Dzieci w sieci. Niemieckie maluchy korzystają z internetu
13 lipca 2015- Nasza córka może słuchać piosenek na YouTube. Kiedy jedna się skończy, sama mi mówi, czego chce posłuchać w dalszej kolejności – mówi Tanja Schulz. Podczas rozmowy sadza swoją pięcioletnią córeczkę w dziecięcym foteliku zamontowanym na rowerze. Razem słuchają trzech piosenek. Na tym koniec. – W sieci kryje się też wiele zagrożeń – zauważa Tanja.
Mama pięciolatki przyznaje, że bywa zdezorientowana. Podobnie jak inni rodzice wie, że dzieci narażone są w interencie na możliwość kontaktu z nieznajomymi oraz treściami dla dorosłych. Sama nie chce ani podać swojego prawdziwego nazwiska, ani wyrazić zgody na publikację zdjęcia na potrzeby tego artykułu. Bo on też ukaże się w internecie.
Tablet - dobra niania
Jednak w życiu jej rodziny internet jest wszechobecny. Zakupy w sieci, kontakty w serwisach społecznościowych, przechowywanie zdjęć, słuchanie muzyki, oglądanie filmów... Dzieciaki dorastają w tym coraz bardziej cyfrowym świecie. Ale z ograniczeniami. –Wystarczy, że my zajmujemy się tym godzinami. Nasze dzieci mają na to jeszcze czas. Teraz lepiej, by czytały książki, malowały czy się po prostu bawiły – mówi partner Tanji.
Inna mama, która chce pozostać anonimowa, przyznaje, że długo korzystała z urządzeń elektronicznych, by zapewnić synkowi rozrywkę, a sobie – spokój. – Gdy pracowałam nad pracą dyplomową, pozwalałam mu bawić się moim tabletem – mówi. I przyznaje, że dziś tego żałuje, choć wtedy naprawdę potrzebowała czasu dla siebie: – Teraz często chodzimy razem na plac zabaw, na trampoliny albo majsterkujemy.
To nic szczególnego. Rodzice często wykorzystują tablety i smartfony jako niańki - przyznaje Christine Feil z Niemieckiego Instytutu Młodzieży, szefowa projektu „Media cyfrowe w życiu dzieci przedszkolnych”. – Ale to pedagogiczna obłuda. Każda matka równie dobrze zamiast tableta może użyć książeczek z obrazkami – dodaje.
Przedłużenie świata analogowego
Już co 10. niemiecki trzylatek regularnie korzysta z sieci. Wśród sześciolatków - prawie co trzeci (28 proc.), a wśród ośmiolatków – ponad połowa (55 proc.) – pokazuje to najnowsze badanie Niemieckiego Instututu ds. Zaufania i Bezpieczeństwa w Internecie (DIVSI). Nie oznacza to, wbrew pozorom, wyrównania szans rozwojowych czy edukacyjnych dzieci. Wszystko zależy od ich rodziców.
Wg Christine Feil ryzyko nie jest wielkie: - W grach dla pięcio- czy sześciolatków rozbudowuje się elementy gier i zabaw, które dzieci już znają. Jeśli gra nie ma odniesień do środowiska oraz życia dziecka, nie potrafi sobie ono z nią poradzić.
Ważne, by rodzice kontrolowali i chronili dane dziecka. Bo naprawdę duże zagrożenia wiążą się właśnie z wykorzystaniem danych, np. do sprzedaży aplikacji, a także reklamy. - Ryzyko się zwiększa kiedy dzieci są już starsze i korzystają z internetu samodzielnie, np. z serwisów społecznościowych. Albo gdy korzystanie z ofert w internecie staje się rutyną – wyjaśnia Feil.
Internet w niemal każdym niemieckim domu
Czy sieć wpływa na rozwój dzieci korzystnie? To zależy zwłaszcza od tego, jak radzą sobie z czytaniem. Młodsze, które jeszcze nie potrafią czytać, zdane są na pomoc rodziców. Te bardziej samodzielne na własną znajomość symboli i intuicję w obsłudze smartfonów oraz tabletów. – Najłatwiej jest z aplikacjami, tam podstawą jest ekran dotykowy, nie trzeba umieć czytać – zauważa Feil. – Zwłaszcza dla maluchów tworzy się proste w obsłudze aplikacje.
98 proc. niemieckich gospodarstw domowych ma dostęp do internetu i to nie zależy od ich dochodów. Jak jednak podkreślają badacze, dostęp do sieci nie wpływa na wyrównanie szans rozwojowych i edukacyjnych niemieckich dzieci. Zależy to przede wszystkim od ich rodziców. Ich wykształcenia i sposobu, w jaki w rodzinie korzysta się z internetu.
Lepiej wykształceni rodzice dbają o to, by dzieci używały sieci jako źródła informacji i treści przydatnych w nauce – twierdzą badacze. Dla tych gorzej wykształcoych internet jest głównie źródłem rozrywki. Te różnice nieco wyrównuje szkoła. – Jeśli dzieci z gorzej wykształconych rodzin wyszukują w sieci informacji, jest to głównie research pod prace domowe – mówi Feil.
Dzieci Tanji Schulz, która skończyła dwa kierunki studiów, wiedzą, że dzięki smartfonowi mama szybko wyszkuje informacje. – Ostatnio śmiały się ze słowa „kakadu”, ale nie wiedziały, co oznacza. Wygooglałam więc jej zdjęcie i pokazałam im, że to ptak – opowiada Tanja.
Tanja to „cyfrowy native” i jej dzieci najpewniej pójdą w jej ślady. Ale nie wszystkie tak postąpią, mimo że dorastają w świecie, który się coraz bardziej cyfryzuje. Tu też właściwie wszystko zależy od rodziców – piszą autorzy badania. Im częściej sami korzystają z sieci, tym wcześniej zaczną to robić ich dzieci, ale to oznacza też więcej wyzwań dla samych rodziców. A nie wszyscy zdają sobie z tego do końca sprawę.
Sabrina Pabst / Monika Margraf