„Design i Dynastia”: Królewska wystawa w Fuldzie
16 sierpnia 2022Każda sala wystawy „Design i Dynastia” (niem. „Design & Dynastie”) stanowi osobny rozdział jednej historii. W każdej jest jakiś zaskakujący element, nowe olśnienie, a zwiedzający – niczym detektywi – łączą je w całość, by na końcu otrzymać kompletną opowieść o pierwszym królu Zjednoczonych Niderlandów z dynastii Orańskiej-Nassau i o Niderlandach dziś, o ich ścisłych związkach z Niemcami (rodzinnych i politycznych), a także o niepodważalnym wkładzie tego kraju w historię polityki tej części Europy, w historię sztuki oraz współczesne wzornictwo, a nawet – modę.
Barokowe wnętrza ratusza nieprzypadkowo wybrano na miejsce tej niezwykłej wystawy. Tu bowiem Wilhelm I w latach 1802-1806 rządził niemieckim księstwem Nassau-Oranien-Fulda – niejako „odbywał praktyki”, jak żartują kuratorzy – zanim objął tron królewski. „Design i Dynastia” to wydarzenie zorganizowane, by uczcić 250. rocznicę jego urodzin. Patronatu użyczyli obecnie panujący w Niderlandach król Wilhelm-Alexander i królowa Maxima. Ich portrety, wykonane w różnych technikach, towarzyszą widzom niemal na każdym kroku, nie dając zapomnieć o wyjątkowości ekspozycji.
Po drugiej stronie lustra
Holenderski zespół kuratorów sprawił, że zabytkowe pomieszczenia zyskały dodatkowy wymiar. To niemalże podróż Alicji w Krainę Czarów, a raczej – na drugą stronę lustra.
Zwierciadła bowiem odgrywają tutaj ciekawą rolę. Odbijają – „cytują”, według kuratorów – elementy dekoracji wnętrz, sprawiając, że elementy sufitowe lub dekoracyjna boazeria przeglądają się w umieszonej na podłodze wielkiej zwierciadlanej tafli. Pokazują niedostępne dla oka strony obiektów, sprawiają, że zaciera się granica między rzeczywistością a złudzeniem. Małego lusterka nie zabrakło nawet w puderniczce wbudowanej w torebkę królowej Juliany (1953 r.), tuż obok miniaturowego portretu jej małżonka, księcia Bernharda.
Lustra to ciekawy zabieg nie tylko estetyczny, ale i symboliczny. Pokazują znaną historii, także historii sztuki, zasadę: bez klasycznej podstawy nie nastąpi rozwój, nie pojawią się nowe formy; nowe zawsze odbija się w starym. Na tej eskpozycji można to odnieść zarówno do ciągłości dynastii, jak i projektowania.
Przykłady takiej ewolucji są w każdej sali, na każdym etapie wystawy. Już w pierwszym pomieszczeniu widzów wita pierwsza zagadka: oryginalne, historyczne portrety, a wśród nich jeden na pierwszy rzut oka taki sam; i w kolorystyce, i w formie. To praca współczesnej artystki Gemmy Woud-Binnendijk, posługującej się autorską techniką łączącą malarstwo z fotografią! Przyjemnie jest posłuchać widzów, dyskutujących „jak to zostało zrobione” i „czy to historyczny portret czy nie”. To też rodzaj odbicia historii w nowoczesności.
Wzajemne przenikanie
Ciągłość dynastii, ciągłość myśli twórczej i zdobniczej, amfilada komnat barokowego pałacu, a nawet ciągnące się treny sukni balowych – na każdym kroku podkreślane są związki teraźniejszości z historią; pokazane, jak jedno wynika z drugiego, jak elementy tej historii się wzajemnie przenikają.
Weźmy na przykład stalowy świecznik Joosta van Bleiswijka „No screw No glue Candelabrum” (2008 r.). Trzeba wykazać się niezwykłą spostrzegawczością, by go zauważyć w wielkiej sali, gdzie wśród barokowych dekoracji wystawiono kolekcję historycznych sreber i właśnie ten jeden współczesny obiekt. I choć świecznik ma około metra wysokości, następuje doskonała mimikra, która dowodzi, że stal nierdzewna i barok wcale się nie wykluczają.
Podobnie jest w sąsiednim pomieszczeniu, niegdyś pokoju dziecięcym. Umieszczono tu cenną, oryginalną kołyskę królewskich potomków dynastii Orańskiej-Nassau (używanął do dziś i sprowadzoną specjalnie na potrzeby wystawy), zestawiając ją z obiektem współczesnym, fotelo-stolikiem „Rotterdam” (proj. Studio Makkink & Bey / 2014).
Idźmy dalej, szukajmy dalej! Czy sławni „mistrzowie holenderscy” mają coś wspólnego z nowoczesnymi meblami? Regent był również osobą wyznaczającą trendy. Wprowadzając się w roku 1802 do barokowego pałacu przywiózł meble w stylu empirowym, w tym – sofę typu „Meridienne”, która natychmiast stała się bardzo popularna. Wskazuje na to portret damy w kolejnej sali. Wytworna, owinięta w kaszmiry i tiule kobieta siedzi na tym wówczas niezwykle modnym meblu. Tuż obok wzrok przyciąga XX-wieczny projekt Sebastiana Brajkovicia, siedzisko „Lathe V Chair” (2008 r.), imitujące pociągnięcia pędzla. Cóż za wspaniały dialog i malarski, i wzorniczy!
Niech żyje bal!
A propos dam w pięknych sukniach. Ekspozycja „Design i Dynastia” to także pokaz mody, ale tylko tej z gatunku haute couture. To zapierające dech w piersiach projekty, których autorem jest Jan Taminiau, laureat najbardziej prestiżowej nagrody modowej w Holandii „Grand Seigneur”, którego kreacje od lat nosi – a jakże! – królowa Maxima.
Na ekspozycji można zobaczyć kilka jego arcydzieł, w tym bajkową suknię ślubną. Prezentującego ją manekina wspaniale wkomponowano w pomieszczenie, do którego nie ma wejścia; tył sukni można podziwiać tylko stojąc w progu, zaś jej przód jest odbity w lustrach. To jak wejście w tajemniczą opowieść, jak zaglądanie do zaczarowanego świata.
Podobnie jest w komnacie kończącej wystawę, czyli Sali Cesarskiej, gdzie studenci mistrzowskiej klasy krawieckiej w Amsterdamie stworzyli specjalnie dla tego pomieszczenia „Bal maskowy”; kolekcję ubrań, głównie sukien, tylko w bieli. Takiego koloru bowiem są wszystkie elementy tego pomieszczenia. Wszechobecna biel odrealnia postrzeganie, burzy zmysły, ale i sprawia estetyczną przyjemność.
Klejnoty, porcelana, splendor
Niewątpliwie takie wrażenie również wywołuje biżuteria, należąca do królowych i księżniczek rodu Oranje-Nassau. To uczta dla oka: wspaniałe klejnoty, perły, diamenty, mistrzostwo jubilerskiego filigranu. Kuratorzy podkreślają, że ważnym dostawcą biżuterii królewskiej jest istniejąca do dziś renomowana francuska firma jubilerska Mellerio dits Meller. Zobaczymy więc efektowne ozdoby, które noszono na uroczystościach i bankietach państwowych, m.in. devant-de-corsage (wielkie brosze naśladujące bukiety kwiatów), tiary, naszyjniki, pierścienie i broszki. Splendor i wspaniałość czystego rzemiosła.
Podobnie – porcelana, której na ekspozycji nie brakuje: zarówno tej z Delft, jak i uroczych figurek ze scenami bukolicznymi lub rodzajowymi.
Fraktale i ryk kryształowego lwa
Design jest tu wszechobecny – ten niegdysiejszy i ten współczesny. To obiekty, które wyszły spod ręki najlepszych rzemieślników-artystów sprzed wieków oraz projektantów z Holandii teraz, prawdziwa uczta dla miłośników wzornictwa. Przeplecione ze sobą, wzajemnie się dopełniające i połączone w jedną kompozycję tworzą wspaniałą mozaikę historii wzornictwa. Przykłady i nazwiska można tu mnożyć.
Są wśród nich prace wspomnianego już Sebastiana Brajkovicia, powstające w bardzo ciekawy sposób. Projektant bowiem rozpoczyna od dekonstrukcji historycznych mebli, zwłaszcza XVII-wiecznych foteli. Łącząc rzeźbę w drewnie, odlew z brązu i ręczny haft, tworzy zupełnie nową wizję przedmiotu. Nazwa jego serii „Lathe” pochodzi od efektu, jaki powstaje po wymieszaniu mleka w kawie.
Uwagę przyciąga lampa Marka de Groota „The Fractal XL” (2021 r.) ze szczotkowanego mosiądzu, o kształcie opartym na matematycznej powtarzalności sześciokąta. Wspaniale wygląda na tle barokowych tapet i luster.
To także tkaniny Helli Jongerius „Colour Catchers” – wielkiego nazwiska w świecie designu. Projektantka w swojej pracy skupia się głównie na badaniu koloru i zależności między barwami; eksperymentuje z oddziaływaniem światła na ich odbiór. Wyniki dociekań przenosi na konkretne obiekty użytkowe. W Fuldzie pokazano również jej kolekcję „Sztuczne kwiaty”, wykonaną ze szkła, skóry, drewna i papieru.
Ciekawe eksperymenty z kolorem również prowadzi Jeroen Vinken, którego tkaniny znakomicie współgrają z historycznymi zielonymi ścianami. Prace te są utkane z przędzy w tylko czterech kolorach: czerwonym, zielonym, białym i bardzo ciemnym niebieskim. Pozwalając im wychodzić mniej lub bardziej na powierzchnię, można stworzyć 200 odcieni koloru. Powstają dzięki temu „fotomontaże", przedstawiające ludzkie ramiona z roślinami, gałęziami, pąkami kwiatów. Na pierwszy rzut oka trudno rozpoznać poszczególne elementy.
A na koniec – wisienka na torcie, a raczej na suficie, czyli ogromny żyrandol, ważący 300 kilogramów imponujący lew z kryształu i stali. To heraldyczne zwierzę, znajdujące się w herbie rodu Oranje-Nassau, powstało współcześnie, ale gdyby nie informacja o tym, śmiało można by uznać ten obiekt za historyczny. Zaprojektowany w roku 2006 przez Hansa van Bentema lew mieni się i lśni na szczycie schodów. Godnie żegna zwiedzających wystawę „Design i Dynastia”. Iście po królewsku.