Darknet. Mroczne zaułki Internetu
18 lipca 2013Podczas gdy politycy i eksperci chętnie dyskutują o internetowych „autostradach danych”, to darknet stanowi swego rodzaju nieoznakowaną sieć zaułków w cyberprzestrzeni. Z darknetu może korzystać każdy pod warunkiem, że używa właściwego oprogramowania oraz wie, czego i kogo szuka. Użytkownicy "podziemnej sieci" nie korzystają z przeglądarek, nie ma tu Google, są tylko swego rodzaju katalogi, które nie zawierają jednak danych o odwiedzanych stronach. I tego właśnie życzą sobie sami użytkownicy, bo to na anonimowości najbardziej im zależy.
Darknet - zdecentralizowany i anonimowy
To, co odróżnia darknet od "tradycyjnego" Internetu, to anonimowość i decentralizacja - oba cyberświaty opierają się więc na zupełnie innych strukturach.
Tradycyjny internet jest zorganizowany centralnie. Kto loguje się na Facebooku, publikuje tutaj swoje wiadomości czy zdjęcia. Jego znajomi chcąc uzyskać dostęp do danych przyjaciela, muszą także zalogować się do systemu. To serwery Facebooka odgrywają centralną funkcję, ponieważ tutaj zapisują się wszystkie informacje. Również z punktu widzenia ochrony prywatności ta struktura ma ogromne znaczenie. Kto dysponuje dostępem do serwerów Facebooka, Google'a czy innych dostawców usług internetowych, dysponuje również bankiem danych na temat użytkowników ich usług – z czego, jak informował Edward Snowden, korzystała sama NSA.
Darknet natomiast nie ma scentralizowanych serwerów – tu każdy komputer spełnia rolę serwera, który - w sposób zaszyfrowany - zachowuje jedynie cząstkę wysyłanych informacji. Rozwiązanie takie sprawia, że gdy organom ścigania uda się przechwycić jakąś informację, jest ona dla nich niemal bezużyteczna.
Meta-dane same w sobie nie stanowią źródła informacji
W scentralizowanej sieci, odbierające i wysyłające dane komputery, pozostawiają za sobą ślady w postaci metadanych – to raj dla agencji wywiadowczych. Użytkownicy darknetu wymyślili jednak coś, co pozwala zatrzeć i te dane.
W darknecie każdy pakiet danych jest transmitowany przez losowo wybrane komputery. Przy każdej stacji pośredniej pakiety danych otrzymują w ten sposób inny adres nadawcy – i niemożliwe jest wykrycie prawdziwego adresata. Z tego powodu darknet jest też znacznie wolniejszy, niż "regularne" łącza.
Popularne wśród dysydentów i przestępców
Darknet to alternatywna sieć, atrakcyjna również dla przestępców. Na cyberrynkach takich jak choćby "Silk Road" czy "Black Market Reload", kwitnie handel bronią, lekarstwami czy usługami. Jedną z tych usług jest na przykład programowanie wirusów. Dostępny jest tu także anonimowy system płatności oparty na cyfrowej walucie Bitcoin. Pliki wymieniane są anonimowo, waluta składa się tylko z tych plików, które nie mogą być dowolnie powielane, ale legalnie można je wymieniać na prawdziwe pieniądze.
Ten równoległy cyberświat nie służy jednak jedynie przestępcom. Darknet cieszy się również ogromną popularnością wśród opozycjonistów na całym świecie. Każdy, kto ma dostęp do Internetu może połączyć się darknetem za pośrednictwem choćby takiego oprogramowania jak Tor. To za pomocą darknetu Edward Snowden miał nawiązać kontakt z reporterami „Guardiana”.
Powrót do tradycyjnych metod
Dla agencji wywiadowczych i policji, istnieje tylko kilka sposobów na śledzenie użytkowników w darknecie. Przechwytywaniem i analizowaniem danych nic tu nie zdziałają. Zamiast tego, policja powraca do tradycyjnych metod: funkcjonariusze sami podszywają się pod klientów na cyberrynkach i dzięki wysyłanym przez sprzedawców towarom otrzymują dostęp do kolejnych wskazówek, które pomagają w ich "namierzaniu". Albo stara się zdobyć zaufanie sprzedawcy i prosi o osobiste dostarczenie towarów. A wtedy żaden darknet już nie pomoże.
Jörg Brunsmann / Urszula Papajak
red. odp. Bartosz Dudek