Dlaczego Berlinale jest tak ważne dla Polaków?
16 lutego 2013
Małgośka Szumowska ze swoim konkursowym filmem "W imię" i Katarzyna Rosłaniec z filmem pokazywanym w sekcji "generation 14 plus", który dostał Kryształowego Niedźwiedzia, zaświadczają o dobrej kondycji polskiego kina.
- Producenci, którzy jeszcze niedawno kręcili nosem na polskie kino, dzisiaj pytają, czy mogę im jeszcze coś ciekawego polecić - twierdzi Maciej Karpiński,do niedawna czlowiek odpowiedzialny za promocje Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej (PISF), który na Berlinale przyjeżdża co najmniej od 25 lat. Jego słowa potwierdza Izabela Kiszka, zajmująca się obecnie promocją polskiego kina z ramienia PISF.
- To jest przełom. Czegoś takiego nie pamiętam od wielu lat. Widać, że do głosu doszło młode pokolenie twórców z Polski. Na naszym stoisku na targach European Film Market,towarzyszących festiwalowi, większość pytań dotyczyła właśnie współpracy z Polską. Jesteśmy jedym z ważniejszych funduszy na rynku europejskim. W zeszłym roku zamknęliśmy budżet kwotą 30 milionów euro na produkcje filmowe. To są środki porównywalne na przykład ze Szwecją. Mamy bardzo dobra opinię jako profesjonaliści. Legendarne są umiejętności polskich operatorów, ale mamy też znakomitych scenografów czy kompozytorów muzyki filmowej - wymienia Izabela Kiszka.
Niezbyt kasowe
Kroplą goryczy jest jednak fakt, że mimo wszystko kooprodukcje polsko-niemieckie dosyć szybko schodzą z afisza. Przykładem mogą być filmy "Ono" czy "33 sceny z życia" Małgorzaty Szumowskiej, które praktycznie w Niemczech zostały niezauważone. Masowa publiczność niemiecka nie lubi polskich filmów, a to odgrywa dla dystrybutorów rolę decydującą. W tym roku może się to zmienić. Najnowszy film polskiej reżyserki sprzedał się już do 20 krajów, w tym na bardzo trudne rynki w USA i Wielkiej Brytanii. -
- Moja publiczność jest w Polsce. Ale oczywiście, gdy któryś z filmów zostanie doceniony za granicą, jest to dodatkowa satysfakcja. Berlinale jest naszym oknem na świat. Tutaj możemy pokazać jakie jest nasze kino - twierdzi reżyserka, której film "W imię" był poważnym kandydatem do głównej nagrody festiwalu.
- Wyraźnie zmienia się myślenie festwalu w podejściu do polskiego filmu, czy szerzej do kinematografii Środkowej Europy - twierdzi Maciek Karpiński. - Berlinale, a konkretnie European Film Market jest doskonałym miejscem , by porozmawiać o przyszłych produkcjach filmowych - uważa z kolei reżyser i szef studia im. Munka Dariusz Gajewski. - Włączamy się w chór, którym jest europejskie kino i polskie filmy mogą tutaj grać ważną rolę.
Krzysztof Visconti, Berlin
red.odp.: Małgorzata Matzke