Wystawa: losy dzieci w KZ Bergen-Belsen
16 kwietnia 2018DW: Po raz pierwszy jest Pani kuratorką wystawy dokumentującej tylko losy dzieci w niemieckim obozie koncentracyjnym. Jak do tego doszło?
Diana Gring*: Początki sięgają lat 90-tych ubiegłego stulecia. Nasz dyrektor naukowy Thomas Rahe rozpoczął wówczas pierwsze badania dotyczące losów dzieci w KZ Bergen-Belsen i nawiązał pierwsze kontakty z ocalałymi.
Sytuacja jest taka, że w wielu miejscach pamięci i w badaniach naukowych temat dzieci jest raczej niedoreprezentowany. W narodowosocjalistycznym procesie zagłady dzieci nie miały prawie szans. Dziecko, które dostało się do Auschwitz albo Treblinki, zostało poddane selekcji i niemal zawsze natychmiast zamordowane.
Temat ten – dzieci w obozach koncentracyjnych, jest prawie niezbadany przez naukowców. W ostatnich latach gromadziliśmy źródła historyczne i eksponaty dotyczące dzieci. Nawiązaliśmy wiele kontaktów z ocalałymi z obozów a dzięki projektowi rozmów na wideo, dysponujemy ponad 120 opowieściami o losach ludzi, którzy jako dzieci byli w Bergen-Belsen.
DW: Jakie wyobrażenie dają te wywiady o życiu dzieci w obozie?
DG: Bardzo różne, bo sytuacja dzieci w Bergen-Belsen zależała od wielu czynników: w jakim momencie dziecko dostało się do obozu, gdzie było więzione przedtem i ile miało lat. Jego położenie zależało też oczywiście od tego, czy dziecko zostało deportowane samo, czy z matką, z rodziną, z jakąś grupą. Niektóre dzieci, kiedy matka zginęła, zostawały w obozie same.
DW: W Bergen-Belsen przebywało około 3,5 tys. dzieci poniżej 15 roku życia. Kim były i skąd przybyły?
DG: W KZ Bergen-Belsen przebywało w sumie 120 tys. więźniów z całej, okupowanej przez Niemców Europy. I także dzieci przybywały z różnych krajów, na przykład z Holandii, Polski, Węgier, Francji. Większość stanowiły jednak dzieci żydowskiego pochodzenia. Ale były też dzieci z grupy Sinti i Romów, i dzieci rodziców prześladowanych politycznie.
DW: Może Pani podać jako przykład los jednego dziecka?
DG: Jest taki przykład z Holandii: dziś pani ta nazywa się Lous Steehuis-Hoepelman. Urodziła się w 1941 r. w żydowskiej rodzinie w Amsterdamie. Jej rodzice nie byli praktykującymi Żydami, byli komunistami zaangażowanymi w politycznym ruchu oporu. Kiedy w okupowanej przez Niemców Holandii rozpoczęły się deportacje Żydów, rodzice chcieli ochronić trzyletnią córeczkę oddając ją pod opiekę nieżydowskiej rodzinie.
Ta ją zdradziła, dziewczynka została aresztowana i sama wtrącona do więzienia. Stamtąd trafiła do obozu przejściowego Westerbork, gdzie dostała się do grupy sierot. A z Westerbork została przeniesiona do Bergen-Belsen i w końcu do niemieckiego obozu koncentracyjnego Theresienstadt, gdzie doczekała się wyzwolenia.
Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności i dzięki temu, że byli ludzie, którzy troszczyli się o osierocone dzieci, Lous mogła przeżyć. Z tamtego czasu ma do dzisiaj szmacianą lalkę. Kopię tej lalki pokazujemy na wystawie.
DW: Jak ta wystawa uzmysławia zwiedzającym obozowe życie tych dzieci?
DG: Dzieci właściwie nie zostawiają po sobie śladów – inaczej niż było to w przypadku dorosłych w obozie. Ale dzięki kontaktom z ocalałymi mogliśmy zgromadzić wiele eksponatów: to są obiekty, rysunki, wiersze. Przy ich pomocy próbujemy pokazać chociaż w przybliżeniu sytuację dzieci w obozie.
Wystawa jest podzielona na pięć bloków tematycznych. Pokazujemy w nich, w jakich warunkach ulokowane były dzieci w obozie, w jakich społecznych strukturach poruszały się, jaki był ich stan psychiczny, jakie czynniki zagrażały ich życiu: choćby przemoc, głód, apele. Ale pokazujemy też takie rzeczy, jak nauka czy zabawa.
DW: W co bawiły się dzieci w obozie?
DG: Robiły to, co robią dzieci na całym świecie – naśladowały otaczający je świat. Bawiły się więc w nazistów i Żydów albo liczyły zwłoki, które leżały przed ich barakami. Było to trudne, bo ciała leżały częściowo splątane. Opis życia dzieci w obozie zostawiamy przede wszystkim ocalałym.
Dysponujemy tym skarbem, jakim jest ponad 120 wywiadów, w których świadkowie historii, osoby, które wówczas były dziećmi opowiadają o wielu sytuacjach – na przykład jak to było, kiedy zmarł tata leżący obok na pryczy, albo sposób obchodzenia się z głodem czy co dawało im nadzieję.
DW: Wystawa pokazuje zdjęcia, dokumenty, pamiątki dzieci, które przeżyły. Który z eksponatów jest dla Pani szczególnie cenny?
DG: Spontanicznie powiedziałabym, że zdjęcie niemowlęcia. Jest takie zdjęcie małej dziewczynki, Henriette Hamburger. Kiedy zginęła w obozie, miała 10 miesięcy. Na tym zdjęciu uśmiecha się do kamery. Jest to jedyne zdjęcie, które zostało po niej jej rodzinie. Głęboko mnie ono porusza. W jednej z części wystawy przypominamy los blisko 600 dzieci, które zostały zamordowane w obozie.
DW: KZ Bergen-Belsen służył częściowo jako tzw. obóz wymiany, w którym naziści przetrzymywali rodziny jako zakładników. Dlatego przeżyło nieproporcjonalnie dużo dzieci. Jak obozowe doświadczenia wpłynęły na ich życie?
DG: To, że te dzieci przeżyły, zdecydowanie jest związane z tym, że Bergen-Belsen składał się z różnych obozów i w jednym z nich więźniowie i też rodziny były przetrzymywane jako zakładnicy (na wymianę za Niemców internowanych za granicą – red.). Odpowiedź natomiast na pytanie, jak ocalali obchodzili się ze swoimi obozowymi doświadczeniami, jest bardzo kompleksowa. Są ludzie, tak zwani Child Survivors, którzy prawie nigdy nie mówili o swoich przeżyciach. W trwającym dziesięciolecia procesie musieli najpierw poradzić sobie sami, musieli zrozumieć, nauczyć się obchodzenia z tą przeszłością. Część z nich nie zna nawet swojej tożsamości.
Mamy takiego ocalałego, który dostał się do obozu, jak miał 2,5 roczku. Nic nie wie o swoim pochodzeniu, przez całe życie próbował się dowiedzieć: skąd pochodzę, gdzie przynależę? Dużo zależało też od sytuacji dzieci po wojnie. Czy przeżyli rodzice lub ktoś z rodziny, czy dzieci zostały sierotami i trafiły do domów dziecka?
DW: Ówczesne dzieci są dzisiaj ludźmi w podeszłym wieku. Co tych świadków historii porusza dzisiaj?
DG: Z ostatnich lat wyniosłam wrażenie, że wiele Child Survivors dopiero teraz, w wieku 70-80 lat, zaczyna rozumieć, że także oni są ważnymi świadkami – moralnymi świadkami ocalałymi z nazistowskiej zagłady. Są dla nas dzisiaj bardzo ważni, chociażby dlatego, żebyśmy mogli dalej przeprowadzać z nimi rozmowy jako ze świadkami historii. 20 osób, takich świadków historii przyjedzie na otwarcie wystawy.
Cenisz nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku!
*Diana Gring, rocznik 1969, jest kuratorką czasowej ekspozycji „Dzieci w KZ Bergen-Belsen” (16.04.-30.09.2018 w Miejscu Pamięci – KZ Bergen-Belsen. Historyk Gring zajmuje się m.in. kontaktami ze świadkami historii, przeprowadzała też część rozmów z były dziećmi-więźniami.
Rozmawiał Klaus Krämer
Tł. Elżbieta Stasik