Bundestag XXL. Niemcy muszą odchudzić parlament
1 lutego 2023Tym razem musi się udać. Taką decyzję podjęła czerwono-zielono-żółta koalicja rządząca. W połowie stycznia SPD, Zieloni i FDP przedstawili projekt ustawy mającej na celu dokonanie tego, co nie było możliwe od lat: zmniejszenie składu Bundestagu. Żaden inny demokratycznie wybrany parlament nie jest tak duży. W niemieckim parlamencie zasiada aż 736 posłów. Wynika to ze skomplikowanej ordynacji wyborczej (pierwszy i drugi głos, mandaty nadliczbowe i wyrównawcze). Właściwie powinno być tylko 598 posłów, którzy wchodzą do parlamentu jako kandydaci bezpośredni z okręgów wyborczych i z partyjnych list krajowych.
Zgodnie z planami SPD, Zielonych i FDP mandaty wyrównawcze i nadliczbowe mają zostać w przyszłości zlikwidowane. W ten sposób można by osiągnąć docelową wielkość maksymalnie 598 posłów. Propozycja może jednak oznaczać, że posłowie wybierani bezpośrednio w okręgu wyborczym nie otrzymają mandatu w Bundestagu. Ponieważ zwycięzcy z okręgów wyborczych otrzymują swój mandat tylko wtedy, gdy także wyniki głosowania na ich partię z listy krajowej są odpowiednio wysokie.
Konstantin Kuhle z FDP powiedział w rozmowie z DW: – W czasach kryzysu, inflacji i wysokich cen energii obywatele słusznie oczekują, że politycy także zacisną pasa. Kuhle jest członkiem komisji przygotowującej propozycje zmian w ordynacji wyborczej. Jego kolega z ramienia SPD, Sebastian Hartmann tak mówi o planowanych zmianach: – Nie chcemy żadnych drobnych reformek, chcemy fundamentalnie zająć się ordynacją wyborczą. A Till Steffen z Zielonych dodaje, że jak dotychczas reforma była po prostu zbyt często „bojkotowana”. – Tym razem musi nam się udać przeprowadzić właściwą reformę wyborczą.
W umowie koalicyjnej trzy partie rządzące zobowiązały się do zmniejszenia parlamentu. Członkowie komisji wiedzą, że jest to gigantyczne zadanie. Inni zmagali się z tym problemem przez ponad dekadę. Porażkę ponieśli nawet wpływowi politycy, tacy jak były przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert (CDU) czy Wolfgang Schaeuble (CDU), także były przewodniczący Bundestagu i jego szara eminencja. Tymczasem z upływem lat Bundestag ciągle się rozrastał. W XV kadencji – od 2002 do 2005 roku – było jeszcze 603 posłów, w ciągu kolejnych czterech lat już 614. I tak dalej. Bundestag rozrósł się do wielkości XXL z 736 deputowanymi.
– Wszystkie partie dostrzegają konieczność redukcji, ale jednocześnie są wstydliwie ostrożne, bo boją się, że na skutek reformy mogą ponieść straty – powiedział DW prof. Klaus Stuewe, kierujący Katedrą Polityki Porównawczej na Katolickim Uniwersytecie Eichstaett-Ingolstadt.
Już teraz potężna Unia (CDU/CSU) zastrzega, że propozycje koalicji rządowej są nie do przyjęcia. Sekretarz generalny małej bawarskiej CSU mówi nawet o „oszustwach wyborczych”. Ci, którzy odmawiają wybranym w wyborach bezpośrednich posłom miejsca w parlamencie, działają jak w „państwie zbójeckim”. I tak było zawsze w ostatnich latach: wzajemne oskarżenia, upór, brak chęci do podjęcia reform. Zwłaszcza ze strony CSU, która czerpie korzyści z dotychczasowych regulacji. – Reforma ordynacji wyborczej to niekończąca się historią – podsumował prof. Stuewe w wywiadzie dla DW.
Skomplikowany system głosowania
W Niemczech głosowanie odbywa się w systemie spersonalizowanych wyborów proporcjonalnych. Na karcie do głosowania wyborcy stawiają dwa krzyżyki – mają dwa głosy. Jeden to głos na przedstawiciela okręgu wyborczego (tzw. pierwszy głos). Obowiązuje tu następująca zasada: ten, kto otrzyma najwięcej głosów, na pewno dostanie mandat w Bundestagu. Tzw. drugi głos oddawany jest na kandydata z listy partyjnej danego kraju związkowego. Jeśli partia zdobędzie większą liczbę bezpośrednich mandatów (pierwszy głos), niż przysługujące jej w wyniku pozyskanych drugich głosów, to ma prawo do tzw. mandatów nadliczbowych. Przed preferowaniem dużych partii chronią dodatkowe mandaty, tzw. mandaty wyrównawcze. W ostatnich wyborach federalnych w 2021 roku stanowiły one aż 138 dodatkowych mandatów.
Niemiecka ordynacja wyborcza jest zbyt skomplikowana, przyznają nawet eksperci. Polityk Zielonych Till Steffen donosi, że na stoiskach informacyjnych wielokrotnie doświadcza, że „wyborcy mają trudności ze zrozumieniem systemu pierwszych i drugich głosów”. Parlamentarzysta FDP Konstantin Kuhle w rozmowie z DW jedną z przyczyn widzi w fakcie, że „Niemcy są krajem bardzo mocno nacechowanym federalizmem”. Podkreśla, że zawsze należało brać pod uwagę „specyfikę landową”. Doprowadziło to do tego, że niemiecki system wyborczy jest tak skomplikowany i różny w zależności, czy są to wybory samorządowe, krajowe czy europejskie.
Prof. Klaus Stuewe uważa propozycję koalicji za uzasadnioną. Obecnie i tak nie ma już „demokratycznej legitymacji”. – W federalnych wyborach parlamentarnych w 2021 roku w niektórych okręgach wyborczych wystarczyło tylko 25 proc. głosów, by zdobyć mandat bezpośredni – mówi. Stuewe nie dziwi się, że to zwłaszcza konserwatywna CSU z Bawarii narzeka na propozycję zmian. Obliczył, że gdyby ustawa reformująca prawo wyborcze weszła w życie teraz, CSU miałaby o 11 mandatów mniej. – To zatem zrozumiałe, że CSU nie zgadza się z planami – mówi.
Niemcy nie widzą potrzeby Bundestagu w rozmiarze XXL i chcą jego zmniejszenia. Tak wynika również z ankiety przeprowadzonej przez Instytut Demoskopii Allensbach (IfD). Aż 78 proc. Niemców uważa, że parlament liczy za dużo posłów i ich liczba powinna zostać zredukowana, gdyż jest to zbyt kosztowne. Prof. Stuewe podaje, że w budżecie federalnym na 2023 rok przeznaczono około 1,4 mld euro na wydatki związane z Bundestagiem wraz ze wszystkimi kosztami dodatkowymi. – Trudno wytłumaczyć wyborcom, dlaczego reforma prawa wyborczego ciągnie się od tylu lat – powiedział w rozmowie z DW.
Czy jest szansa na reformę?
Teoretycznie wszystko może teraz potoczyć się bardzo szybko. Wniosek będzie omawiany w parlamencie. Koalicja wymaga jedynie zwykłej większości w Bundestagu, a tę ma. Projekt trafi prawdopodobnie pod głosowanie jeszcze przed Wielkanocą.
– Jednak konserwatywna Unia może to zablokować, ponieważ byłaby jednym z głównych przegranych ustawy – mówi Stuewe. – Dlatego zrobią wszystko, co w ich mocy, by temu zapobiec, łącznie z udaniem się do Karlsruhe – dodaje. Stuewe ma na myśli to, że Unia prawdopodobnie uda się z tym do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego (BVerfG). Ale, jak powiedział DW polityk FDP Konstantin Kuhle, partie koalicyjne są na to dobrze przygotowane. Doradzali im specjaliści od prawa konstytucyjnego. – Nasze szanse przed Federalnym Trybunałem Konstytucyjnym oceniam jako dobre. Spokojnie – powiedział DW. Tak więc spór o reformę wyborczą jeszcze się nie skończył.