Angela Merkel: cele klimatyczne „nie są łatwe“
15 listopada 2017Oczekiwania wobec wystąpienia kanclerz Angeli Merkel na szczycie klimatycznym COP23 w Bonn były wyśrubowane. Organizacje ochrony środowiska zaznaczyły tego dnia przed południem, że „dzisiaj nie oczekują od kanclerz Merkel pustosłowia”, jak powiedziała ekspertka Greenpeace Sweelin Heuss, lecz konkretnych deklaracji, które wprowadzą do spotkania nad Renem więcej życia.
Wcześniej kanclerz ds. klimatu
Angela Merkel stwierdziła na wstępie, że zmiany klimatyczne są obecnie największym wyzwaniem dla ludzkości oraz nazwała redukcję emisji gazów długoterminowym celem dla Niemiec do 2050 roku. Ale jak zaznaczyła, do tego jest jeszcze daleko. Wyznaczony do 2020 r. cel ograniczenia emisji CO2 o 40 procent, co powtarzane jest i postulowane na szczycie w Bonn, jest zdaniem Angeli Merkel „trudne”. „Pragnę mówić wprost: niełatwe także dla Niemiec, ale dołożymy starań – podkreśliła kanclerz. Bądź co bądź, Merkel mocno trzyma się wytyczonych przez Niemcy celów klimatycznych. Jednocześnie nie padły z jej ust żadne konkretne sygnały, które pozwoliłyby zrealizować te cele, np. zamknięcia elektrowni węglowych. I taką wyczekującą stale Merkel znają wszyscy. Wcześniej szefowa niemieckiego rządu uchodziła na świecie za kanclerz ds. klimatu. Jednak w ostatnim czasie z powodu elektrowni węglowych wzrosła w Niemczech emisja gazów. A potencjalny rząd, w skład którego mają wejść unia chadecka CDU/CSU,FDP i Zieloni toczy ostry spór właśnie o węgiel. Zieloni chcą natychmiastowego zamknięcia 20 starych elektrowni węglowych, podczas gdy FDP oraz chadecy podchodzą sceptycznie do takiego rozwiązania. Obecne czasy raczej nie sprzyjają stylizowaniu się na kogoś, kto ratuje klimat.
Macron: sytuacja jest dramatyczna
Na szczycie w Bonn tuż po Angeli Merkel głos zabrał również prezydent Francji Emmanuel Macron, który aktualną sytuację ocenił jako bardzo dramatyczną. Również on był zdania, że musi się coś wydarzyć i to o wiele szybciej niż dotąd, nawiązując jednocześnie do porozumienia klimatycznego z Paryża, które od dwóch lat służy wspólnocie światowej za podstawę do rozwiązywania problemów związanych z ochroną klimatu. ”Jeśli nie zaczniemy teraz wszyscy działać solidarnie, kraje południowego Pacyfiku będą skazane na zagładę – ostrzegł Macron. Prezydent Francji poruszył również kwestię handlu uprawnieniami do emisji gazów w UE, który od lat nie funkcjonuje jak należy, gdyż przydziały są zbyt tanie i kosztują obecnie między 5 a 7 euro za tonę gazów cieplarnianych. W opinii Macrona powinny one kosztować co najmniej 30 euro. Macron nie omieszkał wspomnieć, że Francja inaczej niż aktualnie Niemcy zamierza do 2020 r. zrezygnować z energetyki węglowej.
Dobitne słowa prezydenta Steinmeiera
Do Bonn przybył w środę również prezydent RFN Frank-Walter Steinmeier. Nie szczędził dobitnych słów. Stwierdził on, że mieszkańcy krajów rozwijających się oraz krajów wyspiarskich „w najmniejszym stopniu przyczynili się do zmiany klimatu, a teraz „muszą dosłownie drżeć o własny kraj”. Powiedział także, że zadowolonym z porozumienia klimatycznego w Paryżu w 2015 r., które zobowiązuje wszystkie 190 krajów do realizacji własnych celów klimatycznych, można być dopiero wtedy, gdy zacznie się je wprowadzać je w życie. Steinmeier porównał międzynarodową politykę, w tym także klimatyczną do „ciężkiego tankowca, szczególnie wtedy, gdy się rozpędza”. Były minister spraw zagranicznych Niemiec zwrócił się do sceptyków w kwestiach klimatycznych w rządzie USA. Cicha i niepozorna delegacja tego kraju pasywnie śledzi boński szczyt klimatyczny. – Ten, kto opuszcza teraz mostek kapitański i udaje się do łodzi, za kilka lat znowu przycumuje do naszego statku – zapowiedział prezydent Niemiec.
Jens Thurau / Alexandra Jarecka