Bruksela bezradnie patrzy na Berlin
20 listopada 2017Niemcy i Francja od początku stanowiły napęd integracji europejskiej, ale w ostatniej dekadzie Berlin wyrósł na dominującą stolicę w Unii Europejskiej – zwłaszcza za sprawą kryzysu strefy euro i roli Niemiec w ratowaniu euro. Szkopuł w tym, że za sprawą cyklu wyborczego w Niemczech kanclerz Angela Merkel już mniej więcej od czerwca prowadziła unijną politykę na pół gwizdka (bo kampania wyborcza). A po wrześniowych wyborach Niemcy – w oczekiwaniu na sformowanie nowego rządu - wstrzymywały się w Brukseli od decyzji wagi ciężkiej. W ślad za Niemcami wstrzymywała się cała UE, bodaj jedynym wyjątkiem jest promowane przez Berlin i Paryż, zacieśnianie współpracy obronnej w ramach nowych struktur PESCO.
Paryż czeka i czeka
Tyle, że w Unii od miesięcy oczekuje się nie tyle na PESCO, lecz przede wszystkim na szybkie wykuwanie niemiecko-francuskiego kompromisu w kwestii reform eurolandu. Francuski prezydent Emmanuel Macron wygrał w maju wybory prezydenckie z ambitnym, lecz kontrowersyjnym dla Niemiec programem reform UE – różnice zdań dotyczą m.in. wielkości przyszłego budżetu strefy euro i kompetencji planowanego Europejskiego Funduszu Walutowego. Macron cierpliwie oczekiwał sformowania nowego rządu Merkel, ale – jak w poniedziałek ujął to jeden z francuskich dyplomatów – czekanie aż do wiosny 2018 r. nie było we francuskich planach.
Sam Macron zdawkowo powiedział w poniedziałek francuskim mediom, że chce, by „główny partner Francji [Niemcy] był stabilny i silny, by wspólnie z nim iść do przodu”.
– Załamanie się rozmów koalicyjnych w Berlinie to zła wiadomość. Niemcy to bardzo wpływowy kraj. Bez nowego rządu Niemcy w Brukseli nie będą mieć mandatu do działania. I bardzo trudno będzie nam wszystkim podejmować trudne decyzje – powiedział dziennikarzom Halbe Zijlstra, szef holenderskiego MSZ na marginesie spotkania Rady UE w Brukseli. Inni, niżsi rangą dyplomaci zakulisowo drwili, że choć „okno reformatorskich możliwości”, które – jak w maju obwieszczano w Brukseli – otworzyło się wraz z wyborem Macrona, może się zamknąć, nim Niemcy zdążą sformować rząd. Ale to tylko uwypukla niemałe zaskoczenie reszty Unii Europejskiej, że również Niemcy – pełniące w ostatnich latach rolę opoki stabilności w UE – mogą mieć kłopoty ze stabilnym rządem.
Dobrą minę starała się robić w poniedziałek Komisja Europejska, która już w pierwszej połowie grudnia zamierza przedstawić projekt Europejskiego Funduszu Walutowego dla eurolandu. – Ufamy, że procedury konstytucyjne w Niemczech dostarczą stabilności i ciągłości, która jest znakiem firmowym Niemiec – powiedział Margaritis Schinas, główny rzecznik Komisji Europejskiej. Zgodnie z przedstawionym niedawno przez Donalda Tuska „Programem Przywódców” decyzje co do reform UE powinny zapaść na szczycie w czerwcu 2018 r. Ale ten harmonogram może się zawalić, jeśli prace nad projektami nie zaczną się w najbliższych tygodniach.
Skrajna prawica miesza w Europie
– Brak rządu Niemiec odczuwam na co dzień podczas moich prac w Brukseli. Negocjujemy przepisy o geoblokowaniu, ale w Radzie UE po prostu nie ma teraz głosu Niemiec. Estońska prezydencja zamierza zamknąć kwestię tej reformy do końca tego roku, a głosu Berlina z powodu braku nowego rządu chyba nadal nie będzie – mówi europosłanka Róża Thun (PO).
Thun zwraca jednak uwagę na ważniejszy kontekst kłopotów Merkel. – Gdyby nie blisko 13 proc. głosów dla AfD w wyborach, układ parlamentarny w Niemczech nie zostałby wytrącony z równowagi. To pokazuje, jak skrajna prawica – choć w mniejszości – potrafi namieszać w Europie. Ta sama skrajna prawica, której sprzyja Kreml – tłumaczy Thun. Apeluje, by odebrać to jako ostrzeżenie także dla Polski przed bagatelizowaniem ugrupowań, które organizowały niedawny marsz narodowców w Warszawie.
Tomasz Bielecki, Bruksela