Cisza i zaskoczenie. Rosjanie z Biełgorodu o ostrzałach
11 stycznia 2024Po ostrzałach z Ukrainy władze rosyjskie ewakuowały do sąsiednich miast pierwszych 300 mieszkańców Biełgorodu, stolicy obwodu biełgorodzkiego. To liczące około 350 tys. mieszkańców miasto na granicy rosyjsko-ukraińskiej było celem ukraińskich ataków niemal codziennie przez około dwóch tygodni. To odpowiedź broniącej się Ukrainy na ostatnie wzmożenie rosyjskich ataków.
W najcięższym ostrzale – 30 grudnia 2023 roku – w centrum Biełgorodu zginęło 25 osób, w tym czworo dzieci. Ponad 100 innych osób zostało rannych. Moskwa twierdzi, że w okolicy tej nie ma obiektów wojskowych i był to ukierunkowany atak na infrastrukturę cywilną.
Z kolei ukraińskie wojsko podaje, według nieoficjalnych informacji mediów, że celem ataku były właśnie rosyjskie obiekty wojskowe. Odłamki rakiet spadły jednak w centrum Biełgorodu na skutek „fatalnego błędu” w pracach rosyjskiego systemu obrony powietrznej.
Rosjanie w Biełgorodzie byli zaskoczeni
Dzień wcześniej, 29 grudnia 2023 roku, Rosja na wielką skalę zaatakowała rakietami dziesięć obwodów Ukrainy. Według władz ukraińskich zginęło ponad 40 osób, a co najmniej 150 zostało rannych. Od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji w Ukrainie w lutym 2022 roku ukraińskie miasta są atakowane niemal codziennie przy użyciu artylerii, rakiet i dronów. W ostatnich tygodniach Rosja nasiliła ataki.
– Ostrzał Biełgorodu przez armię ukraińską był dla wielu mieszkańców miasta całkowitym zaskoczeniem – przyznała w rozmowie z Deutsche Welle Krystyna, 24-letnia mieszkanka miasta. Na jej prośbę zmieniliśmy jej imię.
Kobieta wspomina, że przed 30 grudnia uderzono co najwyżej w obrzeża miasta. Jej mieszkanie znajduje się w centrum Biełgorodu, ale 30 grudnia budynek ten nie ucierpiał; w przeciwieństwie do sąsiedniego, trafionego wieloma odłamkami.
Mieszkanka Biełgorodu skarży się, że od tego czasu jej rodzinne miasto jest niemal codziennie ostrzeliwane z Ukrainy. Eksplozje słychać w jej mieszkaniu, choć pociski i odłamki spadały w różnych częściach. W takich momentach chowa się w łazience z mamą i młodszą siostrą. Kilkakrotnie schodziła też z rodziną do schronu. – Choć ja sama nie chciałam tam iść. Lepiej umrzeć od razu, niż leżeć pod gruzami domu – dodaje.
– Zwykle i tak nie ma czasu na zejście do piwnicy, bo syreny włączają się dopiero po bombardowaniu – wytyka Krystyna. Miasto ma także problemy z zakwaterowaniem awaryjnym. Mieszkańcy zamieścili w mediach społecznościowych zdjęcia niektórych obiektów noclegowych, których nie udostępniono nawet po ostrzale 30 grudnia. Choć lokalne władze informowały rok temu, że przygotowały 1700 miejsc.
W Biełgorodzie cisza, ruch osłabł
– Miasto pogrążyło się w żałobnej ciszy – opowiada Krystyna, opisująca nastrój w Biełgorodzie. – Na ulicach nie ma dużego ruchu. Trzy największe centra handlowe już nie funkcjonują. Środków transportu publicznego jest mniej niż wcześniej. Wszystkie wydarzenia zostały odwołane – wylicza. Duże zainteresowanie jest natomiast wokół kursów pierwszej pomocy.
20-letni student Roman Jefimow jako wolontariusz pomaga ofiarom ostrzału. Sortuje i dostarcza pomoc. W rozmowie z Deutsche Welle przyznaje jednak, że poza tym rzadko ma odwagę wyjść na ulicę. Nie opuści jednak Biełgorodu, bo „nie ma dokąd pójść”. W mieście zostaje także rodzina Krystyny, bo musi opiekować się jej babcią: – Ona już nigdzie nie wychodzi. Nie możemy zostawić jej tu samej.
Większość mieszkańców Biełgorodu spędziła święta w domu. Niektórzy rozważali wyjazd, ale bilety kolejowe do Moskwy szybko się wyprzedały, już w pierwszych dniach stycznia. Bezpiecznym schronieniem są mniejsze miejscowości wokół Biełgorodu. – Ale ile jeszcze będzie tych ataków? – zastanawia się w rozmowie z DW jeden z mieszkańców miasta.
Wezwania do odwetu
Rosjanie dyskutują o ostrzałach w sieciach społecznościowych. W grupie „W Biełgorodzie” w rosyjskiej sieci VKontakte część użytkowników wzywa do zakończenia tzw. specjalnej operacji wojskowej, jak oficjalnie w Rosji nazywa się wojnę. Inni krytykują Kreml, że po ataku 30 grudnia nie ogłosił żałoby narodowej. Jednak coraz częstsze są wezwania do odwetu, zajęcia Charkowa i ostrzeliwania ukraińskich miast.
Krystyna z Biełgorodu opowiada z kolei, że znajomy przesłał jej zdjęcie z frontu. Można na nim zobaczyć rosyjskiego żołnierza podpisującego granaty: „Za Wiktorię Potriazajewą” (matka dwójki dzieci, które zginęły w ostrzale Biełgorodu – przyp. red.). Zauważa gorycz po obu stronach, zarówno wśród Rosjan, jak i Ukraińców. – Miałam naprawdę miłych, liberalnych przyjaciół. Ale nawet wśród nich są tacy, którzy w końcu mówią: zbombardujcie ich, żeby do nas nie strzelano. To jest to bardzo gorzkie i bolesne.