Czy Twitter stanie się agencją fake newsów? OPINIA
26 kwietnia 2022Dla Elona Muska Twitter jest jak „centralny plac w mieście”. Czyli niczym kluczowe miejsce, gdzie kiedyś dowiadywano się o najważniejszych i aktualnych wydarzeniach. W miejscu tym można było usłyszeć to, czego chciano się dowiedzieć oraz ogłosić to, co chciało się ogłosić. Musk doskonale wie zatem, jak ważnym narzędziem komunikacji jest w naszych czasach Twitter.
Pytanie brzmi: Czy zdaje sobie także sprawę z wielkiej odpowiedzialności, jaka z tego wynika? Że nie chodzi tu, jak w prywatnej firmie, tylko o zysk? Czy jako odnoszący sukcesy biznesmen wykorzysta tę platformę do własnych celów?
Absolutna wolność słowa
O niektórych swoich pomysłach mówił już w różnych wywiadach i swoim ostatnim nagraniu TED Talk. Chce kierować Twitterem jak prywatną firmą, w duchu wolności słowa i uważa, że komunikacja na platformie zbyt często jest niepotrzebnie moderowana. Ale o czym myśli Musk, gdy mówi o wolności słowa? Czy to oznacza, że każdy będzie mógł twierdzić to, co chce; nawet jeżeli nie odpowiada to prawdzie?
Elon Musk wielokrotnie podkreślał, że nie uważa za sensowne blokowanie ludzi przez Twittera. Najbardziej znanym politykiem, który został zablokowany, jest były prezydent USA Donald Trump. Stało się to po szturmie jego zwolenników na Kapitol 6 stycznia 2021 roku. Twitter ogłosił wówczas, że po analizie tweetów i tego, jak są interpretowane, na stałe zablokował konto @realDonald Trump z powodu „ryzyka dalszego podżegania do przemocy”.
Ale Musk nie lubi reguł. W jednym z wywiadów jasno zapowiedział, że pod jego kierownictwem nie byłoby tych reguł i możliwości blokowania. Najbogatszy człowiek na świecie, który ma majątek o wartości prawie 270 miliardów dolarów, chciałby uczynić z Twittera „społeczny imperatyw” wolności wyrażania opinii. Każdy powinien mieć możliwość wypowiadania się na każdy temat, uważa Musk, który sam określa siebie „absolutystą wolności słowa”.
Krytyka niemile widziana
Trudno to sobie jednak wyobrazić, bo miliarder znany jest z tego, że na swoim koncie na Twitterze blokował osoby, które krytykowały jego firmę. Także krytyczni wobec Muska dziennikarze są regularnie szykanowani na jego koncie na Twitterze.
Nawiązując do porównania Muska, Twitter może być XXI wieku centralnym publicznym placem w mieście. Ale trudno przeoczyć kilka różnic. Na miejskim rynku wypowiedzi nigdy nie były ograniczane do 280 znaków. Dzięki osobistym kontaktom można dowiedzieć się o wiele więcej niż z krótkiej wiadomości tekstowej z maksymalnie jednym zdjęciem.
I najważniejsza różnica: rynek miejski nigdy nie jest własnością jednej osoby i nie jest aż tak podatny na rozpowszechnianie fałszywych informacji. A to, przy braku reguł, może prowadzić do jeszcze większej polaryzacji.