Can Dündar: Przed nami najgorętsze lato w Turcji!
8 maja 2019Od 1994 roku, kiedy Recep Tayyip Erdogan został burmistrzem Stambułu, depczę mu po piętach. Na początku swojej politycznej podróży powiedział dosłownie: „Demokracja nie jest dla nas żadnym ostatecznym celem, tylko środkiem do celu. Będziemy jechali pociągiem do demokracji tak długo, jak będzie to możliwe, a potem kiedyś z niego wysiądziemy”. Myślę, że były to najbardziej szczere słowa, jakie kiedykolwiek wypowiedział.
W końcu na przystanku „polityczny islam" zdecydował się wysiąść z pociągu do demokracji. W minionych 25 latach korzystał najpierw z wszystkich oblicz demokracji, by je ostatecznie zniszczyć: władzę ustawodawczą, wykonawczą, sądowniczą, media, szkoły wyższe, społeczeństwo obywatelskie i w końcu wolne wybory.
Mimo to rozdział „demokracja" nie jest jeszcze zamknięty. Chociaż Erdogan wysiadł z pociągu, jedzie on dalej. Raz przystaje, raz jedzie, czasami musi pokonać na swojej drodze przeszkody, ale jakoś zmierza do przodu. O czym nie wolno zapominać: co najmniej połowa społeczeństwa opowiada się za demokratyczną, wolną i laicką Turcją.
Opozycja jeszcze nigdy nie była taka silna
To, że Erdogan doprowadził teraz z pomocą służalczych sędziów do anulowania wyników wyborów samorządowych w Stambule, przyniosło nieoczekiwany skutek: po raz pierwszy partie opozycyjne odstawiły na bok głębokie podziały polityczne i zjednoczyły siły. Tę wielką koalicję tworzą socjaldemokraci, socjaliści, nacjonaliści i także konserwatywno-religijne ugrupowania. Koalicja ta szanuje i popiera przy urnach wyborczych wolę wyborców. Żaden inny cel, poza wspólnym przeciwnikiem Erdoganem, nie mógł ich tak połączyć. Tak bardzo forsowana przez niego polaryzacja odbija się teraz rykoszetem – i celuje w niego samego.
Milczący dotąd inwestorzy, artyści, prawnicy i przede wszystkim przeciwnicy z szeregów AKP, teraz odzywają się. Ludzie, którzy przedtem milczeli, wyszli na ulice. Ci, którzy zaplanowali urlop, anulowali swoje loty. 23 czerwca – dzień wyborów samorządowych w Stambule, staje się czymś w rodzaju ostatniego przystanku przed upadkiem tureckiej demokracji.
Co dalej?
Czy opozycja, która wygrała wybory w Stambule, ale przegrała je decyzją sądu, może teraz powtórzyć swoje zwycięstwo?
Na optymizm jest jeszcze za wcześnie. Przed nami siedem tygodni. Erdogan, jak go znam, skorzysta z każdej możliwości, by nie przegrać ponownie wyborów.
Jest przykład z przeszłości, który napawa mnie pesymizmem: kiedy w wyborach parlamentarnych w 2015 roku Erdogan po raz pierwszy poniósł duże straty, wyrzucił na śmietnik rokowania pokojowe z Kurdami – i kraj pogrążył się w chaosie. Ponad 600 osób zginęło tamtego lata w zamachach terrorystycznych. Erdogan zaoferował społeczeństwu wyjście z chaosu: „Dajcie mi 400 miejsc w parlamencie (większość bezwzględna), żeby problem mógł zostać rozwiązany w spokoju”. W wyborach uzyskał 5 mln dodatkowych głosów i chaos się skończył.
Przykłady te pokazują, co może się zdarzyć w Turcji w następnych siedmiu tygodniach. Erdogan będzie prowokował grożąc, że znowu pojawią się trumny. Trumny z ciałami żołnierzy, którzy stracili życie w walce z kurdyjskimi bojówkami.
„Stambuł jest schodami do sukcesu"
Szanse obydwu kandydatów z CHP i AKP są teraz wyrównane. Ale kandydat AKP Binali Yildirim, który właściwie uosabia władzę, wydaje się wykończony. Natomiast kandydat opozycji Ekrem Imamoglu zakasuje rękawy. Facet, który chce odebrać Erdoganowi Stambuł, brylował podczas wyborów 31 marca i po nich. Dzięki swoim wystąpieniom i zaangażowaniu stał się gwiazdą polityczną.
Przyjaźnie, ale zdecydowanie stawia czoła wściekłemu Erdoganowi. Wielu świeckich felietonistów widzi już w Imamoglu przyszłego prezydenta Turcji.
Stambuł jest rodzajem schodów do sukcesu politycznego. Rozpoczęła się na nich kariera Erdogana, który wspiął się na samą górę, by potem po nich schodzić. Imamoglu jest jeszcze u dołu tych schodów, ale wspina się coraz wyżej. Obydwaj spotkają się na tym samym stopniu, w środku najgorętszego lata w Turcji.
Turcja jest krainą cudów: pesymizm przeplata się z nadzieją. Nikt tak naprawdę nie wie, co weźmie górę. Pociąg do demokracji w każdym razie przyspiesza – po tym, jak Erdogan z niego wysiadł.
*Can Dündar, były redaktor naczelny krytycznego wobec rządu dziennika „Cumhuriyet” przebywa na emigracji w Niemczech.