Dachau: początek koszmaru i wieczna przestroga
22 marca 2023Było to preludium do systematycznej eksterminacji ludzi przez hitlerowskie Niemcy. 90 lat temu narodowi socjaliści utworzyli w Dachau na północny zachód od Monachium jeden z pierwszych obozów koncentracyjnych. Od centrum bawarskiej stolicy dzieliło go niespełna 20 kilometrów. Pierwsi więźniowie dotarli do obozu 22 marca 1933 roku, kiedy nie minęły nawet dwa miesiące od przejęcia władzy przez hitlerowców 30 stycznia. – Dachau – znaczenia tej nazwy nie da się wymazać z niemieckiej historii – powiedział później ocalały z Holokaustu Eugen Kogon (1903–1987), ceniony politolog i publicysta. – Symbolizuje ona wszystkie obozy koncentracyjne, utworzone przez narodowych socjalistów na obszarze ich panowania – tłumaczył.
Nękanie i dehumanizacja
Rzeczywiście Dachau było czymś w rodzaju modelu następnych obozów. W Dachau – powiedział kiedyś historyk Wolfgang Benz – „wynaleziono regulamin wszystkich późniejszych obozów koncentracyjnych”. I już w Dachau – tak jak w późniejszych obozach – więźniów „witało” na bramie hasło „Arbeit macht frei”. Był to konkretny przejaw wyszydzania uwięzionych, ich nękania i dehumanizacji. I tak jak w przypadku innych dużych obozów: do Dachau należało 140 podobozów. W wielu okolicznych miejscach, czy to przy budowie dróg czy usuwaniu gruzów, ludzie mogli się w pewnym momencie natknąć na więźniów.
W czerwcu ubiegłego roku Charlotte Knobloch, przewodnicząca Gminy Żydowskiej w Monachium i była przewodnicząca Światowego Kongresu Żydów, przemawiając do rabinów z wielu krajów europejskich, nazwała ten obóz „pramiejscem terroru narodowych socjalistów”. Dla dzisiejszych ludzi jest on zaś według niej miejscem, które jak żadne inne w Niemczech stanowi przestrogę: „nigdy więcej”. – Nigdy więcej wykluczania, nigdy więcej pozbawiania praw, nigdy więcej mordów. Nigdy więcej dehumanizacji. A dla narodu żydowskiego również: nigdy więcej nie być ofiarą. Cierpienie związane z tym miejscem ujawnia się być może najbardziej wyraźnie wtedy, kiedy rabin śpiewa tu lament żałobny.
Ponad 41 tys. ofiar śmiertelnych
Do obozu koncentracyjnego w Dachau naziści przywozili ludzi, których postrzegali jako obciążenie i którzy byli dla nich niewygodni. Przeciwników reżimu nazistowskiego, komunistów, zaangażowanych chrześcijan, Żydów, Sinti i Romów, świadków Jehowy, homoseksualistów. W ciągu dwunastu lat do wyzwolenia obozu przez armię amerykańską 29 kwietnia 1945 roku więziono tu ponad 200 tysięcy ludzi z całej Europy. Mówiąc dobitniej: byli oni stłoczeni na bardzo niewielkiej przestrzeni. Do końca wojny w obozie poniosło śmierć 32 tysiące ludzi; według nowszych badań ofiar śmiertelnych mogło być nawet ponad 41 tysięcy. Około jednej czwartej więźniów stanowiły osoby wyznania mojżeszowego. Co najmniej 11 250 z nich nie przeżyło obozu.
Cechą szczególną był w Dachau tak zwany blok kapłanów. Naziści umieścili tu w 1940 roku duchownych różnych wyznań z 20 krajów z innych obozów w Rzeszy Niemieckiej. W przeważającej większości byli to księża katoliccy, w dużej części z Polski. W sumie w nieludzkich warunkach przebywało tu około 3000 duchownych. Kiedy na początku 1945 roku w obozie wybuchła epidemia tyfusu plamistego, kapłani dobrowolnie zgłaszali się do opieki nad chorymi. Wielu przypłaciło to życiem. Jeszcze wiele tygodni po wyzwoleniu przez żołnierzy amerykańskich obóz był zamknięty i objęty ścisłą kwarantanną z powodu epidemii. Ponad 10 tysięcy ludzi, osłabionych skrajnie trudnymi warunkami bytowymi i szykanami w ciągu lat spędzonych w obozie, zmarło na tę chorobę – w tym kilkuset księży katolickich.
Do uwięzionych duchownych należeli Martin Niemoeller (1892–1984), teolog ewangelicki, który zasłynął sprzeciwem wobec nazistów, i holenderski karmelita Titus Brandsma (1881–1942), który po eksperymentach medycznych zmarł w obozowym oddziale dla chorych, a od 2022 roku jest czczony w Kościele katolickim jako święty. Wielu więźniów, którzy przeżyli, zostało później biskupami. Ostatnim żyjącym spośród ocalałych był przypuszczalnie ksiądz z Muenster Hermann Scheipers (1913–2016), wyświęcony w 1937 roku na księdza, który trafił do obozu jako „wróg państwa“ i przebywał w nim ponad cztery lata – od 1941 do 1945 roku. Jeszcze w sędziwym wieku ponad 90 lat Scheipers opowiadał o tym okresie w szkołach i na okolicznościowych imprezach. – Musiałem opowiedzieć późniejszym pokoleniom, jak było w Dachau – tłumaczył kiedyś.
Rozbudowa Miejsca Pamięci
Utworzone w 1965 roku, rozległe Miejsce Pamięci odwiedza co roku około miliona ludzi z całego świata. Z okresu funkcjonowania obozu zachowało się tylko kilka budynków. Podczas wizyty europejskich rabinów latem ubiegłego roku bawarski minister spraw wewnętrznych Joachim Herrmann zapowiedział rozbudowę Miejsca Pamięci. Dodał, że w tym celu udostępnione zostaną obiekty, które obecnie są wykorzystywane w inny sposób, a które należały do KZ Dachau, „ponieważ zapotrzebowanie i liczba odwiedzających wyraźnie wzrosły”. Rozbudowa ma się zakończyć najpóźniej w 2025 roku. Na razie jednak finansowanie niezbędnych prac nie jest jeszcze zatwierdzone.
Dla 90-letniej Charlotte Knobloch Dachau pozostaje miejscem, w którym rozpoczęło się „barbarzyństwo w imieniu Niemiec”. Podkreśla ona wagę podtrzymywania żywej pamięci nie tylko po to, by przywrócić ofiarom ich godność. Dachau to jej zdaniem również nieustanna przestroga, że „ekstremizm z lewej i prawej strony zagraża religii, koegzystencji, wolności. Zagraża wszystkiemu, co zbudowaliśmy”. Tych, którzy w dzisiejszych Niemczech znów są orędownikami barbarzyństwa i „propagują je przemocą, musimy zawczasu powstrzymać”.
W 2014 roku okazało się, że miejsce pamięci w Dachau nie jest zabezpieczone przed nową przemocą. W listopadową noc nieznani sprawcy ukradli wtedy wykonaną z kutego żelaza bramę byłego obozu z napisem „Arbeit macht frei”. Dwa lata później brama pojawiła się w Norwegii, a w 2017 roku została przywieziona z powrotem. Okoliczności kradzieży nie zostały wyjaśnione.