Belgijska prezydencja w UE: Ukraina i eurowybory
5 stycznia 2024Belgia z początkiem stycznia objęła już po raz trzynasty przewodnictwo w Radzie UE, w której rządy państw Unii są reprezentowane przez swych ministrów. Priorytetami belgijskiej prezydencji ma być „obrona praworządności i demokracji, wzmacnianie konkurencyjności UE, zielona i sprawiedliwa transformacja, wzmocnienie działań zdrowotnych, ochrona granic oraz promowanie globalnej roli Europy”, ale najważniejszym zadaniem będzie dalsze unijne wspomaganie Ukrainy. W sensie ścisłym polityką zagraniczną czy też kwestiami dozbrajania Kijowa zajmują się szczyty UE oraz Rada UE na posiedzeniach kierowanych nie przez prezydencję, lecz przez szefa unijnej dyplomacji Josepa Borrella, ale ostatecznie to na Belgach spocznie codzienne pilotowanie debat o sankcjach i szukaniu funduszy dla Kijowa również w kontekście 50 mld euro na lata 2024-27, które w grudniu zablokowały Węgry. To także Belgowie w Radzie UE ds. Ogólnych powinni – najwcześniej w marcu – uzyskać zgodę pozostałych państw Unii na szczegółowy mandat negocjacyjny w rozmowach akcesyjnych UE z Ukrainą i Mołdawią.
– Nasza prezydencja przypada w momencie, kiedy Europejczycy bardziej niż kiedykolwiek spoglądają na UE. Patrzą na Unię z wyraźnymi oczekiwaniami, by ich chronić, by wzmocnić nasz dobrobyt, by przygotować wspólną przyszłość. Ta wspólna przyszłość oznacza, oczywiście, również Ukrainę w sercu Europy. To najlepsza gwarancja naszej siły, stabilności oraz zbiorowego bezpieczeństwa dla ludności Ukrainy i dla Europy – powiedział w piątek [5.1.2023] belgijski premier Alexander De Croo po – inaugurującym prezydencję – posiedzeniu swego rząduz Komisją Europejską.
Trudne wybory (euro)parlamentarne
Natomiast dużym wewnątrzunijnym wydarzeniem w tym półroczu będą czerwcowe wybory do Parlamentu Europejskiego. Obecne sondaże wskazują na wzmocnienie sił skrajnych, ale przy zachowaniu dominacji ugrupowań głównego nurtu (centroprawicy, centrolewicy, liberałów, zielonych) stanowiących podporę czy też „koalicję europarlamentarną” (obecnie formalnie bez zielonych) na rzecz Komisji Europejskiej. Sama Belgia przeprowadzi jednocześnie z eurowyborami swe wybory krajowe oraz regionalne, ale to nie oznacza zmiany rządu w czasie prezydencji. Formowanie nowych powyborczych koalicji rządowych w Belgii trwa wiele miesięcy, a po wyborach z 2010 roku zajęło rekordowe 541 dni (500 dni po wyborach z 2019 roku).
Coraz mocniejsze słabnięcie politycznego centrum, które dotyka wiele krajów Unii oraz Parlament Europejski, w Belgii jest potęgowane podziałami językowo-politycznymi między frankofońską Walonią i niderlandzkojęzyczną Flandrią (Brukselski Region Stołeczny ma odrębny status dwujęzyczny). Obecnie zanosi się, że czerwcowe wybory przyniosą dalsze przesunięcie Flandrii na prawo i jednocześnie jeszcze mocniejszy skręt Walonii w lewo. Ponadto w Flandrii łącznie aż 35 proc. głosów mogą zgarnąć partie skrajne, czyli napędzany hasłami antyimigranckimi prawicowy Vlaams Belang (25 proc.), który zarazem stawia sobie za cel niepodległość Flandrii (czego nie popiera większość jej mieszkańców), oraz skrajnie lewicowa partia PVDA/PTB (10 proc.) będąca jedynym liczącym się ugrupowaniem „dwujęzycznym”, czyli prowadzącym kampanię wyborczą zarówno w Walonii, jak i Flandrii.
Obecny rząd Alexandra De Croo opiera się na koalicji siedmiu partii (flamandzkich chadeków, a także flamandzko-frankofońskich par partii liberalnych, lewicowych oraz zielonych). A jedno z kluczowych pytań na najbliższe wybory dotyczy powrotu prawicowej flamandzkiej partii N-VA, która ma teraz 21 proc. w sondażach, do rządu krajowego (współtworzyła go w latach 2014-18) ze swymi postulatami jeszcze większej decentralizacji Belgii, czyli – jak ujmują to przywódcy N-VA – „konfederalizacji” relacji między Flandrią i Walonią.
Orban po Belgach
Natomiast w unijnej Brukseli siły mocno euroscepetyczne zapewne pozostaną większym wyzwaniem w euroinstytucjach poza Parlamentem Europejskim. gdzie można je po prostu przegłosować. Bezpośrednio po Belgach półroczną prezydencję przejmują Węgry (potem Polska w pierwszej połowie 2025 roku) ku protestom części europosłów przelęknionych wizją rządu Viktora Orbana kierującego pracami Rady UE. Dyplomaci ze sporej części państw Unii spodziewają się pragmatycznego podejścia Budapesztu do swego unijnego semestru. Ale nie można wykluczyć, że obrady poświęcone praworządności lub procedurze z artykułu siódmego (wszczętej wobec Węgier i Polski) przebiegną w zwykłym trybie za prezydencji belgijskiej, a w węgierskim półroczu albo zostaną pominięte albo trzeba będzie szukać nadzwyczajnych rozwiązań, by to nie Węgrzy przeprowadzali w Radzie UE oficjalne wysłuchania samych siebie w kwestii naruszeń unijnych reguł państwa prawa.
Gorąco wokół Zielonego Ładu
Hiszpańska prezydencja zdołała w grudniu wynegocjować wstępny kompromis z przedstawicielami Parlamentu Europejskiego co do paktu azylowo-migracyjnego (z regułą „obowiązkowej solidarności”, w której relokacje mogą być zastąpione ekwiwalentem pieniężnym), w sprawie regulacji sztucznej inteligencji, a także ugodę Rady UE co do zreformowanych reguł dyscypliny budżetowej w Unii. Zadaniem Belgów będzie przełożenie tych kompromisów na szczegółowe akty prawne oraz doprowadzenie do formalnego przegłosowania przez Radę UE oraz przez Parlament Europejski przed końcem jego kadencji. To najgłośniejsze reformy, ale na Belgów czeka jeszcze grubo ponad setka reform, które zamierzają sfinalizować łącznie z europosłami.
Również z powodu zbliżającej się eurokampanii wyborczej obecnie w Unii coraz gorętsze stają się projekty w ramach Zielonego Ładu (część z nich czeka na zatwierdzenie przez Radę UE i europarlament), bo zmęczenie kosztami zielnej transformacji jest coraz mocniej zauważane – a zdaniem krytyków: coraz mocniej wykorzystywane – również przez rządy oraz partie głównego nurtu, w tym z unijnej centroprawicy, z której wywodzi się Ursula von der Leyen nadal broniąca ambitnych zielonych celów. – Jednym z tych priorytetów będzie realizowanie Zielonego Ładu tak, by nasze społeczeństwo i gospodarka widziały w tym korzyść dla siebie – powiedział De Croo.
Stały problem pieniędzy
Komisja Europejska regularnie ponagla Radę UE do prac nad nowymi źródłami dochodów dla budżetu UE. – Przy każdym poważnym wyzwaniu Europejczycy, nawet ci bardziej eurosceptyczni, oczekują, że Unia rozwiąże te wyzwania, bo same kraje nie mogą tego zrobić. Ale jeśli chce się odpowiedzieć na te wezwania, trzeba będzie zmieniać priorytety, co nieuchronnie prowadzi do dyskusji „skąd na to pieniądze?” – powiedział premier De Croo w jednym z niedawnych wywiadów. Obecnie aż około 70 proc. wpływów do wspólnej kasy UE to składki wpłacane przez 27 rządów wyliczane na podstawie wielkości ich gospodarek. Reszta to dochody własne Unii w ścisłym sensie, czyli głównie cła ściągane na wspólnej granicy celnej, wpłaty krajów UE ustalane – ujmując to w uproszczeniu – na podstawie wielkości ściąganego przez nie podatku VAT, opłata od krajów UE ustalana na podstawie ilości tworzyw sztucznych z opakowań, które nie zostały w tych krajach poddane recyklingowi
Komisja Europejska w ostatnich dwóch latach zaproponowała nowe źródła dochodów, które miałyby ustabilizować budżet UE oraz dostarczyć dodatkowych pieniędzy na – rozciągniętą do 2059 roku – spłatę długu zaciągniętego przez Unię na rynkach finansowych na potrzeby Funduszu Odbudowy. Na ten nowe dochody miałby składać się potrącenia od wpływów państw Unii z systemu handlu zezwoleniami na emisje CO2, od wpływów z nowej węglowej opłaty na granicach zewnętrznych Unii (CBAM), tymczasowe opłaty od wielkich firm międzynarodowych. Choć Parlament Europejski jest zasadniczo bardzo przychylny tym – wymagającym jednomyślności 27 krajów Unii – pomysłom, to dyskusje w Radzie UE bardzo się ślimaczą. Żadnych rozstrzygnięć w tych kwestiach nie należy spodziewać się za belgijskiej prezydencji, która może jednak wziąć na siebie przeprowadzenie dogłębniejszych debata o nowych źródłach budżetu UE.
Reforma Unii
W tym półroczu nie będzie też konkretów w sprawie reform wewnętrznych Unii (w tym skrojonych pod jej przyszłe rozszerzenie), ale Belgowie zapewne będą próbowali utrzymać ten temat przy życiu za pomocą ustalenia harmonogramów prac czy też zdefiniowania „grup zadaniowych”. – Zanim jako Unia staniemy się więksi, musimy stać się lepsi. Potrzebujemy UE, która jest w stanie podejmować decyzje w szybszy sposób, zachowując jednocześnie swoją jedność – przekonywał dziś De Croo.
Najkonkretniejszym wyzwaniem dla Unii jest ewentualne zreformowanie przyszłej polityki spójności oraz rolnej (poszerzona Unia potrzebowałaby na te dziedziny albo znacznie więcej pieniędzy albo sporych zmian w regułach przydzielanie funduszy). Bodaj nikt w Radzie UE nie ma teraz apetytu na reformę traktatów unijnych postulowaną przez Parlament Europejski, a pomysły zmian reguł głosowania w Radzie UE (to możliwe bez zmian traktatów) są obecnie bardzo odległe od uzyskania wymaganej jednomyślności 27 państw UE.