1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Dwa lata po zamachu w Berlinie: wiele pytań bez odpowiedzi

19 grudnia 2018

Czy terrorysta Anis Amri działał sam? Czy tragedii można było zapobiec? Kto jest winny? Dwa lata po zamachu w Berlinie, w którym 12 osób, w tym polski kierowca, poniosło śmierć, na wiele pytań nadal nie ma odpowiedzi.

https://p.dw.com/p/3ALCC
Berlin Anschlag Breitscheidplatz Gedenkstätte Gedächtniskirche
Zdjęcie: picture-alliance/Revierfoto

Przebieg wydarzeń feralnego dnia - 19 grudnia 2016 roku - jest dobrze znany. 24-letni Tunezyjczyk Anis Amri zastrzelił w szoferce TIR-a polskiego kierowcę Łukasza Urbana i krótko po godz. 20 wjechał jego ciężarówką w tłum ludzi na jarmarku bożonarodzeniowym na Breitscheidplatz w Berlinie. 

Pod kołami rozpędzonego samochodu zginęło 11 osób, ponad 60 doznało obrażeń. Zamachowcowi udało się zbiec z miejsca zbrodni. Kilka dni później włoscy policjanci zastrzelili go w Mediolanie. Był to jak dotychczas największy zamach terrorystyczny na terenie Niemiec.

Okoliczności zamachu badają trzy komisje śledcze: dwie powołane przez lokalne parlamenty Berlina i  Nadrenii Północnej-Westfalii oraz pracująca od marca komisja parlamentu ogólnoniemieckiego - Bundestagu.

Dlaczego nie udało się zapobiec zamachowi, chociaż Amri był obserwowany przez informatorów służb i policji? Czy była to seria nieszczęśliwych przypadków w połączeniu z błędami ludzkimi? A może struktura niemieckich władz odpowiedzialnych za bezpieczeństwo wykazuje poważne błędy? 

Na te pytania próbują odpowiedzieć członkowie komisji śledczych. Parlamentarzyści nie kryją rozczarowania postawą władz, szczególnie służb, które nie przejawiają większej gotowości do współpracy, zasłaniając się często tajemnicą służbową.

Wywiad z pastorem kościoła Pamięci. Czy Bóg wybacza terrorystom?

Komisje badają, rząd utrudnia

Niemiecki rząd „przeszkadza i opóźnia” wyjaśnienie okoliczności zamachu – mówi poseł Zielonych Konstantin von Notz. To „katastrofalny sygnał” dla opinii publicznej, a szczególnie dla poszkodowanych i rodzin ofiar.

Przedstawiciele ministerstw odpowiedzialnych za bezpieczeństwo kraju starają się mówić jak najmniej i kwestionują często zasadność stawianych im pytań, chociaż tematyka komisji została zdefiniowana bardzo szeroko – ubolewa przedstawiciel FDP w komisji Bundestagu Benjamin Strasser.

Kluczowi świadkowie, jak na przykład osoba kierująca pracą tajnych współpracowników, nie otrzymali pozwolenia na przesłuchanie przez komisję.

Zdaniem Strassera ani rząd niemiecki, ani władze bezpieczeństwa nie wykazują woli wyjaśnienia kulis zamachu. Podobne zarzuty wysuwają przedstawiciele innych partii, nie tylko wobec komisji Bundestagu, ale i obu pozostałych gremiów.            

Trzy partie opozycyjne - Zieloni, FDP i Lewica - skierowały w lecie skargę do Trybunału Federalnego w celu zmuszenia służb do przekazania komisji dokumentów dotyczących sprawy Amriego. Kolejna skarga jest w przygotowaniu.   

Pierwszą ofiarą zamachu był polski kierowca TIR-a
Pierwszą ofiarą zamachu był polski kierowca TIR-aZdjęcie: picture-alliance/dpa/M. Kappeler

Amri nie był samotnym wilkiem

Pomimo kłód rzucanych pod nogi, komisjom udało się obalić kilka mitów. Niemieckie władze od samego początku sugerowały, że Amri był „samotnym  wilkiem” działającym na własną rękę, co utrudniało, bądź wręcz uniemożliwiało wykrycie i powstrzymanie go, a decyzję o zamachu podjął pod wpływem chwili, bez przygotowań. 

Dotychczasowe badania wykazały błędność tej tezy. Przebywający od lata 2015 roku w Niemczech Amri był w stałym kontakcie internetowym z islamistami z IS. Kontaktował się z kaznodzieją Abu Walaa wzywającym do przemocy. Do chwili zamachu był instruowany przez swojego mentora ukrywającego się pod pseudonimem „Moumau1”. „Stało się” – napisał mu Amri o 19.33 na czacie po zastrzeleniu Polaka, a 8 sekund później wysłał zdjęcie szoferki.

Śledztwo prowadzone przez prokuratora generalnego wykazało, że Amri planował wraz z dwoma innymi islamistami z Francji i Czeczenii zamach bombowy w Niemczech. Islamiści poznali się w berlińskim meczecie Fussilet – miejscu spotkań niemieckich salafitów. Oznacza to, że Amri planował od dawna zamach, zmienił jedynie jego cel i sposób ataku. 

Amri zginął w Mediolanie zastrzelony przez włoskich policjantów
Amri zginął w Mediolanie zastrzelony przez włoskich policjantówZdjęcie: picture-alliance/dpa/D. Bennati/B&V

Włoskie służby informowały stronę niemiecka, że zamachu w Berlinie dokonały co najmniej dwie osoby, a trzecia pomogła sprawcy w ucieczce do Włoch, jednak niemieckie władze uznały raport włoskiej policji za niewiarygodny. Jej zdaniem zawarta w nim teza opiera się na błędnie przetłumaczonych rozmowach telefonicznych.

Parlamentarzyści podważyli też stanowisko Federalnego Urzęd Ochrony Konstytucji, który twierdził, że sprawa Amriego była sprawą policji, a nie służb. 

Co wiedział agent?

Niedawno wyszło jednak na jaw, że służby miały w meczecie Fussilet swojego informatora. Nie wiadomo jednak, co wiedział ten agent. Rząd nie zgodził się na przesłuchanie przez komisję oficera prowadzącego tego informatora. Władze twierdzą, że agent nie miał kontaktu z Amrim i nie wiedział nic o planach zamachu. Członkowie komisji uznają tę ocenę za niewiarygodną. Poseł SPD Fritz Felgentreu uważa, że kontrwywiad nie chce przyznać, że nie docenił roli Amriego.

W polu zainteresowania komisji śledczych znalazł się także Centralny Sztab Antyterrorystyczny GTAZ w Berlinie – forum współpracy służb centralnych i krajów związkowych. Przypadek Amriego omawiany był przez to gremium aż jedenaście razy, bez konkretnych wniosków. 

Z prac komisji wynika, że strona niemiecka błędnie oceniła informacje otrzymane od służb zagranicznych. Na jesieni 2016 informacje o Amrim i jego kompanach przekazał wywiad marokański, jednak GTAZ nie sprawdził tego śladu.

Rodziny ofiar krytykują

Rodziny ofiar domagają się odpowiedzi na kluczowe pytania – pisze tygodnik „Die Zeit”. „Amri, to już wiemy, był obstawiony informatorami. Niemieckie służby deptały mu po piętach, były tak blisko niego, jak tylko to możliwe” – zaznacza redakcja.

„Die Zeit” przytacza opinię Stephana Herrlicha, który w zamachu stracił brata: „Na świadectwie polityki widnieje stopień 'niedostateczny'”. „Mam wrażenie, że (władze) bronią się rękami i nogami, żeby tylko nie dowiedzieć się, co rzeczywiście się wydarzyło, i żeby, co jest jeszcze gorsze, nie wyciągnąć wniosków na przyszłość”- powiedział Herrlich.

Astrid Passin, której ojciec zginął uderzony przez ciężarówkę Amriego, nie kryje pesymizmu. „Odejść musiał szef berlińskiej policji. To jedyna polityczna decyzja. Poza tym nic się nie zmieniło. Nadal brak jest transparencji. Wiem, że cała wiedza o tym, czego nie dopilnowano, byłaby bardzo bolesna, ale wtedy wreszcie poznalibyśmy prawdę” – mówi Passin.