Donald Trump ma problem z głosowaniem korespondencyjnym
20 sierpnia 2020Młody mężczyzna w niebieskiej koszuli wychyla się ze swojej pocztowej furgonetki. Bierze do ręki parę listów i wrzuca je do skrzynek stojących przed domami na jednym z osiedli w mieście Eugene w stanie Oregon na zachodzie USA. Mężczyzna od dwóch lat pracuje dla amerykańskiej poczty USPS. Prosi, żeby nie podawać jego imienia, ale mówi, że cieszy się na nadchodzące wybory prezydenckie.
– Oczywiście z powodu nadgodzin! – tłumaczy. Ma nadzieję, że wkrótce zostanie zatrudniony na czas nieokreślony. Ale nawet z umową czasową, mężczyzna nie narzeka na brak zajęć. Zdarza się, że pracuje po 60 godzin tygodniowo. Czy widzi jakieś zmiany w organizacji pracy w związku ze zbliżającymi się wyborami? – O tak, wiele się zmieniło. Ale wydaje mi się, że nie powiniem o tym mówić – ucina.
Co nieco już jednak wiadomo. Choćby to, że pracownikom poczty ma zostać zabroniona praca po godzinach oraz ponadplanowe kursy z przesyłkami. Może to doprowadzić do tego, że listy będą docierać do celu później niż zwykle. W wewnętrznej korespondencji USPS, do której dotarła w lipcu telewizja CNN, można było przeczytać, że „chwilowo może się zdarzyć, że przesyłki będą leżeć”.
Dodatkowo w mediach społecznościowych w USA zaczęły pojawiać się zdjęcia pokazujące pracowników poczty likwidujących w różnych miastach skrzynki pocztowe. Tylko w stanie Oregon zlikwidowano od ubiegłego tygodnia ponad 30 skrzynek. Rzecznik USPS Ernie Swanson tłumaczył lokalnym mediom, że skrzynek było za dużo, a liczba wysyłanych listów drastycznie spadła. USPS nie odpowiedziała na pytanie Deutsche Welle, kto podjął decyzję o likwidacji skrzynek i dlaczego nie mogło to poczekać do czasu po wyborach.
Kongresmeni chcą odpowiedzi
Być może sprawę wyjaśni szef poczty Louis DeJoy, który w piątek na odpowiadać na pytania przedstawicieli amerykańskiego Kongresu. Do tego momentu wszystkie zmiany w działalności USPS mają być wstrzymane. Spikerka Izby Reprezentantów Nancy Pelosi chce poza tym przeprowadzić w sobotę głosowanie nad ustawą dającą poczcie więcej pieniędzy i zabraniającą jakichkolwiek zmian w systemie jej funkcjonowania. Amerykańska poczta USPS jest bowiem odpowiedzialna także za przebieg głosowania korespondencyjnego w wyborach. Aby sprawnie przeprowadzić tegoroczne wybory prezydenckie poczta będzie potrzebować więcej, a nie mniej pieniędzy i pracowników.
Amerykańskie władze spodziewają się, że w listopadowych wyborach zdecydowanie wzrośnie liczba osób głosujących listownie, bo wielu Amerykanów nie będzie chciało odwiedzać lokali wyborczych z powodu pandemii koronawirusa. W wyborach w 2016 roku listownie oddano około 33 milionów głosów. Teraz może ich być nawet dwa razy więcej.
Aby poczta poradziła sobie z takim nawałem listów, deputowani z Partii Demokratycznej, a także niektórzy Republikanie, chcieli przekazać jej więcej środków. Prezydent Donald Trump od tygodni przekonuje jednak, że spodziewany wzrost liczby głosów oddanych korespondencyjnie prowadzić będzie do fałszerstw. Dlatego nie chce przyznać poczcie więcej pieniędzy. Jak tłumaczył w jednym z wywiadów, większe środki nie sprawią, że USPS będzie w stanie przeprowadzić wybory. Nikt nie planuje jednak zamykania lokali wyborczych. Większość Amerykanów nadal będzie mogła wybrać, jak głosować.
W kilku stanach USA głosowanie odbywa się jednak wyłącznie korespondencyjnie. W Oregonie jest tak od 1998 roku. Karty do głosowania rozsyłane są tam automatycznie do wszystkich uprawnionych. Ma to zapewnić prawo do głosowania jak najszerszej grupie wyborców – zarówno tym mieszkającym poza miastami, jak i osobom pracującym czy nie mogącym pójść do lokalu wyborczego z powodów zdrowotnych. Pomysł nie jest zatem nowy.
– To nieprawda, że są problemy z głosowaniem korespondencyjnym – mówi w rozmowie z Deutsche Welle Philipp J. Cooper, profesor na wydziale administracji publicznej Uniwersytetu Stanowego Portland. – W stanie Oregon frekwencja jest ekstremalnie wysoka, a przebieg głosowania bardzo łatwy – dodaje. Państwowa poczta USPS jest instytucją cieszącą się wśród Amerykanów dużym zaufaniem. Sam Donald Trump głosował w przeszłości korespondencyjnie – przypomniała niedawno demokratyczna senator z Nevady Catherine Cortez Masto.
O co ta awantura?
Poczcie ufa także Alex Morgan, dyrektor Progressive Turnout Project. Jego organizacja ma na celu przekonanie Amerykanów, którzy nie głosują, do wzięcia udziału w wyborach w listopadzie. Szacuje się, że osoby te skłonne są oddać swój głos raczej na kandydata Demokratów, niż Republikanów.
Zdaniem Morgana wypowiedzi prezydenta Trumpa o tym, że poczta jest niezdolna do przeprowadzenia głosowania, może mieć duży wpływ na ich zachowanie. – Poważnie martwimy się o efekt psychologiczny. To hańba. Cztery lata temu nikt by nie pomyślał, że rząd USA będzie rozpowszechniał fałszywe pogłoski i występował przeciwko własnym obywatelom – mówi.
Przedstawiciele Partii Demokratycznej obawiają się ponadto, że Louis DeJoy, który wspiera finansowo kampanię Trumpa i którego firma logistyczna pracowała wcześniej dla konkurencyjnej UPS, może próbować manipulować przebiegiem głosowania. DeJoy został wybrany na stanowisko przez sześcioosobowe gremium, obsadzone w latach 2018-2020 ludźmi Donalda Trumpa.