Pn Land der Modemuffel?
22 stycznia 2010Jeśli chodzi o modę Niemcy nie mają za granicą najlepszej reputacji. Prawie się nią nie interesują; optycznie wypadają żałośnie. Gdy Francuz albo Włoch pytani o typowy niemiecki ubiór, natychmiast wymieniają białe frotowe skarpetki i sandały. Ale nie tylko w urlopowych mekkach Niemców, konfrontowani jesteśmy ze złym smakiem; z brakiem gustu i fantazji.
Lustereczko, powiedz przecie...
Być może jesteśmy krajem poetów i myślicieli, ale na pewno nie krajem designerów i dandysów. Nasze oczy są mało wrażliwe na liczne przykłady łamania zasad estetycznych. Gdy widzę na nogach rodaków klapki Birkenstock & Co., zastanawiam się, czy nie mają w domu lustra. Innym przykładem mogą być popularne tej zimy beżowe miękkie botki z kożucha zwane również Ugg-Boots. Wszędzie można napotkać te monstra. A przecież nawet amerykańska pop-diva Britney Spears, która regularnie pojawia się na listach najgorzej ubranych prominentów, już dawno się z nimi pożegnała.
Praktyczne i wygodne
Wszystko musi być niepodpadające, praktyczne i wygodne. Na te cechy przeciętny Niemiec zwraca szczególną uwagę przy zakupie garderoby i obuwia.
"Modnie i trendy?" Nie, Niemcy lubią szaro i tradycyjnie! Nie zależy im ani na znalezieniu własnego stylu ani na wyróżnieniu się z tłumu. Lęk przed wyróżnieniem się z tłumu jest typowo niemiecki. W przypadku mody jest to godne ubolewania.
Na szczęście zwolennicy mody mają już w Niemczech refugia. Znajdują się zwłaszcza w kultowych dzielnicach Berlina, Hamburga, Kolonii i Monachium. Tam rzucają się w oczy nowatorskie wzornictwo, modne kroje i wystylizowane fryzury.
Abstrahując od "biotopów mody" niemieckie miasta nie mogą się porównywać z takimi mekkami mody jak Mediolan, czy Paryż. Ma to też swe historyczne uzasadnienie. Podczas, gdy Paryż stawał się pod koniec XIX wieku intelektualnym i artystycznym centrum Europy, Berlin oddychał za panowania cesarza Wilhelma I atmosferą zadymionego miasta przemysłowego.
Londyńczycy chętnie eksperymentują
Obok Paryża i Mediolanu w czołówce europejskich miast mody nie może zabraknąć Londynu.
Wszyscy ci, którzy obserwowali wsiadających do kolejki podziemnej na stacji London City, wiedzą, o czym mowa: o młodych, pięknych i bogatych, wracających z pracy do domu: tu wyskokowa plisowana spódniczka, tam niesamowicie wąski krawat z aksamitu. Chciałoby się siedzieć naprzeciw tych ludzi w biurze. W końcu patrzeć na dobrze ubranych ludzi jest samą przyjemnością.
Londyńczycy potrafią odważnie eksperymentować z modą: stara mamina sukienka w łączkę, połączona z dużymi okularami słonecznymi, do żółtych rajstop torebka ze sztucznego futerka imitującego futro geparda. Jeśli eksperyment z kolorami się nie powiedzie, poszukujmy dalej. Dlaczego przeciętny Niemiec tego nie potrafi? W końcu w dobie globalizacji mamy do dyspozycji te same ciuchy z H&M i innych sieci.
Tokio Hotel na wybiegu
To, że Niemcy są ciągle jeszcze pod względem mody krajem rozwijającym się, świadczy też o braku dobrych wzorców. Na przykład wzięte niemieckie grupy popowe jak "Juni", "Silbermond", czy "Wir sind Helden" prawie się nie odróżniają od pierwszych roczników, spotykanych w stołówce studenckiej. Wyjątek stanowią młodzi rockersi z Tokio Hotel. Przy pomocy czarnej kredki do oczu, zwariowanych fryzur i odjazdowych skórzanych ciuchów, lider kapeli Bill Kaulitz wystylizował się na ikonę wielu niemieckich nastolatków. Mimo, że nie każdemu podoba się jego styl, braku odwagi nie można mu zarzucić.
Publiczność Kaulitz oczarował też na wybiegu Fashion Week w Mediolanie. Nowa gwiazda na niemieckim firmamencie mody. Idol nastolatków, który uwielbia czarny lakier do paznokci i sznurowane trzewiki. W porównaniu z białymi frotowymi skarpetkami i sandałami, jest to duży krok naprzód.
Jan Bruck / Iwona Metzner
red. odp. Jak Kowalski