Artystyczna globalizacja nad Renem: „Madame Butterfly“ z polskim udziałem
1 grudnia 2010„Madame Butterfly” należy do najpopularniejszych, ale i najtrudniejszych dzieł włoskiego mistrza. Zarówno przed śpiewakami, jak i orkiestrą stawia najwyższe wymagania. Dlatego każda inscenizacja tego dzieła jest wielkim wydarzeniem artystycznym.
Ostatnio wyczynu tego dokonała Opera Niemiecka w Düsseldorfie. Teatr ten należy do czołówki scen operowych w Niemczech. Jego „znakiem firmowym” jest międzynarodowość, rzec by można - artystyczna globalizacja. Tej światowości można doświadczyć właśnie na przedstawieniu „Madame Butterfly”.
Twórcą inscenizacji jest Kanadyjczyk Robert Carsen, orkiestrę prowadzi Włoch Enrico Dovico, a wśród odtwórców czterech głównych ról jest Ukrainka Natalia Kowaliowa (notabene, absolwentka Akademii Muzycznej we Wrocławiu), dwóch Polaków - Arnold Rutkowski i Katarzyna Kuncio - i Niemiec Stefan Heidemann.
Obrazu dopełnia temat opery: obyczajowe zderzenie kultur Zachodu i Dalekiego Wschodu w osobach Japonki i amerykańskiego marynarza oraz - w warstwie muzycznej - późnego romantyzmu, europejskiej stylizacji muzyki japońskiej i nowej tonalności XX wieku.
Międzynarodowy język
Muzyka od dawien dawna była językiem międzynarodowym; to właśnie przedstawiciele tego kunsztu od wieków przenikali granice państw i kultur. Nie przypadkiem właśnie wielcy muzycy jak Chopin, później także Paderewski i Rubinstein, a w naszych czasach Krystian Zimerman czy Krzysztof Penderecki byli (i są) ambasadorami Polski na całym świecie. Międzynarodowa symbioza artystyczna wydaje zwykle piękne i oryginalne owoce. Nie inaczej jest w Düsseldorfie. Słowiańska muzykalność Kowaliowej, Rutkowskiego i Kuncio wspaniale koresponduje z techniczną i brzmieniową precyzją niemieckiej orkiestry, emocjonalnie „rozbujanej” pod batutą Enrico Dovico. Kulminacją tej inscenizacji (i dowodem klasy Düsseldorfer Symphoniker i jej dyrygenta) jest sławne intermezzo pomiędzy II a III aktem - muzyka znakomicie dopełniona na scenie przez reżysera snem bohaterki o rodzinnym szczęściu i powrocie ukochanego.
Kontrowersyjny pomysł
Ciekawy (choć kontrowersyjny) jest inny szczegół inscenizacji w Düsseldorfie. Jego twórcy zdecydowali się bowiem na pierwotną wersję partytury (tzw. wersję mediolańską z 1904 roku). Porównanie z drugą wersją (opracowaną później przez samego kompozytora i dziś powszechnie graną) wypada na niekorzyść tej pierwszej. To przykład ekstrawagancji, która niekoniecznie wychodzi na dobre całości. Zastrzeżenia można mieć też do Arnolda Rutkowskiego, który momentami pod względem donośności głosu pozostawał w tyle za zespołem i orkiestrą. Takiego zarzutu - pomimo niewysokiej postury - nie można natomiast postawić Natalii Kowaliowej, która w ciągu ostatnich dwóch-trzech sezonów dokonała ogromnych postępów, szczególnie jeśli chodzi o górny rejestr. Potężny głos, wielka muzykalność, wszechstronność, dobra technika, ładna barwa (szczególnie w niskim i średnim rejestrze) czyni z niej jedną z bardziej obiecujących sopranistek w tej części Europy.
Wspomnieć warto też o dwóch dobrze zapowiadających się młodych Polakach, śpiewających role poboczne: Adamie Palce i Łukaszu Koniecznym. Wśród wykonawców „Madame Butterfly” zabrakło natomiast innego znakomitego polskiego śpiewaka, członka zespołu opery w Düsseldorfie: Tomasza Koniecznego. Publiczność w Düsseldorfie będzie mogła jednak przeżyć go już niedługo w spektaklu „Die Frau ohne Schatten” Ryszarda Straussa.
Bartosz Dudek
red. odp. Magdalena Szaniawska-Schwabe