Co mogą zdziałać na Morzu Czerwonym okręty wojenne UE?
22 stycznia 2024Podczas gdy Stany Zjednoczone, wspierane przez Wielką Brytanię, odpowiadają rakietami na ataki rebeliantów w Jemenie, Unia Europejska pracuje nad własną odpowiedzią na nowy kryzys, który – choć powiązany z konfliktem w Strefie Gazy – wykracza daleko poza granice Izraela i terytoria palestyńskie.
W poniedziałek (22.01.2024) szefowie dyplomacji państw UE porozumieli się co do ustanowienia nowej misji morskiej mającej na celu ochronę statków, jak również europejskich interesów handlowych, na strategicznie ważnym Morzu Czerwonym. Istnieje jednak duże ryzyko, że próba odstraszenia rebeliantów Huti, atakujących statki, może doprowadzić do niebezpiecznej eskalacji. UE powinna zatem postępować ostrożnie – ostrzegają eksperci.
Dlaczego UE chce interweniować?
Bojówki Huti, które kontrolują dużą część północnego i zachodniego Jemenu, od kilku tygodni atakują statki handlowe na Morzu Czerwonym. Niewiele szlaków żeglugowych na świecie jest tak ruchliwych, jak to wąskie gardło, które poprzez Kanał Sueski Morze Arabskie ze Śródziemnym.
Powiązany z Iranem ruch terrorystyczny nasilił zbrojne akcje po rozpoczęciu izraelskiej ofensywy wojskowej w Strefie Gazy, do której doszło w odpowiedzi na terrorystyczny atak Hamasu 7 października ubiegłego roku. Bojownicy Huti ogłosili, że to znak solidarności z Palestyńczykami, podobnie jak zintensyfikowanie ataków na statki handlowe bezpośrednio bądź pośrednio powiązane z Izraelem. UE wraz z innymi mocarstwami światowymi potępia ataki Huti jako nielegalne.
Przez wody Morza Czerwonego odbywa się około 40 proc. handlu Europy z Azją i Bliskim Wschodem. Obecnie wiele statków musi płynąć przez Przylądek Dobrej Nadziei, co wiąże się z opóźnieniami i dodatkowymi kosztami.
Planowana misja UE, w sprawie której ostateczne porozumienie zostanie osiągnięte prawdopodobnie dopiero za kilka tygodni, byłaby niezależna od amerykańskiej operacji „Prosperity Guardian” i realizowana przez koalicję około 20 państw. Rozpoczęta w grudniu 2023 misja pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych wywołała w UE podzielone opinie. Podczas gdy Holandia, Grecja i Dania przystąpiły do niej, Francja, Włochy i Hiszpania odmówiły udziału.
Co planuje UE?
W ostatnich tygodniach omawiano różne możliwe reakcje UE na to, co się dzieje. Zasadniczo chodzi o kwestię wysłania okrętów wojennych w celu patrolowania regionu. Niektóre media podały do wiadomości, powołując się na wewnętrzny dokument UE, że służba dyplomatyczna UE, Europejska Służba Działań Zewnętrznych, zaproponowała wysłanie co najmniej trzech okrętów.
Źródło dyplomatyczne, które chce pozostać anonimowe, w rozmowie z DW powiedziało, że preferowaną opcją jest poszerzenie operacji wojskowej „Agenor”, kierowanej przez Francję, która monitoruje pobliską cieśninę Ormuz.
Osiem krajów UE wspiera już tę operację, która stanowi część szerszej misji morskiej mającej zwiększyć świadomość sytuacyjną w cieśninie Ormuz (EMASoH). Według informacji podanych na stronie europejska misja nadzoru morskiego cieśniny Ormuz ma na celu „zmniejszenie napięć i przyczynienie się do bezpieczeństwa transportu morskiego”.
W środę (17.01.2024) plan ten potwierdził włoski minister spraw zagranicznych Antonio Tajani. Jego zdaniem najprościej byłoby rozszerzyć operację „Agenor” na wody Morza Czerwonego. „Jestem przekonany, że nawet Europejska Służba Działań Zewnętrznych przychyla się do tej hipotezy” – cytuje jego wypowiedź agencja informacyjna Reuters.
Tego samego dnia holenderska minister obrony Kajsa Ollongren powiedziała krajowym mediom, że Holandia może dać misji UE do dyspozycji swoją fregatę. „Nadal się nad tym zastanawiamy, będziemy o tym także rozmawiać z niższą izbą parlamentu” – powiedziała w kanale informacyjnym BNR.
Misja powinna być gotowa do 19 lutego tego roku i zaraz zacząć działać – podaje Reuters, powołując się na anonimowe źródła dyplomatyczne. Kolejnym krokiem będzie poniedziałkowe (21.01.2024) spotkanie ministrów spraw zagranicznych UE.
Kontrowersje wokół interwencji
UE długo kazała czekać na reakcję. Niektóre państwa, przede wszystkim Hiszpania, odrzuciły propozycje USA dotyczące wspólnej interwencji. Część państw członkowskich obawia się, że sytuacja w i tak już wyjątkowo niestabilnym regionie może niebezpiecznie eskalować. UE zareagowała z bardzo dużą ostrożnością na ataki USA i Wielkiej Brytanii na pozycje Huti w ubiegły piątek (19.01.2024).
Według źródeł amerykańskich jedynie uzależniona od żeglugi Holandia byłaby skłonna udzielić praktycznego wsparcia. Niemcy i Dania podobno zaoferowały swoją pomoc w pisemnym oświadczeniu. Rządzona przez lewicową koalicję Hiszpania dała jasno do zrozumienia, że nie weźmie udziału w misji UE na Morzu Czerwonym. Chociaż decyzja o europejskich misjach wojskowych musi być podejmowana jednomyślnie, poszczególne państwa członkowskie mogą podjąć decyzję odmowną.
„Każde państwo musi uzasadnić swoje działania. Hiszpania zawsze będzie działać na rzecz pokoju i dialogu” – powiedziała w ubiegłym tygodniu według agencji prasowej AFP hiszpańska minister obrony Margarita Robles.
– Dla UE sytuację jeszcze bardziej komplikują ataki USA i Wielkiej Brytanii oraz odwetowe ataki Huti – wyjaśnia Nathalie Tocci, szefowa włoskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (IAI). Według niej wysyłanie okrętów nie tylko niesie ze sobą potencjał dalszej eskalacji. Muszą być one także w stanie reagować na ataki.
„Chodzi o okręty wojenne, które są gotowe do ostrzeliwania. Niekoniecznie muszą to być ataki na jemeńską ziemię, ale z pewnością na wszystko, co się pojawi” – wyjaśnia ekspertka. To zupełnie inna sprawa niż obecna misja obserwacyjna „Agenor”.
Jakie jest ryzyko?
Nathalie Tocci podkreśla, że zagrożenia dla UE nie mają wyłącznie charakteru praktycznego, lecz zagrażają także jej reputacji. Z jednej strony istnieje ryzyko, że jakiś unijny statek zostanie zaatakowany i sytuacja ulegnie eskalacji. Z drugiej UE ryzykuje, że jej misja nie będzie miała realnego wpływu, a jej wizerunek ulegnie osłabieniu.
– Spójrzmy na to w ten sposób: Jemen był bezlitośnie bombardowany przez Saudyjczyków przez dziesięć lat – mówi ekspertka, odnosząc się do koalicji pod przywództwem Arabii Saudyjskiej, która walczy z Huti od 2015 roku, oraz wspiera uznawany na arenie międzynarodowej rządu Jemenu. – Czy doprowadziło to do osłabienia potencjału militarnego Huti? Nie – zaznacza i zadaje kolejne pytanie: „Dlaczego więc wierzymy, że misja morska, która powinna mieć charakter defensywny, a nie ofensywny, będzie mieć jakiekolwiek działanie odstraszające?” Nathalie Tocci obawia się, że UE reaguje wyłącznie z potrzeby „zrobienia czegoś”, zamiast postawić sobie pytanie, co tak naprawdę może osiągnąć.
Nierozwiązany problem
Innego zdania jest Camille Lons, analityczka Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR). W jej ocenie istotne jest, aby UE znalazła odpowiedź „na zagrożenia dla bezpieczeństwa morskiego, których doświadczamy, ponieważ mają one bezpośredni wpływ na jej interesy i bezpieczeństwo gospodarcze”. Jest to szczególnie ważne, ponieważ blok europejski nie stanął jednomyślnie po stronie USA. Pomimo swoich ważnych interesów handlowych UE po atakach Huti oddała stery w inne ręce, podkreśla Lons.
Tocci i Lons zgadzają się, że źródła kryzysu na Morzu Czerwonym leżą w Strefie Gazy. Obydwie żałują, że UE nie znalazła jednolitej odpowiedzi na kryzys. Europejska wiarygodność ucierpiała na arenie międzynarodowej, głównie w regionach, w których silne są sympatie propalestyńskie.
Camille Lons podkreśla, że istnieje realna potrzeba zajęcia się niestabilną sytuacją w Jemenie i na Morzu Czerwonym. Wymaga to reakcji dyplomatycznej, która będzie czymś więcej niż tylko reakcją wojskową na to, co dzieje się obecnie.
Artykuł ukazał się pierwotnie na stronach Redakcji Angielskiej DW.
Chcesz komentować nasze artykuły? Dołącz do nas na Facebooku! >>