Berlin stolicą połamańców
11 lutego 2010W Berlinie otwarcie mówi się o "katastrofie". Tym razem - pogodowej. Takiej zimy dawno już w stolicy nie było. Owszem, jest biało, a więc ładnie, ale za to niebezpiecznie. Setki tysięcy ludzi z trudem walczy o zachowanie równowagi na chodnikach. Wielu się to nie udaje i trafiają do szpitali ze skomplikowanymi złamaniami.
Lekarze taśmowo operują połamańców
W stołecznych szpitalach i klinikach chirurdzy pracują na trzy zmiany i... nie dają rady. Zwożeni do nich karetkami połamańcy leżą w korytarzach, czekając na wolne miejsce na sali operacyjnej. Hendrik Ganter z kliniki im. Benjamina Franklina mówi, że w ciągu minionego weekendu spędził w niej okrągłą dobę. Nie jest przy tym wcale wyjątkiem. Jego koledzy z innych szpitali też pracują bez przerwy, składając połamane kości pechowcom.
Skąd się wzięło lodowisko
Wszystkiemu winna jest pogoda. Od dłuższego czasu na chodnikach gromadziło się błoto pośniegowe, którego nie nadążano uprzątać. Reszty dopełnił mróz. Błotko zamarzło na mur-beton i nic się go nie ima. Pomogłaby pewnie sól, ale w Berlinie nie wolno jej wysypywać na chodnikach, bo sól przesiąka potem do wód podskórnych i skutecznie niszczy korzenie drzew i atakuje wrażliwe łapy piesków, wyprowadzanych na spacer.
Kto chce bezpiecznie iść, ten jedzie
W tej chwili ten, kto chce w miarę bezpiecznie poruszać się po Berlinie, ten siada za kierownicą samochodu i wlecze się po równie śliskich ulicach w spacerowym tempie. No, może mniej śliskich niż chodniki, bo na asfalt nadal można sypać sól, co trochę ułatwia sytuację. Do tej pory wysypano jej już 25 ton, co zablokowało tworzenie się lodowej powłoki.
Stołeczne służby oczyszczynia miasta dysponują 450 piaskarkami i pługami. Są one w ciągłym ruchu i dzięki nim utrzymano ruch kołowy w mieście. Kiedyś jednak trzeba wysiąść z auta i wtedy zaczyna się dramat. Efektowne piruety można obserwować na każdym kroku. Wiele z nich kończy się równie efektownym upadkiem i - często - złamaniem lub, w najlepszym przypadku, bolesnymi potłuczeniami.
Berlińczycy - do oskardów!
W Niemczech wszystko musi być uregulowane stosownymi przepisami. Na lód i śnieg też są tu paragrafy, ale tym razem nie zdają opne egzaminu. Dlaczego? Bo zostały skorygowane uchwałą berlińskiego Senatu, po doświadczeniach "zimy stulecia" na przełomie 1978/79 roku.
Do tamtej pory sprawa była jasna: zalegający na chodnikach śnieg i lód należało usuwać miotłami, łopatami i - w razie potrzeby - motykami i oskardami tak długo, aż oczom spracowanych "usuwaczy" ukażą się gołe płyty chodnikowe. Tamtej zimy śniegu i lodu było tak dużo, że nie zdążono go usuwać i Senat zadecydował, że śnieg wystarczy tylko odgarnąć. Sęk w tym, że teraz spod odgarniętego śniegu wyłazi ubity podeszwami przechodniów lód, z rzadka tylko posypany piaskiem. No i mamy ślizgawkę!
A może by tak dynamitem?
Berlińczycy domagają się od władz miasta zatrudnienia dodatkowych sił porządkowych, ale na to potrzeba pieniędzy, których nie ma. W tej sytuacji jedni, jak pewna rencistka, o której pisał tabloid Bild nie wychodzą po prostu od tygodni z domu, inni zaś zgłaszają coraz nowe propozycje. Na przykład takie, żeby do odladzania chodnik#w użyć żołnierzy Bundeswehry i materiałów wybuchowych!
Żarty żartami, ale sytuacja jest naprawdę poważna. Na żołnierzy liczyć raczej nie można - są potrzebni w Afganistanie - ale może by tak wykorzystać bezrobotnych i da* im robotę przy łopacie? Pomysły się mnożą, lód tężeje, a liczba połamańców rośnie. Jak to dobrze, że dojście do Pałacu Filmowego na otwarcie festiwalu Berlinale wyłożono przyczepnym, kokosowym, czerwonym chodnikiem!
Bernd Gräßler / Andrzej Pawlak
Red. odp.: Bartosz Dudek