tak, trochę to jest patchwork czy kolaż i niektórzy krytycy nie wiedzą, jak to jeść w ogóle, ale mylą się, bo to jest największa oryginalność tego filmu i dzięki temu widz zostaje wciągnięty w pewne pułapki, które powinny mu dać satysfakcję na końcu.
DW: Zaczynała Pani robić ten film w zupełnie innej rzeczywistości politycznej. Powiedziała Pani, że miał to być film bezinteresowny, a stał się polityczny. To mu szkodzi czy raczej film na tym zyskuje?
AH: Trudno mi powiedzieć. On zawsze był trochę polityczny, bo te tematy, które są podejmowane, nie są apolityczne. Ale były one niszowe, a stały się mainstreamowe, ponieważ się okazało, że prawa kobiet i ekologia to są główne cele ataku nowej władzy, tej tak zwanej „dobrej zmiany”. Czy to dobrze czy źle, nie wiem – trudno się obrażać na rzeczywistość. Być może to dobrze, bo przez to ten film będzie bardziej gorący, a być może to źle, bo zamiast odbierać pewien rodzaj bajki i metafory, jego przeciwnicy zaczną z jego pomocą okładać sam film i mnie.
DW: Dziś wszystko jest białe albo czarne, nie ma już szarości. Czy się tego chce czy nie, jest się przyklejanym do jednej albo drugiej grupy. Reżyser dysponuje pewnymi narzędziami, ale czy jest jeszcze w stanie zbliżyć z sobą te dwa światy? Czy nie jest tak, że Pani dociera do swojej publiczności, a ci, którzy uchodzą za prawicowych, docierają do swojej i te światy nigdy się nie spotykają?
AH: Obawiam się, że niestety tak jest i bardzo nad tym ubolewam, bo na przykład nie używam Facebooka, ale zaglądam na fb mojej córki, żeby się orientować. Wielu moich znajomych po ostatnich wyborach wyrzuciło z Facebooka wszystkich tych, którzy głosowali na PiS, nie chcą ich mieć w swojej przestrzeni.
DW: A tamci wyrzucają tych drugich…
AH: Dokładnie. Znajdujemy się w dwóch takich bąblach i w ogóle już nie komunikujemy się między sobą. A to jest śmiertelnie niebezpieczne i głupie, bo jest ciekawe, co myślą inni ludzie, którzy inaczej odbierają rzeczywistość, mają inne aspiracje, inny system wartości. O ile, rzecz jasna, nie chcą mnie „zaciukać” albo wsadzić do więzienia, bo wtedy moja ciekawość kurczy się do samoobrony; ale jeśli to jest w sferze sporu, to tak, to wtedy mnie to ciekawi.
DW: Obserwuje Pani polską rzeczywistość z perspektywy francuskiej, amerykańskiej. Co Panią w niej najbardziej martwi?
AH: Wydawało się jakiś czas, że być może to jest taka wyjątkowo sytuacja w tych postkomunistycznych krajach, gdzie pewna równowaga sprawiedliwości została zachwiana przez transformację, pewne oczekiwania nie zostały spełnione, pewne sfery społeczne zostały potraktowane przez władzę zbyt obojętnie, zbyt arogancko. Ale teraz widać, że to jest ogólnoświatowy trend, co zresztą bardzo cieszy naszą władzę, bo nasze zwycięża, ale to jest bardzo niemądra satysfakcja, dlatego, że jeżeli dojdzie do wzmożenia nacjonalizmów tych mocnych krajów, to my za to zapłacimy tak jak już wielokrotnie w historii i ten polski nacjonalizm ani nie piśnie przy nacjonalizmie amerykańskim, francuskim, niemieckim czy rosyjskim.
DW: Pani mówi o zagrożeniu, inni mówią: my tego chcemy. Rozumie Pani argumentację tej "drugiej" strony?
AH: Nie. To znaczy rozumiem ją, ale myślę, że jest głupia i że prowadzi do samozagłady. Uważam, że jest śmiertelna dla kraju, który ma takie, a nie inne geopolityczne położenie, taką a nie inną historię i taką a nie inną potencję militarną i gospodarczą. Taki kraj jak Polska musi liczyć na sojusze z tymi, którzy nie chcą jej sobie całkowicie podporządkować. Unia Europejska, przy jakichś ewentualnych jej wadach, nigdy nie chciała sobie Polski całkowicie podporządkować.
DW: Ale takie nastroje widocznie dojrzewały w Polakach od jakiegoś czasu. Nie wzięły się przecież z wczoraj...
AH: Można na to różnie patrzeć. Oczywiście można bić się w piersi, że ta liberalna demokracja okazała się w jakimś sensie skorumpowana czy nie dość świadoma konieczności zajęcia się wykluczonymi czy tymi, którzy się czuli wykluczeni czy skrzywdzeni. Można powiedzieć, że nowe media społecznościowe spowodowały, że zalew informacji fałszywych był nie do odróżnienia od prawdziwych i spowodował jeden wielki chaos, taką atomizację społeczną, że każdy siedzi w swojej niszy i nie komunikuje się z resztą. To wszystko doprowadziło do tej sytuacji. Tak, wszyscy w jakimś sensie jesteśmy winni, ale jeżeli popatrzymy na polski los nie z perspektywy tych ostatnich 20 lat, ale wieków, to widzimy, że tego typu zachowanie - samoniszczące, autodestrukcyjne - jest zachowaniem, które się powtarza i to mnie martwi, że jest w nas jakiś gen samozagłady.
DW: Wywołała Pani hasło „fake news”. Czy miałaby Pani ochotę na "House of Cards" zainspirowane Trumpem?
AH: To raczej Trump był zainspirowany House of Cards.
DW: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Magdalena Gwóźdź
Cała rozmowa na naszym profilu facebookowym. Zapraszamy.
*Agnieszka Holland, reżyserka filmowa i teatralna. Za debiut "Aktorzy prowincjonalni" na festiwalu w Cannes trzymała nagrodę FIPRESCI, trzykrotnie była nominowana do Oscara, laureatka Złotego Globu za film "Europa, Europa", od 2014 jest przewodniczącą zarządu Europejskiej Akademii Filmowej w Berlinie, laureatką licznych nagród filmowych i wyróżnień.