Co wybory w Niemczech oznaczają dla Polski?
22 września 2013Polska i Niemcy mają podobne stanowiska w polityce europejskiej, także odnośnie ratowania euro i kursu oszczędności. Dobrobyt w Niemczech oznacza dobrobyt w Polsce - co do tego eksperci są zgodni. Także w polityce międzynarodowej oraz bezpieczeństwa nie ma wiekszych różnic. Oba kraje chcą się angażować w integrację Europy Wschodniej. Najwięcej różnic zauważa się w polityce energetycznej, ale daleko idący pragmatyzm pozwala na kompromisy. Oto kilka scenariuszy i pytania, jakie wiążą się w wypadku, gdyby do nich doszło.
Merkel i liberałowie
Jeżeli przez najbliższe cztery lata dalej rządziłaby koalicja CDU/CSU i FDP gwarantowałoby to kontynuację dotychczasowej polityki. Można wówczas liczyć na szybkie tempo reform w UE i trzymanie kursu oszczędności w Europie. Taki scenariusz odpowiada również Warszawie. Jest też istotny dla podjęcia decyzji w sprawie wprowadzenia waluty euro. Obecna koalicja broniłaby zachowania wszystkich kryteriów konwergencyjnych.
Ratowanie bliskich bankructwa państw południa UE leży też w interesie Polski. Berlin wie, że pomoc jest tańsza niż rozpadnięcie się strefy euro. Na rozwoju niemieckiej gospodarki korzysta Polska, bo Niemcy są jej najważniejszym partnerem handlowym. Łączne obroty handlowe sięgają rekordowych 75 mrd euro. Wzrost gospodarczy w Niemczech to szansa dla polskich eksporterów, na inwestycje i nowe miejsca pracy. Od 1989 roku Niemcy zainwestowali w Polsce ponad 20 miliardów euro.
Zaletą dotychczasowej koalicji byłaby też kontynuacja personalna w resortach, co ułatwia pogłębienie współpracy międzyresortowej Polski a Niemiec. W przeszłości z powodu częstych wyborów w Polsce niemiecka strona często skarżyła się na trudności związane ze zmieniającymi się ekipami. Od kilku lat te trudności są rzadsze, co ułatwia nawiązanie i pielęgnację nieformalnych kontaktów. To bardzo pomaga np. na przedpolu ustalania wspólnych stanowisk w Brukseli.
Merkel i wielka koalicja
Wielka koalicja nie oznaczałaby poważnych zmian w polityce, choć mogłaby przynieść reformy socjalne na rynku pracy. Socjaldemokracja dąży do wprowadzenia ustawowych płac minimalnych, co Angela Merkel do tej pory odrzuca. Stawki minimalne mogłyby tymczasowo osłabić tempo wzrostu w Niemczech, co miałoby znaczenie dla polskiej gospodarki. Równocześnie za większe stawki pracowaliby Polacy w Niemczech, zwłaszcza w sektorach niskiego wynagrodzenia. Można też zakładać większe zainteresowanie niemieckich firm inwestycjami w Polsce, gdzie stawki minimalne są na poziomie 2,90 euro.
W Niemczech SPD chce wprowadzić 8,50 euro za godzinę. Wprowadzenie stawek minimalnych teoretycznie uatrakcyjniłoby pojęcie w Niemczech pracy. - Nie sądzę, by same stawki przyciągnęły Polaków, zaznacza jednak Krzysztof Ruchniewicz z Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy'ego Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego. - Do tej pory Polacy wcale nie są tacy chętni emigrować za pracą do Niemiec, do tego konieczne byłyby też programy integracji na rynku pracy.
Na płaszczyźnie europejskiej socjaldemokraci mogliby być bardziej otwarci na większą elastyczność w redukcji deficytu budżetów. - Gdyby Polska dążyła do większej elastyczności i rozluźniała hamulce zadłużenia, z SPD byłoby jej się łatwiej porozumieć - uważa Kai Olaf Lang z Fundacji Nauka i Polityka. Dodaje, że „tak długo, jak Polska nie jest w strefie euro, nie ma to jednak większego znaczenia”.
Dla polityki wschodniej wejście SPD do rządu zintensyfikowałoby politykę w tym kierunku. – Przyniosłoby to widoczny realizm i pragmatyzm głównie wobec Rosji - mówi Kai Olaf Lang. Chodzi np. o przestrzeganie praw człowieka, na co chadecy kładli większy nacisk w relacjach z Moskwą. – Z SPD u steru byłoby więcej umiarkowania w stosunkach z Rosją, co odpowiadałoby także Warszawie, która prowadzi obecnie bardzo pragmatyczną politykę wobec Moskwy.
Zieloni w rządzie
Wejście Zielonych do rządu jest mało prawdopodobne, ale gdyby do tego doszło, dążyliby do realizacji tzw. „Energiewende”, czyli zwrotu energetycznego. Dla Polski ma to znaczenie, bo w polityce energetycznej różnice wobec Berlina są spore. – Na pierwszy rzut oka Polsce nie byłoby po drodze z Zielonymi, bo zdynamizowaliby zwrot energetyczny - ocenia Lang. Dodaje, że Zielonym zależy również, aby zwrot był sukcesem i dlatego rozwiązywaliby również problemy, np. wzdłuż granicy z Polską w związku z nadprodukcją energii przez niemiecki farmy wiatrakowe. – Liczę na pragmatyzm Zielonych, którzy skoncentrowaliby się głównie na „wąskich gardłach” białej energii. Do tej pory jest ona często kumulowana w polskiej sieci, bo niemiecka jest przeładowana, mówi Lang. Dodaje: - Zieloni zapewne szybciej rozbudowaliby własną sieć, co odciążyłoby relacje dwustronne w tym punkcie.
Inaczej ma się polityka klimatyczna. Na płaszczyźnie europejskiej Zieloni mieliby ambitniejsze cele odnośnie szybkiej redukcji emisji CO2 i to nie byłoby w interesie Polski, która prowadzi odmienną politykę energetyczną. – Polskie plany odnośnie węgla, elektrowni atomowej oraz gazu łupkowego nie podobają się niemieckim ekologom. - Bez Zielonych Warszawa może liczyć na więcej pragmatyzmu w UE i umiarkowane ambicje odnośnie redukcji CO2 - uważa Lang.
Merkel i Euro-sceptycy
Gdyby nowa partia Alternative fuer Deutschland (AfD) weszła do parlamentu, mogłoby to doprowadzić do większej ostrożności Merkel w ratowaniu euro. Oznaczałoby to prawdopodobnie dalszą presję Berlina na ostry kurs oszczędnościowy zadłużonych gospodarek południowej Europy i mało elastyczności w oddłużania budżetów.
Dla Polski, która nie jest w strefie euro, jest to na razie bez większego znaczenia, ale liczy się z perspektywy wejścia do strefy euro.
Dla Merkel pojawiłaby się partia na prawo od jej własnej, co wymagałoby pewnego szpagatu. – Gdyby do tego doszło, skomplikowałoby to Merkel dalsze działanie, bo z jednej strony, Niemcy muszą się pokazać solidarnni w Europie, a z drugiej wewnątrzpolitycznie dokładnie odwrotnie - podkreśla Kai Olaf Lang, dodając, że także w zbliżających się wyborach europejskich AfD zyskałaby wówczas więcej głosów.
Róża Romaniec, Berlin
red.odp.: Małgorzata Matzke