Ekspert o katastrofie Odry: Może zostać przekuta w szansę
29 października 2022DW: Co oznacza, że rzeka jest zdrowa?
Ulrich Eichelmann, RiverWatch: Że jest w małym stopniu zmieniona przez człowieka. A więc ma naturalne koryto, jest nadal dynamiczna, nie jest skanalizowana ani tamowana.
O zdrowiu rzeki nie świadczy czystość wody?
– To też jest ważne, ale nie tak bardzo, jak stopień jej przekształcenia przez człowieka. W przypadku zanieczyszczenia można je zatrzymać lub ograniczyć i tym samym stosunkowo sprawnie poprawić sytuację. Jeśli tamujesz rzekę, to robisz to na co najmniej 100 lat, a czasami dłużej.
Jakie skutki dla środowiska niesie tamowanie rzek?
– Okresowo przygotowywany Living Planet Index pokazuje spadek populacji gatunków w różnych typach siedlisk, np. w lasach deszczowych, ekosystemach morskich i tak dalej. Okazuje się, że ekosystemy słodkowodne, czyli głównie rzeki i bagna, w ciągu ostatnich 52 lat skurczyły się najbardziej, bo aż o 83 proc. Przy czym porównujemy tę wartość do 1970 r., kiedy świat wcale nie był wiele lepszy, jeśli chodzi o stan środowiska. Myślę, że w ciągu ostatnich 100 lat straciliśmy około 99 proc. wszystkich populacji słodkowodnych, zwłaszcza w rzekach i przyległych ekosystemach. Inna liczba, która dobrze obrazuje skalę katastrofy, to 93 proc. Tyle bowiem wynosi spadek liczebności ryb wędrownych w Europie, takich jak jesiotry, węgorze, śledzie rzeczne czy łososie.
A jakie negatywne skutki może to oznaczać dla człowieka?
– Kiedy regulujesz lub tamujesz rzeki, niszczysz jej fukcje ekosystemowe. Bardzo często spada poziom wód gruntowych, a ich system się degraduje. Rośnie ryzyko powodziowe. Skanalizowana rzeka jest spiętrzona, a jej koryto ściśnięte. Poziom wody powodziowej jest wyższy i szybciej rośnie. Zdolność retencyjna wielu tam jest dość ograniczona, więc operatorzy takich budowli w pewnym momencie, gdy nadchodzi powódź, otwierają bramy. I wtedy w mediach pojawiają się wypowiedzi ofiar żywiołu o tym, że „nagle" pojawiła się powódź. Tymczasem zdrowa rzeka w swoim naturalnym biegu jest szeroka, pozwala nadmiarowi wody wypełnić koryto. Potencjalna powódź jest mniejsza oraz rośnie wolniej.
Powódź to realne zagrożenie, ale chyba nie stanowi jedynego argumentu przeciwko ingerencji w naturalny bieg rzeki?
– Nie. Jest jeszcze piękno.
Piękno?
– Wystarczy spojrzeć na polską Biebrzę, Bug czy niektóre odcinki Wisły. Żywa rzeka to ekosystem, którego obserwacja pozwala nam choć przez chwile nie być jak chomiki biegające w kołowrotku. Możemy się zrelaksować na jej brzegu, zwolnić tempo, podziwiać. To ważne dla naszego zdrowia psychicznego, dla naszej kreatywności. Zwróć uwagę, jak wiele utworów muzycznych, wierszy czy obrazów powstało na temat rzek. Trudno o podobną ilość sztuki poświęconej... sztucznym kanałom. Niszcząc przyrodę, tracimy ogromne ilości naturalnego piękna, z których większość z nas mogłaby korzystać. Myślę, że wielu ludzi całkiem straciło szansę na takie doświadczenie. Wszędzie pędzimy tak bardzo, że nawet rzeki usiłujemy uczynić szybszymi, bo zamiast pozwolić im meandrować, jak przez wieki, budujemy im skróty.
Wspomniałeś kilka polskich rzek i ich piękno. Jak oceniłbyś sytuację w Polsce, a jak w Niemczech? Jest podobna?
– Jest inna. Kraje zachodnioeuropejskie w latach 60., 70. czy 80. zainwestowały ogromne środki w przekształcenie rzek. Dziś nawet 90 proc. wszystkich cieków wodnych w Niemczech to właściwie kanały. Ludzie nawet nie wiedzą, jak wyglądałyby, gdyby pozostały rzeką czy strumieniem. Wydaje mi się, że w tych dekadach zniszczeń, które miały miejsce w Europie zachodniej, w krajach byłego bloku wschodniego, szczęście w nieszczęściu, po prostu nie było na to środków. A to sprawiło, że dużo naturalnego środowiska przetrwało. Teraz, dzięki nauce, wiemy znacznie więcej i zdajemy sobie sprawę, że ta ogromna przebudowa rzek była błędem, przed którym kraje takie jak Polska, mogą się ustrzec. Szczególnie że nadciąga nowe zagrożenie.
Jakie?
– Zmiany klimatu, które narzucają zupełnie nowe warunki, także w kontekście rzek. Ciekawym przykładem jest Albania, która w ogromnej części opiera się na energii pochodzącej z elektrowni wodnych. Niestety warunki klimatyczne sprawiły, że wody w rzekach było w tym roku dużo mniej. A to z kolei spowodowało, że Albania musiała importować energię. Potrzebujemy zdrowych, silnych systemów wodnych. Przywrócenie ich tam, gdzie to możliwe, jest naszym obowiązkiem i koniecznością. Z kolei w Europie środkowo-wschodniej trzeba ustrzec się zachodnich błędów. Nie możecie pozwolić, by w tym przypadku zwyciężyła chęć „pogoni za Zachodem”, który tak przeobraził swoje środowisko. Spływ kajakowy Biebrzą to nieprawdopodobne przeżycie, które jest niemożliwe na Renie czy Dunaju.
Poza tym zostawienie rzek w ich naturalnym stanie wcale nie musi oznaczać braku opłacalności finansowej. Coraz więcej ludzi będzie chciało na własne oczy doświadczyć żywej rzeki. A to oznacza wzrost turystyki. W Albanii wzdłuż rzeki Wjosa, która uznawana jest za jeden z najmniej przekształconych systemów rzecznych Europy, dzięki naciskowi naukowców i aktywistów, powstanie Park Narodowy Dzikiej Rzeki Wjosy. I to mimo że planowano tam budowę zapór dla hydroelektrowni.
To wielki sukces. Udało się zapobiec zniszczeniu rzeki. Bo chyba tym byłaby dla niej ta budowa?
– W tym przypadku obawiano się wręcz katastrofy ekologicznej. Na szczęście, choć nie zdarza się to często, zwyciężyła wizja kawałka świata nieprzekształconego przez człowieka. Musimy się zastanowić, jako Europejczycy, jaką ścieżką chcemy podążać, jeśli chodzi o stan naszego kontynentu. Czy chcemy świata, w którym jakiś pan za pomocą iPada otwiera tamę i decyduje o przepływie wody, czy chcemy powrotu natury i jej piękna?
Kiedy myślę o wpływie człowieka na rzeki, nieustannie kołacze mi głowie niedawna katastrofa ekologiczna na Odrze. Jak oceniasz tę sprawę?
– Przerażające wydarzenie. Uważam, że najważniejsze teraz, to wyciągnąć wnioski i jak najszybciej powstrzymać dalsze zanieczyszczanie. W przeciwnym razie ta katastrofa powtórzy się. Ale to nie wszystko, jeśli chodzi o dobrostan Odry.
Co jeszcze?
– Trzeba powstrzymać plany jej pogłębiania. Rzeka musi zostać uleczona, należy przywrócić jej naturalność, a plany pogłębienia jej zaszkodzą. W gestii społeczeństwa obywatelskiego i jego nacisku leży obrona Odry. Zdrowa rzeka jest dynamiczna, różnorodna. W niektórych miejscach szeroka i płytka, w innych głęboka i wąska. Czasem słychać jej pluskanie, czasem nie. Obywatele powinni rozpocząć kampanię w celu powstrzymania tego nonsensu, jakim jest trucie i pogłębianie Odry.
Mówimy o zapobieganiu. A co z przywracaniem naturalnego stanu w zmienionych już rzekach?
– To także jest możliwe. Wisła jest kolejną wspaniałą polską rzeką, ale we Włocławku jest ogromna zapora, której budowa doprowadziła swego czasu do wymarcia populacji wędrownych łososi, troci czy węgorzy. Byłoby wspaniale, gdyby powstał ruch dążący do jej usunięcia.
Myślisz, że zburzenie tak wielkiej zapory jest możliwe?
– Na całym kontynencie działa m.in. ruch o nazwie Dam Removal Europe. Setki zapór jest rozbieranych. Także tych większych — choćby teraz dwie tamy o wysokości nawet 30 metrów są usuwane we Francji po to, by uwolnić rzekę. Naciskać na burzenie takich wielkich konstrukcji... to niezwykle ekscytujące, szalone wręcz. Ale nawet najlepsze pomysły na początku często brzmią jak szalone, a potem okazują się słuszne.
Skoro już mowa o nacisku. Katastrofa na Odrze to ogromne wydarzenie, które doprowadziło do śmierci setki tysięcy istnień. To ogromna zbrodnia przeciwko środowisku. Mówisz, że najważniejsze, to teraz wyciągnąć wnioski, ale potrzebna jest chyba także kara dla sprawców?
– Nie znam polskiego systemu prawnego, ale zazwyczaj przewiduje się konkretne kary za przestępstwa przeciwko środowisku. Problemem bywa egzekucja takiego prawa. Zgadzam się, że sprawcy zatrucia rzeki powinni zostać srodze ukarani. Podkreślę jednak, że najważniejsze jest wyciągnięcie wniosków. W latach 70. czy 80. Niemcy nie dbali o czystość rzek. Wykorzystywali je do spuszczania ścieków. W 1986 r. doszło do katastrofy ekologicznej na Renie, przez który przepłynęła śmiertelna fala toksyn, wybijając populację m.in. węgorza europejskiego. Poza tragicznymi skutkami były także te dobre, a sama katastrofa była jak trzęsienie ziemi dla Szwajcarii czy Niemiec. Doprowadziła do zmian strukturalnych w systemie zapobiegania tego typu wydarzeniom. Dlatego to takie ważne, by podobne konsekwencje wyciągnięto w Polsce. Katastrofa, paradoksalnie, może zostać przekuta w szansę.
Tylko jak to zrobić?
– Ludzie muszą się rozgniewać i powiedzieć: dość! Zacząć działać, nie czekać, aż ktoś zrobi to za nich. Naciskać na władzę, myśleć strategicznie i długofalowo. Kto wie, może za trzy lata spojrzycie wstecz i powiecie, że wielka dobra zmiana, którą wprowadzacie, rozpoczęła się od katastrofy.
*Ulrich Eichelmann jest ekologiem i filmowcem. Przez wiele lat pracował w WWF, gdzie pełnił m.in. funkcję eksperta ds. ochrony rzek. Kierował wieloma skutecznymi kampaniami ekologicznymi. W 2012 r. założył organizację RiverWatch. Został wyróżniony kilkoma ważnymi nagrodami za swoje szczególne zasługi dla ochrony środowiska.