Domniemany strażnik z Auschwitz: „Byłem jedynie kucharzem”
22 kwietnia 2013Dziennikarze „Die Welt” odnaleźli Lipschisa w pobliżu Stuttgartu. Były esesman potwierdził, że pracował na terenie obozu śmierci, ale "jedynie jako kucharz". Autor artykułu twierdzi, że z dokumentów wynika, że co najmniej przez pewien czas Lipschis był także wartownikiem, ale pomimo to postawienie go w stan oskarżenia może być trudne. „Die Welt” nawiązuje do niedawnej, precedensowej sprawy Iwana „Johna” Demianiuka. Skazano go za współudział w mordowaniu ofiar w obozie w Sobiborze jedynie dlatego, że pełnił tam służbę. Nie wymagano, jak w czasie innych tego typu procesów, by udowodniono, że pomagał w zamordowaniu konkretnego człowieka. Możliwe to było jedynie dlatego, że sąd przyjął rozróżnienie między "czystym" obozem śmierci, a obozem koncentracyjnym. Sobibór, podobnie jak Treblinka, Bełżec i Chełmno, był wyłącznie obozem zagłady. „Auschwitz może zdaniem niemieckich ekspertów być nieporównywalny, gdyż pełnił podwójną rolę: To był zarówno największy obóz koncentracyjny SS, jak i fabryka śmierci” – pisze dziennik. „Die Welt” wyraża wątpliwości, czy niemiecki sąd w przypadku oskarżenia Lipschisa zdecyduje się na tę samą argumentację co w przypadku Demianiuka i zwraca uwagę, że może to nie wystarczyć do skazania Lispchisa.
"Procesy były fair"
Autor wylicza, że Lipschis zalicza się do grupy 7200 esesmanów, którzy pełnili służbę w Auschwitz a tym samym "co najmniej umożliwiali, a często dopuszczali się zbrodni". Powołując się na polskiego eksperta Aleksandra Lasika „Die Welt” informuje, że z grupy tej ok. 6 tys. osób prawdopodobnie dożyło do końca wojny, z czego przed sądem, głównie w Polsce w 1954 roku, stanęło jedynie 475 byłych wachmanów. „Procesy były w większości fair, a wyroki wypadały różnie”, pisze gazeta. Wylicza, że orzeczono sześć kar śmierci, trzy razy dożywocie, a w większości kary więzienia w wysokości 2,5 do 15 lat. Dane te nie są jednak dokładne, pisze gazeta, gdyż wiele wyroków nie zostało wystarczająco udkumentowanych bądź dokumentacja zaginęła.
„Poza tym miała miejsc fluktuacja grup wartowniczych SS między różnymi obozami, przez co niektórzy sprawcy byli skazywani za przestępstwa w innych obozach, ale nie zawsze sprawdzano czy byli wcześniej w Auschwitz” – wyjaśnia „Die Welt” i dodaje, że odsetek skazanych wśród personelu obozowego był generalnie "wstrząsająco niski", bo dotyczył jedynie jednej siódmej osób, które przeżyły wojnę. W przypadku Auschwitz w porównaniu z innymi niemieckimi obozami ten odstek był nieco wyższy, przede wszystkim dzięki procesom w Polsce zaraz po wojnie. "Jest wiele obozów, gdzie oskarżono jedynie co dwudziestego" – zauważa "Die Welt". W przypadku Lipschisa pod względem prawnym sprawa jest skomplikowana – stwierdza berliński dziennik. Efraim Zuroff, szef Instytutu im. Szymona Wiesentahal w Jerozolimie, skonfrontowany z twierdzeniem Liepschisa, że ten jakoby "słyszał o masowej zagładzie w Auschwitz, ale nic nie widział" kwituje to odpowiedzią "Tak mówią oni wszyscy".
Róża Romaniec