Bundesliga wygrywa nie tylko na boiskach
23 sierpnia 2012- Bundesliga ma zadatki na to, by stać się dominującą siłą wśród lig europejskich - twierdzi Emmanuel Hembert z firmy doradczej A.T. Kearney w Duesseldorfie. A to przede wszystkim za sprawą nowej umowy o transmisjach telewizyjnych.
Drudzy w "Big Five"
W kwietniu br. Bundesliga zawarła nową umowę o sprzedaży praw do transmisji telewizyjnych. W następnych 4 latach zarobi na prawach 2,5 mld euro, to jest 628 mln za sezon; lwia część wpływów pochodzić będzie od płatnego kanału TV Sky. Jest to suma o 50 proc. wyższa niż wpływy z tego tytułu w ubiegłych latach. Stefan Ludwig, dyrektor działu Sport-Business w firmie doradczej Deloitte zaznacza jednak, że jest to mniej niż na prawach telewizyjnych zarabia angielska Premier-League. Jest on przekonany, że Anglicy jeszcze długo będą wiedli prym.
Na potencjał ekonomiczny piłkarskiej ligi - jak zaznacza Ludwig w rozmowie z DW - składają się oprócz wpływów ze sprzedaży praw także sponsoring i wpływy od kibiców. - Jeżeli weźmie się te trzy czynniki razem, Bundesliga ma niekwestionowane drugie miejsce w gronie tzw. "Big Five" czyli pierwszych lig w Anglii, Niemczech, Hiszpanii, Włoszech i Francji - twierdzi.
To, że Niemcy prześcignęli hiszpańską Primera Division wynika z tego, że Hiszpanie mają jedyną ligę, która prawa do transmisji sprzedaje decentralnie, czyli każdy klub sam dla siebie, podobnie jak piłkarze. Prowadzi to do sytuacji, że dwa najważniejsze hiszpańskie kluby, Real Madryt i FC Barcelona są głównymi graczami, przy których dalsze kluby pierwszoligowe wyglądają jak płotki.
Solidarnie
- Sytuacja w Bundeslidze jest zupełnie inna. Tu jest dość równomierny i solidarny podział pieniędzy pomiędzy 18 klubami - zaznacza Ludwig. Bundesliga zarządza centralnie prawami telewizyjnymi i rozdziela potem wpływy na kluby. Tak więc również kluby ze środka listy, czy te, którym grozi spadek do niższej klasy, otrzymują pieniądze ze sprzedaży praw. Oczywiście, że FC Bayern czy Schalke 04 dostają znacznie więcej niż Mainz 05 czy FC Augsburg, ale nikt nie zostaje z pustymi rękami. Stąd też ekonomiczne różnice między klubami nie są tak znaczne jak w innych narodowych ligach.
Rozsądnie gospodarują
Stefan Ludwig podkreśla, że niemieckie kluby potrafią gospodarować pieniędzmi. Każdy z nich musi przejść specjalną procedurę, aby otrzymać wymaganą licencję: jeżeli klub nie jest w stanie przedstawić rozsądnej koncepcji ekonomicznej, nie ma co liczyć na licencję.
Gdzie indziej sprawy te są traktowane dużo bardziej pobłażliwie. Częstokroć w zagranicznych klubach ignoruje się nakaz, wedle którego klub może przekazać swoim gwiazdorom tylko część swych dochodów. - Znane są nam przypadki klubów, które więcej wydają na zawodników, niż wynoszą ich dochody. A mają one przecież jeszcze inne wydatki - zaznacza Ludwig.
Powściągliwi w transferach
Co się zaś tyczy inwestycji w transfer zawodników, Niemcy są tradycyjnie na szarym końcu, choć w tym roku Bundeslidze przytrafić może się rekord, bo sezon transferów jeszcze się nie skończył.
18 klubów pierwszoligowych wydało w tym roku na nowych zawodników już 186 mln euro. Przypuszczalnie pobiją rekord z 2007 roku, kiedy transfery kosztowały je 194 mln euro. Lecz Niemcy wypadają dość skromnie w porównaniu międzynarodowym. 20 angielskich klubów pierwszoligowych wydało na graczy już 300 mln euro, włoska seria A - 280 mln, Francuska liga - ok. 198 mln.
Siła kibica
Gospodarcze znaczenie Bundesligi dla niemieckiego rynku jest także nieocenione - zaznacza ekonomista zajmujący się relacjami biznesu i sportu. Sama tylko pierwsza liga miała obroty rzędu 1,7 mld euro. - Jeżeli wziąć do tego jeszcze drugą ligę - wyjdzie ponad 2 mld - twierdzi.
Każdego dnia, kiedy rozgrywana jest jedna z 34 kolejek Bundesligi na stadionach kibicuje prawie 400 tys. osób. A wiadomo, że tłum kibiców je, pije, kupuje koszulki, proporczyki, szaliki i gadżety. Jeżeli kibice jadą na mecz wyjazdowy dochodzą do tego jeszcze koszty przejazdu. - Jest to bardzo ważny czynnik - podkreśla Ludwig. - Ludzie muszą dojechać, wrócić, nocować, coś zjeść - dodaje.
Dlatego kibiców uważa się za najważniejszy kapitał Bundesligi. Żadna inna liga europejska nie przyciąga na mecze tylu kibiców. Podczas, gdy w Anglii mecze na żywo ogląda przeciętnie 35 tys. widzów, we Francji, Włoszech i Hiszpanii - pomiędzy 20 tys. i 28 tys. fanów, w Niemczech ta przeciętna wynosi 42 tys.
Dirk Kaufmann / Małgorzata Matzke
red.odp.: Iwona D. Metzner