Koniec Schengen? Prawnik o niemieckich kontrolach granic
17 września 2024Niemcy wprowadziły tymczasowe kontrole na ostatnich granicach, gdzie ich nie było - z Danią, Holandią, Belgią, Luksemburgiem i Francją. „Jesteśmy w kontakcie z władzami niemieckimi oraz z innymi [zainteresowanymi] krajami członkowskimi” – tyle miała 16 września do powiedzenia w tej sprawie Komisja Europejska.
W odpowiedzi przesłanej Deutsche Welle z niemieckiej delegacji do frakcji Socjalistów i Demokratów w PE, do której należy SPD – partia Scholza – europosłanka i koordynatorka do spraw wewnętrznych Birgit Sippel podkreśliła, że „wprowadzenie kontroli granicznych przez niemiecki rząd ma być środkiem tymczasowym, przewidzianym w kodeksie granicznym Schengen”.
Sprawdziliśmy, czy Niemcy swoim „środkiem tymczasowym” łamią prawo UE.
Czy kontrole to złamanie prawa Schengen?
- Prawnie te działania mogą się obronić, ale Niemcy musieliby przedstawić – i przesłać KE - dowody na to, że istnieje poważne zagrożenie ich bezpieczeństwa ze względu na zagrożenie terrorystyczne – mówi Deutsche Welle Jonas Bornemann z wydziału prawa uniwersytetu w Groningen, specjalista prawa Schengen. - I naprawdę pod znakiem zapytania stoi, czy mamy z tym obecnie do czynienia. To musi być rozwiązanie używane tylko w ostateczności – dodaje.
Na uwagę, że od czasu kryzysu migracyjnego 2015 r. i pandemii Covid-19 czasowe zamykanie granic wewnętrznych UE to powtarzająca się praktyka, prawnik dorzuca regularne przedłużanie kontroli na granicy austriacko-niemieckiej i trwające dłużej niż pół roku kontrole na granicy polsko-niemieckiej i ocenia, że podają one w wątpliwość samą instytucję „czasowych” kontroli.
- W praktyce widzimy quasi-permanentne kontrole na niektórych granicach. A to jest znak, że Niemcy i inne kraje nie mają strategii wyjścia z tego kryzysu – uważa Bornemann. Wskazuje, że raz wprowadzone kontrole niełatwo odwołać i uzasadnić przed obywatelami, że już nie są potrzebne. Ostrzega, że ruch Niemiec może wywołać efekt domina w innych państwach.
Problemy rządu Scholza
Niemiecka decyzja spotkała się z krytyką zarówno w samych Niemczech jak i ze strony ich sąsiadów, m.in. Austrii i Polski, a także europosłów zarówno z CDU (frakcja EPL), jak i koalicyjnych Zielonych.
W tle decyzji rządu Olafa Scholza są problemy niemieckiej lewicowo-liberalnej koalicji, naciskanej przez centroprawicę i skrajną prawicę, które na zaostrzeniu retoryki migracyjnej zdobyły dobre wyniki w ostatnich wyborach landowych. Do wzrostu nastrojów antyimigracyjnych w Niemczech przyczyniły się m.in. głośne przypadki dokonanych przez imigrantów przestępstw i ataków, także ze skutkiem śmiertelnym, jak w Solingen, oraz napływ imigrantów m.in. od strony Polski – gdzie przedostają się z Białorusi, wpychani na granicę w ramach rosyjskich działań hybrydowych przeciwko UE.
Birgit Sippel z S&D potępiła „hipokryzję”, jaką zdaniem socjalistów są obawy prawicy dotyczące przestrzegania przez Niemcy prawa UE w sytuacji, gdy lider chadeków Friedrich Merz żądał odrzucania wniosków o azyl na niemieckich granicach.
– To by wymagało właśnie pełnych kontroli granicznych. Sugerujemy konserwatystom, by raczej dołączyli do nas w walce ze skrajną prawicą, zamiast siać niezgodę między partiami demokratycznymi – odpisała nam Sippel w odpowiedzi na pytania o decyzję rządu Scholza.
Jak zaciągnąć państwo przed europejski trybunał
Jakie narzędzia prawne mają do dyspozycji państwa członkowskie, gdyby chciały tę decyzję Berlina kwestionować w ramach UE? Zdaniem Bornemanna to pytanie dotyka samego serca systemu Unii Europejskiej – prawa każdego państwa członkowskiego do pozwania drugiego państwa przez Trybunałem Sprawiedliwości UE. Ta procedura ma dwie fazy.
W pierwszej przykładowo Polska, której premier Donald Tusk ocenił, że Niemcy mogą zagrozić całemu systemowi Schengen, musiałaby przekonać KE, że Niemcy wprowadzili kontrole graniczne bez żadnych dowodów na to, że było to konieczne. Komisja musiałaby zdecydować, czy rozpocząć przed TSUE procedurę ws. naruszenia prawa. Gdyby tego nie zrobiła, kolejny ruch należałby do zainteresowanego państwa.
Inne kraje UE mogą pozwać Niemcy do TSUE
- I wtedy to państwo członkowskie rzeczywiście mogłoby zaciągnąć Niemcy przed TSUE w związku z przywróceniem kontroli na granicach. To ważne uprawnienie – możliwość wyegzekwowania od innego państwa członkowskiego UE przestrzegania zasad Schengen – podkreśla Jonas Bornemann. Przed sądem – jak zaznacza – liczyłyby się fakty i dowody na to, że przywrócenie kontroli na granicach było konieczne ze względu na bezpieczeństwo Niemiec.
Olaf Scholz szuka kontaktu ze swoimi odpowiednikami w krajach sąsiednich, „aby wyjaśnić motywację i sytuację Niemiec” – poinformowała zastępczyni rzecznika rządu Christiane Hoffmann. Kanclerz, by „stworzyć podstawy do zrozumienia sytuacji”, rozmawiał m.in. z Donaldem Tuskiem.
Jaka przyszłość czeka strefę Schengen?
UE w ostatnich latach wzmocniła swoje zewnętrzne granice. Liczba osób, którym udało się nielegalnie przez nie przejść, zmniejszyła się. Ostatnie reformy prawa Schengen pozwoliły też państwom na wprowadzenie elastycznych kontroli w strefach przygranicznych.
– I jeszcze dwa tygodnie temu twierdziłbym, że system pójdzie właśnie w tym kierunku – bez formalnego przywracania kontroli na granicach państw, za to z większą liczbą kontroli mobilnych, np. w pociągach. Ale po decyzji Niemiec ta przyszłość może rysować się inaczej. Jeśli nastąpi efekt domina i inne kraje pójdą śladem Niemiec, to byłby koniec Schengen – kwituje Bornemann. Zaznacza przy tym, że kontrole punktowe – a takie na razie widać na granicach - mieszczą się w zakresie dopuszczonym przepisami Schengen, ale zakłócają życie społeczności na specyficznych obszarach, jakimi są pogranicza.
Debata w PE o migracji
16 września w PE odbyła się debata dotycząca migracji. „Jeśli nie masz prawa być w Europie – nie powinieneś być w Europie” – podkreślał Tomas Tobe z EPL. Matthias Ecke z S&D mówił, że potrzebna jest nie nienawiść i „obwinianie o wszystko migrantów”, ale „polityka migracyjna, która działa” tak, że nie będą potrzebne kontrole na wewnętrznych granicach UE. Z kolei Nikola Bartusek z frakcji Patrioci dla Europy mówił, że potrzebna jest kontrola granic i sprawne odsyłanie migrantów z powrotem. A Saskia Bricmont z Zielonych oceniła, że nawet jeśli systemy prawne i struktury siłowe państw członkowskich mają wady, to lepiej ich używać, niż żeby migranci mieli być kozłami ofiarnymi.