Berliner Zeitung: dlaczego nie poznamy prawdy o Nord Stream
27 sierpnia 2024W światowych mediach krąży od dłuższego czasu wiele nieoficjalnych, czasem sensacyjnych doniesień na temat ustaleń śledztwa w sprawie sabotażu na gazociągach Nord Stream we wrześniu 2022 r.: O śladach materiałów wybuchowych, znalezionych na pokładzie jachtu „Andromeda”, który był w rejonie eksplozji kilka dni wcześniej, o ukraińskiej firmie w Warszawie, a ostatnio o wymknięciu się z Polski obywatela Ukrainy, za którym Niemcy wystawiły list gończy w związku z sabotażem.
Te próby ustalenia prawdy krytycznie analizuje na łamach dziennika „Berliner Zeitung” niemiecko-polski publicysta Klaus Bachmann. Jak zauważa, gdy dziennikarzom, udaje się odnaleźć kogoś z załogi jachtu „Andromeda”, osoba ta zawsze zaprzecza, by miała cokolwiek wspólnego z sabotażem na Nord Stream. „ Żadna organizacja terrorystyczna, żadne państwo nie przyznało się jeszcze do odpowiedzialności. Wszystkie inne zaangażowane kraje, od Szwecji po Polskę i Danię, zamknęły już swoje dochodzenia” – dodaje Bachmann.
Wskazuje też, że o ile w Niemczech „niektórzy są oburzeni wysadzeniem Nord Stream i uważają to za akt terroryzmu oraz poważną szkodę dla niemieckich interesów, to inni postrzegają to z satysfakcją jako akt nieodwracalnej emancypacji od rosyjskiego gazu”. „W Polsce praktycznie wszyscy cieszyli się z sabotażu”, zauważa autor. I dodaje, że gdy w dzienniku „Wall Street Journal” pojawiły się niedawno sugestie, jakoby Polska pozwoliła wymknąć się poszukiwanemu nakazem aresztowania obywatelowi Ukrainy, „w Warszawie puściły nerwy”. Premier Donald Tusk oświadczył na platformie X: „Do wszystkich patronów i inicjatorów Nord Stream 1 i 2: Powinniście dziś zrobić w związku z tym tylko jedno: przeprosić i siedzieć cicho”. „Kanclerz Olaf Scholz i minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock milczeli w tej sprawie. W ten sposób dają dobry przykład” – uważa Klaus Bachmann.
Bezcelowe i nieproporcjonalne dochodzenie
Autor zastrzega, że nie uważa, iż nie należy w ogóle prowadzić dochodzenia, ponieważ „wynik może nam się nie spodobać” i może być „wodą na młyn dla Kremla”. „Z drugiej strony uważam, że bezcelowe i nieproporcjonalne jest prowadzenie dochodzenia w sprawie, w której od samego początku nie ma szans na ustalenie, kto za tym stoi, jak również dokładnych okoliczności zdarzenia oraz na ukaranie sprawców” – ocenia Bachmann. Jego zdaniem dziennikarze, politycy oraz opinia publiczna „dają się nabrać”.
Tłumacząc, dlaczego tak uważa, podaje przykład innej afery, która w przeszłości wstrząsnęła opinią publiczną dużo bardziej niż sabotaż na Nord Stream. Chodzi o aferę, zawiązaną z mordercą i pedofilem Markiem Dutroux w Belgii sprzed około trzech dekad. „Skrajna nieufność, jaką Belgowie darzyli swoje państwo, sprawiła, że uwierzyli nawet w najbardziej dziwaczne teorie spiskowe” – pisze Bachmann, przypominając o opisywanych przez niektóre media rzekomych spiskach pedofilskich, sięgających nawet szczytów władzy i rodziny królewskiej. Dziennikarz, który koncentruje się na aspektach sprawy wskazujących na spisek, zyskuje uwagę kolegów, czytelników, a także wyższe honorarium.
„Nie powinno to jednak prowadzić do wniosku, że dziennikarze i media ‚manipulują’. Wcale tak nie jest. Zachowują się jak normalni ludzie, tacy jak ty i ja: podejmują taki sam wysiłek, jaki jest konieczny do osiągnięcia ich celu (uwagi i honorarium). Tak jak każdy z nas. I mogą polegać na tym, że ich czytelnicy są skłonni wyciągać wnioski ze zbiegu dwóch wydarzeń. Kiedy piszą, że ‚Andromeda’ była w miejscu eksplozji, a potem rurociąg eksplodował, chcą nam powiedzieć (a my chcemy w to wierzyć), że doszło do wybuchu, ponieważ ‚Andromeda’ tam była. Nie interesuje nas, czy były tam jakieś inne statki. Dlatego się tego nie dowiadujemy” – tłumaczy autor.
Za mało, by skazać domniemanych sprawców
Idąc tym tropem podaje w wątpliwość twierdzenia Augusta Hanninga, który był szefem niemieckiego wywiadu BND za rządów kanclerza Gerharda Schrödera. W rozmowie z mediami sugerował on, że w sabotaż zamieszany jest polski prezydent Andrzej Duda – „mimo, że nie ma on żadnej władzy nad polskimi służbami”. Wskazuje, że nawet jeśli uwierzyć Hanningowi, to Duda oraz prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski są objęci immunitetem również po zakończeniu kadencji, bo rzekomo „spiskowali przeciwko Nord Stream w ramach pełnienia obowiązków, a nie prywatnie”. „Podobnie jak były polski postkomunistyczny prezydent Aleksander Kwaśniewski i jego premier Leszek Miller wiedzieli o porwaniach i torturach CIA w Polsce 20 lat temu i tolerowali je, ale nigdy nie zostali za nie pociągnięci do odpowiedzialności, nawet podczas ośmiu lat rządów zagorzale antykomunistycznego PiS” – pisze Bachmann.
Zgodnie z tym, co przedostało się do mediów, załoga „Andromedy” miałaby być odpowiedzialna za wybuch na Nord Stream, ponieważ znajdowała się w pobliżu miejsca zdarzenia w tym czasie, a ślady materiałów wybuchowych znaleziono na jachcie trzy tygodnie po eksplozji. „Co prawda jest wiele dziwnych rzeczy, takich jak podrobione paszporty, którymi podobno identyfikowali się niektórzy członkowie załogi, powiązania z armią i ukraińskimi służbami specjalnymi. To najwyraźniej wystarczyło do wydania nakazu aresztowania, ale jaki sędzia skazałby kogoś, ponieważ znajdował się w pobliżu miejsca zbrodni, a kilka tygodni potem znaleziono ślady materiałów wybuchowych na łodzi, którą wtedy wynajął? – dodaje autor.
Nawet jednak, gdyby udało się pojmać i skazać załogę, to w wyniku eksplozji nikt nie zginął ani nie został ranny, zaś za czyny objęte śledztwem: sabotaż antykonstytucyjny i doprowadzenie do eksplozji grozi kara do pięciu oraz w drugim przypadku do trzech lat więzienia albo kara grzywny. Skazani wyszliby na wolność najpóźniej po trzech latach za kratkami. „Jeśli naprawdę są agentami obcego mocarstwa, najlepiej byłoby dla nich, gdyby poszli w ślady mordercy z Tiergarten i po prostu milczeli. Wtedy nie dowiemy się niczego o ewentualnych innych, nie objętych immunitetem pośrednikach między nurkami a głowami państw” – ocenia Klaus Bachmann.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>