Proces oświęcimski w rejestrze "Pamięć Świata"
13 czerwca 2016W Auschwitz zatrudnionych było 8 tys. członków Waffen-SS i 200 strażników. 22 osoby stanęły na ławie oskarżonych w pierwszym z odbywających się we Frankfurcie tzw. „procesów oświęcimskich”, który rozpoczął się w 1963 roku. Oskarżonym zarzucano zabójstwo oraz o udział w masowych zbrodniach poprzez wykonywanie „zbrodniczych rozkazów kierownictwa niemieckiego państwa”. W procesie trwającym 20 miesięcy zeznawało 300 świadków, w tym 200 byłych więźniów. Jedynie 6 oskarżonych zostało skazanych na dożywocie, w trzech przypadkach winy nie można było udowodnić z braku dowodów.
Takiego procesu się nie zapomina
Frankfurckie procesy uważane są za punkt zwrotny w niemieckim rozrachunku z nazistowską przeszłością. Zostały po nich 454 tomy akt i 103 nagrania dźwiękowe. Są przechowywane w heskim archiwum w Wiesbaden. Przewodniczący komitetu, który jest uprawniony do zgłaszania kandydatur do "Pamięci Świata", historyk Joachim-Felix Leonhard, jako 16-latek sam był na sali sądowej podczas jednego dnia procesu i przyznaje, że takich rzeczy się nie zapomina: „Po dziś dzień mam w uszach głosy świadków, a przed oczyma ich twarze”.
„Proces zbrodniarzy z Auschwitz był wówczas okazją, by usłyszeć świadków z różnych krajów, w ich ojczystych językach, w przekładzie obecnych na procesie tłumaczy” - wyjaśnia Leonhard, podkreślając, że właśnie to czyni te dokumenty ciekawe dla całego świata. Jego zdaniem, będą one, obok pamiętników Anny Frank, ważnym świadectwem niemieckiego rozrachunku z Holokaustem.
Wypieranie nazistowskiej przeszłości
Na dokumenty z procesu Leonhard natrafił w 1998 dzięki Instytutowi Fritza Bauera. Bauer, który jako Żyd był więziony w obozie w Danii, a w latach 60-tych pełnił funkcję Prokuratora Generalnego Hesji, jako jeden z pierwszych przeciwstawiał się powszechnemu wówczas w Niemczech wypieraniu nazistowskiej przeszłości z pamięci. Niemcy byli zajęci odbudową kraju i zdecydowana ich większość nie miała ochoty zajmować się zbrodniami wojennymi. Nie można też było w tej kwestii liczyć na stacjonujących w Niemczech aliantów, którzy zdobyli się jedynie na doprowadzenie do szybkich procesów niektórych prominentnych zbrodniarzy.
Nie tylko wykonywanie rozkazów
Prokurator Fritz Bauer z uporem podkreślał zaś rolę niemieckiego wymiaru sprawiedliwości w odbudowie demokratycznego społeczeństwa. Jego imieniem nazwano instytut i centrum dokumentacji historii i skutków Holokaustu.
„Tego, co stało się w Auschwitz, nikt przedtem nie potrafiłby sobie wyobrazić” – mówi Werner Konitzer kierujący Instytutem Fritza Bauera. Dokumenty pokazują m.in. szok, jakiego doznali żołnierze wyzwalający obóz. Niezwykłe wrażenie robią zarejestrowane na taśmach dźwiękowych zeznania oskarżonych, którzy tłumaczą się, że jedynie wykonywali rozkazy. „Jest w tym morderczy chłód. Widać, że oprawcy nie tylko wykonywali rozkazy. W ich biurokratycznym języku słychać zimną nienawiść” - mówi Konitzer.
Historyk Leonhard dodaje: „W kontakcie z pięknymi rzeczami zadajemy sobie pytanie, czy i dlaczego należałoby je zachować jako dziedzictwo kultury, ale do kultury należy przecież także zajmowanie się trudnymi rzeczami i wydarzeniami”.
O zarejestrowaniu dokumentów z procesu w „Pamięci Świata” zdecyduje Dyrekcja Generalna UNESCO w Paryżu w przyszłym roku. Nigdy dotychczas nie zdarzyło się, by wniosek z Niemiec został odrzucony. W cyfrowym rejestrze znajduje się 348 świadectw historii, w tym 22 z Niemiec.
Monika Sieradzka (opr.)