Apel artystów: „Mamy nazistów po dziurki w nosie”
6 września 2015Właściwie, jak zapewnia działacz Joshi prowadzący kampanię „Mamy nazistów po dziurki w nosie”(„Kein Bock auf Nazis”), kiedy wykonuje swoje zadania jest zawsze w dobrym nastroju. Jako wolontariusz pracuje z młodzieżą i doradza ludziom przeciwstawiających się prawicowym ekstremistom. Jednak w ostatnim czasie przeszedł mu dobry humor z powodu najnowszej fali przemocy ze strony skrajnej prawicy. Neonaziści robią wiece pod schroniskami dla uchodźców, „prawie każdej nocy” płonie któryś z ośrodków dla azylantów. Niemieckie MSW zarejestrowało w b.r. ponad 340 zamachów na takie ośrodki. „Mamy tego po dziurki w nosie”, stwierdził działacz Joshi, „Teraz trzeba coś zrobić”.
Dać przykład
Dlatego sprzymierzył się z organizacją pozarządową Pro Azyl oraz znanymi i popularnymi w Niemczech muzykami apelując o lepszą ochronę dla uchodźców przed skrajnnie prawicową przemocą. Podpisując się pod dokumentem zatytułowanym „Pora działać” („Zeit zu Handeln”) domagają się oni godnych warunków w kwaterach dla uchodźców oraz większego wsparcia dla osób, które „w wolnym czasie i aż do stanu kompletnego wyczerpania” angażują się w pomoc dla nich. Chodzi też o wsparcie dla tych, którzy „przeciwstawiają się neonazistom podczas organizowanych przez nich przemarszów pod ośrodkami recepcyjnymi”, tłumaczy Joshi. W ten sposób można zapobiec powtórce sytuacji z Heidenau w Saksonii, gdzie policja nie była w stanie zapanować nad chuligańskimi wybrykami neonazistów. Potem zabroniła też zorganizowania powitalnego festynu. W ostatni weekend miał nawet obowiązywać w Heidenau zakaz gromadzenia się, który uderzał też w nowoprzybyłych oraz w wolontariuszy. „To absurd”, oburza się działacz, twierdząc, że szczególnie wolontariuszom trzeba dodać odwagi oraz podziękować.
Rock dla uchodźców
Dokument „Pora działać” podpisali artyści 24 znanych niemieckich zespołów, wśród nich kapela punk rockowa "Die Toten Hosen" z Duesseldorfu. Znani od dawna z zaangażowania w walce z prawicową przemocą artyści wystąpili tydzień temu w sobotę (29.08) w miejscowości Jamel w Meklemburgii - Pomorzu Przednim, którą jak powiedział gitarzysta zespołu Michael Breitkopf „zawładnęli neonaziści”. Swoim koncertem zespół poparł małżeństwo artystów Birgit i Horsta Lohmeyerów, którzy przeciwstawiają się skrajnie prawicowemu środowisku narażając się jednocześnie na wrogie ataki. Niedawno spalono Lohmeyerom stodołę.
„Ludzi, którzy angażują się w imię demokracji pozostawia się samych sobie, gdy wobec przestępców prawie się nie tyka", krytykuje gitarzysta zespołu Michael Breitkopf. Wg niego w Niemczech rośnie liczba miejscowości, w których „państwo rezygnuje ze swojego monopolu władzy”. To musi się zmienić. Jedno z żądań apelujących artystów skierowane jest też do policji, by zastopowała przemoc wobec uchodźców oraz konsekwentniej ich chroniła.
Sprawa nie tylko prywatna
Bernd Mesowic, wiceszef organizacji pozarządowej Pro Azyl jest pod wrażeniem zaangażowania wolontariuszy „To genialne”, powiedział, ale w jego opinii społeczeństwo nie jest w stanie naprawić tego, co zaniedbała polityka. A jest tego sporo, uważa organizacja Pro Azyl. Mimo że nie trudno było przewidzieć, że liczba uchodźców przybywających do Niemiec będzie rosła, nie podjęto żadnych koniecznych środków zaradczych. Dotyczy to np. przystępnych w cenie mieszkań tak dla mieszkańców, jak i uchodźców w dużych ośrodkach miejskich. „Potrzebujemy totalnej zmiany polityki, jeśli chodzi o budownictwo socjalne, w innym razie nie zdołamy rozwiązać tego problemu”, ostrzega Bernd Mesowic.
Wg jego szacunków 40 procent uchodźców potrzebuje też opieki terapeutycznej i w tym przypadku potrzebna jest pomoc państwa. Wolontariusze nie są w stanie sami rozwiązać tych problemów. „Potrzebujemy programu z udziałem polityki”.
Nina Werkhäuser / tłum. Alexandra Jarecka