Brexit. Unia czeka na pieniądze od Londynu
20 października 2017Rządowi Theresy May bardzo zależy na jak najszybszych negocjacjach o okresie przejściowym pomiędzy brexitem (najpóźniej w marcu 2019 r.) a wejściem w życie nowej brytyjsko-unijnej umowy o stosunkach handlowych. Coraz mocniej naciska na to europejski biznes, a szczególnie Brytyjczycy (i inwestorzy na Wyspach Brytyjskich) bojący się chaosu prawnego po marcu 2019 r., czyli w czasie układania nowych relacji handlowych między Londynem i UE. Brytyjska premier w swym wrześniowym przemówieniu we Florencji zadeklarowała, że okres przejściowy powinien trwać około dwóch lat. Wlk. Brytania nie miałaby prawa głosu w instytucjach UE, ale miałaby przestrzegać prawie wszystkich unijnych reguł.
Reszta krajów UE nie jest przeciwna temu pomysłowi May, ale chce najpierw zakończyć pierwszą, „rozwodową fazę” rokowań brexitowych, a dopiero potem w drugiej fazie rozmawiać o umowie handlowej i poprzedzającym ją okresie przejściowym. Pierwsza faza dotyczy gwarancji pobrexitowych obywateli UE w Wlk. Brytanii, pomysłów na uniknięcie kontroli granicznych między unijną Irlandią i brytyjską Irlandią Płn. oraz – to teraz największy problem – pieniędzy. Zdaniem Brukseli brytyjski długi wobec UE (głównie wynikający ze zobowiązań wobec unijnego budżetu 2014-2020) będzie wynosił ok. 60 mld euro w chwili brexitu, a z florenckiego przemówienia May wynika gotowość do zapłacenia tylko ok. 20 mld euro.
Najpierw pieniędze
May w ostatnim tygodniu usiłowała przełamać dwufazową taktykę negocjacyjną UE – dzwoniła w tym celu m.in. do francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona i kanclerz Angeli Merkel, a w ostatni poniedziałek (16.10.2017) przyjechała na kolację do szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude Junckera. – Najpierw pieniądze. To było wspólne przesłanie wszystkich rozmówców May – mówi nam wysoki urzędnik UE. W rezultacie przywódcy 27 krajów Unii w piątek (20.10.2017) w zaledwie półtorej minuty zatwierdzili pisemne konkluzje swego szczytu potwierdzające, że w pierwszej fazie rokowań brexitowych nie osiągnięto „wystarczającego postępu”. A to oznacza, że nie ma zielonego światła dla rozmów o okresie przejściowym i umowie handlowej.
W czwartek wieczorem premier May wzywała pozostałych przywódców, by zgodzili się na porozumienie, którego będzie mogła wybronić przed własnymi wyborcami. Zajęło to tylko około pięciu minut przy kawie kończącej szczytową kolację. – Rozumiem, że to trudne w brytyjskiej polityce wewnętrznej. Ale to brytyjscy wyborcy zagłosowali za brexitem, a nasi wyborcy i podatnicy nie mogą za to płacić. Zacznijmy wreszcie na serio negocjować o pieniądzach – tłumaczył jeszcze przed szczytem dyplomata jednego z zachodnich krajów UE.
Bliska ugoda co do praw Polaków
O ile rozmowy o irlandzkiej granicy na tym etapie skończą się tylko na ogólnikach, ale kwestia praw obywateli UE po brexicie (w tym około 900 tys. Polaków w Wlk. Brytanii) jest bardzo bliska szczegółowej ugody. Premier May w dniu przyjazdu do Brukseli ogłosiła – niewnoszący nic nowego do negocjacji z Brukselą – list do obywateli UE, w którym pisze, aby pozostali wraz ze swoimi rodzinami w Wlk. Brytanii. Istotnie, Brytyjczycy już od kilkunastu tygodni zgadzają się, by obecnie mieszkający w Wlk. Brytanii obywatele UE pozostali na mniej więcej obecnych zasadach. Chodzi nie tylko o zwykłe prawo pobytu, które prawdopodobnie można by wybronić przed brytyjskimi sądami nawet bez ugody z UE, ale ponadto o prawa do zasiłków, pełnej opieki zdrowotnej, niepodwyższone czesne za studia, emerytury).
Jednak spór nadal dotyczy „eksportu zasiłków” – czyli świadczeń np. na te dzieci Polaków pracujących w Londynie, które mieszkają w Polsce np. u dziadków. Ponadto Londyn nie godzi się na zachowanie obecnej pełnej swobody obywateli UE do łączenia rodzin, czyli ściągania do Wlk. Brytanii obecnych i przyszłych małżonków bez żadnych dodatkowych kontroli. Ponadto Unia wciąż domaga się zachowania kluczowej roli Trybunału Sprawiedliwości UE w interpretowaniu przepisów gwarantujących dotychczasowe prawa Polaków i innych obywateli UE w Wlk. Brytanii.
Jak wesprzeć May
Sprawa brexitu oraz przyszłych relacji z Unią dzieli torysów, a nawet ministrów w rządzie Theresy May. Sama premier jest atakowana przez jastrzębi przekonujących, że zerwanie negocjacji z Unią nie byłoby żadną katastrofą (w istocie byłoby bardzo kosztowne gospodarczo i politycznie dla obu stron). Dlatego na szczycie UE – pomimo odrzucenia postulatów May co do rozmów o okresie przejściowym – wysłano też pozytywne sygnały wspierające jej linię.
– Zmierzamy do dobrego rezultatu. Nie widzę żadnego powodu, byśmy nie odnieśli sukcesu – tak o brexitowych rokowaniach mówiła Angela Merkel podczas konferencji prasowej. Niemiecka kanclerz jest postrzegana przez wielu torysów (i wiele brytyjskich mediów) jako główna adwokatka „dobrego dealu”.
Ponadto przywódcy 27 krajów UE zapowiedzieli, że jeśli na grudniowym szczycie ocenią, że osiągnięto „wystarczający postęp” w pierwszej fazie negocjacji, to od razu zatwierdzą wytyczne negocjacyjne dotyczące drugiej fazy (rokowania ze strony Unii prowadzi Michel Barnier). Dlatego już teraz zlecili prace nad tymi wskazówkami. I właśnie taka zapowiedź bezzwłocznego przejścia do rozmów o okresie przejściowym to jedyne „osiągnięcie” May w Brukseli. – Jestem optymistyczna i patrzę pozytywnie na przyszłość Wlk. Brytanii i tych negocjacji – powiedziała Theresa May.
Tomasz Bielecki, Bruksela