Sprawa Nawalnego: „Zawsze ten sam schemat”
16 września 2020DW: Aleksieja Nawalnego próbowano otruć bojowym środkiem paralityczno-drgawkowym. Co do tego nie ma w Berlinie wątpliwości. Rosyjski MSZ domaga się dowodów i grozi „pogorszeniem relacji rosyjsko-niemieckich”, a nawet „poważnym pogorszeniem sytuacji międzynarodowej”. Jak pan ocenia te groźby Moskwy?
Ruediger von Fritsch*: Cóż, to przypomina trochę scenkę z „zatrzymać złodzieja”. Ktoś coś kradnie, krzyczy głośno „Zatrzymać złodzieja!” i wskazuje w złym kierunku. Doświadczamy tego za każdym razem jako reakcji. Zawsze ten sam schemat: zarzuty pod adresem innych, odwracanie winy, oskarżenia, groźby, ośmieszanie, ale nigdy wyjaśnienie. 20 sierpnia Aleksiejowi Nawalnemu, rosyjski emu obywatelowi, podano w Rosji bojowy środek paralityczno-drgawkowy. Strona rosyjska, rząd miała wszelkie możliwości, aby od tego czasu wyjaśnić tę sprawę, przyczynić się do jej wyjaśnienia. Jest wiele rzeczy, które mogłyby zostać zbadane na miejscu. A tu, niczego nie słychać, nikt nic nie mówi! A gdyby stał za tym ktoś inny, jak się w tej chwili twierdzi w Moskwie, to też można by to udowodnić.
Zamiast tego, tylko: zarzuty w drugą stronę. Niemiecki rząd robi to, co – jak uważam – jest słuszne. Informuje Organizację ds. Zakazu Broni Chemicznej. Rosja jest jej członkiem. Potem może być dochodzenie, i tak to działa.
Czy Moskwa blefuje, czy też niemieckie firmy, fundacje i inne organizacje działające w Rosji są teraz zagrożone?
- Teraz Rosja musi sama zdecydować, czy blefuje i w jakim stopniu szkodzi przede wszystkim sobie. Powstały już szkody w stosunkach zagranicznych Moskwy. Nie tylko w odniesieniu do Niemiec. To nie jest sprawa niemiecko-rosyjska, ale międzynarodowa. To naruszenie traktatu międzynarodowego o zakazie stosowania broni chemicznej. Ma to wpływ na całą światową społeczność. I pod tym względem, sama Rosja o to zadbała.
Według informacji tygodnika „Die Zeit” i „Tagesschau” chodzi o udoskonaloną wersję sowieckiego środka nowiczok. To właściwie wyklucza zaangażowanie podmiotów innych niż państwowe. Co to zmieni w stosunkach niemiecko-rosyjskich, jeśli Berlin będzie musiał założyć, że Rosja używa zakazanej broni chemicznej i używa jej przeciwko politycznym oponentom?
- Cóż, to niedobrze. Ale to niestety nie pierwszy raz. W przeszłości prawda wyszła na jaw. Przypomnijmy sprawę Skripala (były podwójny agent rosyjski i jego córka zostali otruci w marcu 2018 r. w Salisbury, w Wielkiej Brytanii – red.), kiedy dokładnie to samo się wydarzyło. Ośmieszano to, pojawiły się kontrzarzuty, obwiniano Zachód i innych. A potem okazało się, że dwóch znanych z nazwiska agentów rosyjskiego wywiadu wojskowego próbowało zabić nowiczokiem Siergieja Skripala i jego córkę.
Oznacza to niestety, że istnieje pewien wzorzec takich ataków. I to jest rzeczywistość, z którą mamy od pewnego czasu do czynienia. Straszna rzeczywistość.
Nie ułatwia to kontaktów ze sobą, kontaktów z ważnym krajem. Rosja to wielki, wspaniały kraj. W ciągu pięciu trudnych lat w Moskwie nigdy nie pozwoliłem zepsuć mojej sympatii dla Rosji, bo lubię ten kraj, jego historię, mam wielki szacunek dla jego kultury i ludzi. Ale w tej chwili mają przywództwo, które woli działać tak, jak działa.
Po otruciu Nawalnego mówi się w Berlinie o ewentualnych sankcjach wobec Rosji. Najpierw kanclerz wykluczyła projekt gazociągu Nord Stream 2. Teraz mówi, że wszystkie opcje są otwarte. Minister spraw zagranicznych Heiko Maas powiedział, że ma nadzieję, iż „Rosjanie nie zmuszą nas do zmiany stanowiska w sprawie Nord Stream 2”. Czy pan też zmienił swoje zdanie?
- Najpierw może dwa punkty. Po pierwsze, w sytuacji, w której się obecnie znajdujemy – od ponad trzech tygodni brak wyjaśnień, brak wsparcia, tylko obelgi z drugiej strony – postawiono sprawę jasno, że nie wyklucza się żadnej opcji. I to w obecnej sytuacji uważam za słuszne, bo w kręgu partnerów i sojuszników jeszcze zastanawiamy się nad właściwą odpowiedzią, jeśli Rosja nadal nie chciałaby współpracować.
Moja druga uwaga dotyczy samego Nord Stream. Nord Stream jest projektem gospodarczym, który oczywiście ma wymiar polityczny. Tego nie można przeoczyć. Dlatego rząd niemiecki podjął też udane wysiłki, aby dalej zagwarantować tranzyt gazu przez Ukrainę. I ten tranzyt jest zapewniony. Ale bardzo wielu Europejczyków skorzysta na gazie, który popłynie Nord Stream.
Zwłaszcza my, Niemcy, którzy jesteśmy w trakcie transformacji energetycznej, potrzebujemy w międzyczasie środków do wytwarzania energii. Rezygnujemy z energii jądrowej, rezygnujemy z węgla, ale nie mamy jeszcze wystarczająco dużo alternatywnych źródeł energii. Do tego czasu musimy być w stanie produkować energię, a najlepszym sposobem na to jest gaz. Nie jestem pewien, czy ci, którzy próbują wyperswadować nam Nord Stream, jak niektórzy w Waszyngtonie, nie mają własnych interesów gospodarczych i czy oferowany stamtąd gaz wydobywany metodą szczelinowania naprawdę pod wzglądem ekologicznym ma większy sens. Interesujące w tym kontekście jest to, że USA kupują mniej więcej w takim samym stopniu pod względem wartości ropę z Rosji, w jakim my kupujemy gaz z Rosji.
*Ruediger von Fritsch był w latach 2014-2019 ambasadorem Niemiec w Rosji. W tym czasie miało miejsce wiele wydarzeń, które zachwiały stosunkami niemiecko-rosyjskimi: od aneksji przez Rosję ukraińskiego Półwyspu Krymskiego do wojny we wschodniej Ukrainie i zestrzelenia samolotu MH17 nad Donbasem.
Obecnie von Fritsch jest partnerem firmy doradczej ds. polityki i zarządzania „Berlin Global Advisors”. Jesienią ukaże się jego książka „Droga Rosji. Jako niemiecki ambasador w Moskwie”.