Archeologia w byłym obozie koncentracyjnym
4 września 2021Czasem badacze muszą jednak najpierw znaleźć byłe obozy, bo nie wszystkie są znane.
W kuźni byłego niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego Natzweiler-Struthof rosną dziś brzozy, a z murów zostały jedynie fundamenty. Ziemia jest niemal wszędzie porośnięta trawą. A jednak tutaj i w pozostałych miejscach byłego obozu ukryte są ślady, które dają wgląd w codzienny terror, któremu kiedyś poddawano więźniów. Na ich odnalezienie nadzieję mają archeolodzy, którzy pracują tu tego lata – w środku gór Wogezów w Alzacji.
Badaniom przewodzi Juliette Brangé, zaledwie 22-letnia magister archeologii. Architektura niektórych z ówczesnych budynków jest już zrozumiała, ale wiele pytań wciąż pozostaje bez odpowiedzi: co dokładnie działo się w pobliskim kamieniołomie, w którym musieli pracować więźniowie? Jaki cel miały tunele, które więźniowie musieli wykopywać w górach? I jaki dokładnie rodzaj pracy musieli wykonywać w kuźni?
Nieludzko wyczerpująca praca i fatalne warunki w obozie
Niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny Natzweiler-Struthof istniał w latach 1941-1944. Według informacji podawanych przez dzisiejsze Miejsce Pamięci w tym czasie zostało tu przywiezionych około 52 tysiące więźniów z całej Europy. Byli to głównie więźniowie polityczni, ale także Żydzi, Sinti i Romowie oraz homoseksualiści płci męskiej. Większość z nich pracowała w kamieniołomie, wielu z nich zmarło w obozie z powodu nieludzko wyczerpującej pracy i fatalnych warunków życia.
Brangé i 18 wolontariuszy obecnie prowadzą wykopaliska w pasie pomiędzy starym magazynem a kuźnią. Znaleźli tutaj pozostałości dachu pokrytego smołą i drogi zbudowanej przez więźniów. W kuźni odkryli imię Iwan, które ktoś wyrył w kamiennym cokole. A w biurach pod kuźnią można się nawet domyślać, gdzie kiedyś stały biurka i półki, bo pomalowano pomieszczenie farbą dookoła mebli.
Ale po co w ogóle prowadzić wykopaliska, skoro wciąż istnieją archiwa z dokumentami z czasów nazizmu i dostępne są relacje naocznych świadków?
Co więcej, czy te wydarzenia nie są zbyt bliskie w czasie, by interesować archeologię? Claudia Theune, profesor archeologii na Uniwersytecie w Wiedniu, zaprzecza. – Archeologia jest bardzo skuteczna, jeśli chodzi o codzienne życie, nawet takie prowadzone w ekstremalnych warunkach – mówi. – Znaleziska dostarczają nam informacji o strategiach przetrwania. Dokumenty pisemne zazwyczaj niewiele nam o tym mówią. Także naoczni świadkowie często relacjonują inne rzeczy niż przebieg dnia, codzienny terror – zauważa.
Pierwsze wykopaliska na terenie byłych nazistowskich obozów pracy przymusowej miały miejsce w Niemczech w latach dziewięćdziesiątych.
Jak mówi profesor Theune, archeolodzy zajmują się tym tematem niemal w całej Europie. Są zainteresowani chociażby strukturą budynków, okoliczną infrastrukturą, miejscami, w których pracowali robotnicy przymusowi, ale oczywiście także osobistymi przedmiotami należącymi do więźniów.
Znaleziska świadczą o woli przetrwania więźniów
Claudia Theune przyznaje, że dla niej, jako badaczki, szczególnie ważne są przedmioty, które pokazują wolę przetrwania więźniów. – Znaleźliśmy między innymi buty domowej roboty – relacjonuje. Zostały wykonane z kilku warstw resztek opon, aby choć trochę ochronić stopy. Więźniowie zrobili też własne łyżki, żeby mieć możliwość zjedzenia zupy. Prawdopodobnie, żeby do końca nie utracić tożsamości, nanosili swoje imiona lub inicjały na kubki czy miski.
W Sachsenhausen Claudia Theune znalazła małe drewniane serduszko – „wspomnienie, które wywołuje przyjemne uczucie na kilka sekund? To wszystko jest ważne aby przetrwać”, zaznacza.
Barbara Hausmair, adiunkt w Katedrze Archeologii Średniowiecza i Współczesności na Uniwersytecie w Innsbrucku, jest również przekonana o korzyściach płynących z archeologii dla lepszego zrozumienia epoki nazizmu. – Myślenie, że wszystko, co wiąże się z nazistowskim terrorem zostało w pełni przekazane, nie jest prawdą – stwierdza.
Według ogólnych szacunków United States Holocaust Memorial Museum w narodowosocjalistycznych Niemczech i okupowanych przez nie terytoriach istniało około 40 tysięcy obozów, spośród których nie wszystkie były obozami koncentracyjnymi. Wiele z nich było niewielkimi obozami, w których zmuszano do pracy od dziesięciu do stu osób. Te mniejsze obozy wciąż są stosunkowo mało zbadane. Hausmair zauważa, że w przypadku niektórych obozów nie wiadomo nawet, gdzie się znajdowały. Jako archeolog, która prowadziła badania w różnych byłych obozach, szczególnie interesuje ją pytanie: „jakie możliwości działania mieli ludzie, który byli więzieni w tak ekstremalnych warunkach?”
Znaleziska archeologiczne mogą dostarczyć decydujących odpowiedzi: czym ludzie byli zaopatrywani? Czy istniały sposoby, aby poprawić swoje codzienne życie? Czy więźniowie byli w stanie zdobyć dodatkowe jedzenie albo leki?
„Tuż za naszym progiem"
Jak dodaje Barbara Hausmair, archeologia może również wnieść istotny wkład w pokazanie ludziom, że nazistowskie wykorzystywanie „nie było ukryte na jakimś zapleczu, ale często miało miejsce tuż za naszym progiem". Przypomina, że tylko sam obóz koncentracyjny Natzweiler-Struthof miał około 50 podobozów w okupowanej Alzacji, Badenii-Wirtembergii i innych niemieckich landach. A te z kolei zazwyczaj nie były odizolowane na wsi, a połączone z zakładami produkcyjnymi, firmami i z infrastrukturą. Badanie tych miejsc i ich uwidacznianie ma kluczowe znaczenie dla procesu rozprawienia się z przeszłością.
Wykopy na terenie byłego niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego Natzweiler-Struthof mają zostać wznowione latem przyszłego roku. Następnie Juliette Brangé i jej zespół zajmą się tunelami.
(DPA/gwo)