Ekspert: nie upartyjnienie, tylko upolitycznienie sądów
16 listopada 2017Deutsche Welle: Co się dzieje w polskim sądownictwie? Napisał Pan, że nadzieja się skończyła.
Ryszard Balicki*: Nadzieja pojawiła się po decyzji o wetach wobec dwóch ustaw, sugerującej, że prezydent chce wrócić do roli strażnika konstytucji. Już jednak ich uzasadnienie rozczarowywało, bo nie odnosiło się do podstawowych zarzutów.
DW: Ale to chyba nie od tego się zaczęło?
RB: Symptomatyczne było, że pierwszy projekt ustawy przedłożony w Sejmie tej kadencji dotyczył przejęcia Trybunału Konstytucyjnego. Niestety, złą rolę odegrał w tym również prezydent Andrzej Duda, prawnik, który w sposób jednoznaczny łamał konstytucję.
W tej chwili Trybunał został już zniszczony. Pozostał tylko szyld na budynku i jeszcze paru wybranych legalnie sędziów.
DW: Ale pretekst dali przecież poprzednicy…
RB: …wybierając pięciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego, z czego dwóch zbyt wcześnie, jak to zresztą później stwierdził sam Trybunał. Ale wtedy jeszcze obecna ekipa mogła wybrać nowych sędziów i nie byłoby problemu. Jednak zostało zrobione wszystko, by uniemożliwić pracę Trybunału.
DW: I tego się nie da naprawić?
RB: Możliwości jest kilka. Najlepszą, choć nierealną, byłaby wygrana koalicji opcji politycznych chcących tej naprawy, z taką przewagą, która umożliwiłaby nowelizację konstytucję. Wtedy możnaby niejako na nowo zbudować system organów państwowych.
Kolejna, też mało prawdopodobna, to rezygnacja osób wybranych zarówno przez poprzednią, jak i obecną ekipę. Wówczas wielkie zmiany ustrojowe nie byłyby konieczne.
Natomiast w każdym innym wypadku nowa ekipa, jeżeli będzie chciała coś zmienić, będzie musiała się posłużyć takimi samymi zbójeckimi metodami jak obecna ekipa. To bardzo przykra konstatacja, ale wydaje się, że nie da się tego zrobić w inny sposób. Ale utraconego autorytetu Trybunału nie da się w ten sposób przywrócić.
DW: Dlaczego Trybunał został zaatakowany jako pierwszy?
RB: Dlatego, że to właśnie on był tym ostatnim bezpiecznikiem. Teraz przez system można przepuszczać prąd o dowolnym natężeniu i niszczyć wszystkie pozostałe instytucje. Właśnie trwa atak na sądy, zagrożone są także niezależne media.
DW: Wróćmy zatem do tych trzech ustaw, które mają zreformować polskie sądownictwo. One chyba dotykają każdego, nie tylko obywateli Rzeczpospolitej?
RB: Każdego, kto znajdzie się na terenie Rzeczpospolitej…
DW: …i wejdzie w konflikt z prawem?
RB: Nie, nie musi. Bo kompetencje, które otrzymają służby, będą tak wielkie, że będą mogły dotykać nawet niewinnych. Czyli nas wszystkich.
DW: Ale większość ludzi w Polsce uważa, że sądy wymagają reform. Z jednej strony surowo karani są sprawcy banalnych deliktów typu kradzież batonika. Z drugiej zaś nie brak postępowań trwających latami i nieprowadzących do żadnych lub niemal żadnych wyników, jak procesy z odpowiedzialnymi za stan wojenny i to, co się stało w kopalni Wujek. Sądy przyczyniły się też do upadku firm, które działały zgodnie z prawem, co się okazało dopiero po latach, gdy tych firm już nie było. I to właśnie bulwersuje.
RB: Jest w tym dużo racji. Musimy jednak uwzględnić jedną bardzo ważną rzecz: to nie sądy tworzą prawo, one je stosują, opierając się na normach przyjętych przez polityków. Oczywiście znajdziemy wiele orzeczeń sądowych, które mogą się nam wydawać niesprawiedliwe. Jeżeli jednak zostały wydane zgodnie z literą prawa, to problem jest nie w sądzie, a w normach prawnych.
DW: Czy sędzia zawsze jest zobowiązany w stu procentach stosować się do litery prawa? Czy w wypadku kradzieży bułki w sklepie przez biednego nie może przyjrzeć się właśnie temu aspektowi?
RB: Sędzia ma się oczywiście stosować do litery prawa. Ale nawet wtedy może skorzystać z klauzul pozwalających mu spojrzeć na całą sytuację życiową obwinionego. Ostatnio mówiło się o osobie, która trafiła do aresztu za jakiś batonik. To nie do końca było tak. Ten człowiek po prostu nie zapłacił grzywny i to był jej ekwiwalent. Ale skutek jest oczywiście jasny.
Tak, zdarzały się sytuacje, w których sędziowie podchodzili do sprawy bardzo formalistycznie. Nie będę twierdził, że wszystko było idealnie. Na pewno jest wiele spraw, które z różnych powodów były prowadzone w sądach w sposób niewłaściwy. To mógł być albo sędzia niedouczony, albo idący na łatwiznę, po drodze formalnej, bo to najprostsze. To także problem pomocy prawnej. Wielokrotnie drażliwe społecznie sprawy mogły wynikać z tego, że obwiniony nie miał po prostu dobrego adwokata.
DW: Ludzi najbardziej wzburzają trwające długie lata postępowania sądowe. To jest ten wielki problem.
RB: Tak, to widać w sprawach, które państwo polskie przegrywało w Strasburgu przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Największą bolączką była właśnie przewlekłość postępowania. A kolejnym ekipom rządowym wciąż brakowało refleksji, jak to zmienić.
DW: Jak?
RB: Możliwości jest kilka. Na przykład, żeby sędziowie mieli wspierających ich asystentów. I sale rozpraw do dyspozycji. Bo sędzia w Polsce ma salę raz albo dwa razy w tygodniu, a rozprawy rozpisane na cały najbliższy miesiąc. Nie może więc kolejnej zarządzić na jutro, bo jutro nie będzie miał sali. To banalna rzecz, ale wymagająca działań ze strony państwa.
DW: Trzeba więc budować nowe budynki dla sądów?
RB: Przede wszystkim inaczej organizować ich pracę. Być może gdzieś trzeba będzie coś jeszcze wybudować, ale zacznijmy od tego, czy sądy muszą się zajmować wszystkimi sprawami, które do nich trafiają? Czy nie można byłoby pewnych wpisów w dokumentach robić na przykład u notariuszy?
Do sądów w Polsce wpływa rocznie ponad 15 milionów spraw. Ktoś je musi załatwić. Trzeba się zastanowić nad upowszechnieniem alternatywnych metod rozstrzygania sporów. W USA znaczna część spraw gospodarczych w ogóle nie trafia na wokandę. Są rozstrzygane pomiędzy stronami na dużo wcześniejszym etapie negocjacyjnym. Trzeba też się zastanowić, czy we wszystkich sprawach musi być rozprawa, czy części z nich nie możnaby rozpatrywać na posiedzeniach niejawnych.
Wreszcie podstawowa rzecz. Polskie sądy muszą same dochodzić do prawdy obiektywnej, szukać dowodów i być arbitrami. Była przygotowana nowelizacja kodeksu postępowania karnego, która zmieniała ich rolę i powodowała, że to strony miałyby się spierać, prokurator i adwokat. To mogło ewidentnie przyspieszyć procedury. Ale pierwszą decyzją tej ekipy było cofnięcie tej nowelizacji.
DW: A czy nowa reforma zawiera coś z tego, o czym Pan mówił?
RB: Niestety nie – poza zasadą losowego przydziału spraw w projekcie poselskim, która ma dotyczyć wszystkich sądów powszechnych. A w projekcie prezydenta są przepisy, które tylko nie pomogą, nie przyspieszą, lecz wręcz przeciwnie – spowolnią pracę sądu.
DW: Skarga nadzwyczajna?
RB: Poprzez instytucję skargi nadzwyczajnej projekt ustawy o Sądzie Najwyższym wprowadza de facto czwartą instancję. Będzie można ją wnieść przez pięć lat od uprawomocnienia się orzeczenia. Czyli przez pięć lat będziemy funkcjonować w stanie niepewności co do rzeczywistego stanu prawnego.
Niepokojący jest też zapowiedziany trzyletni okres, w którym będzie można zakwestionować każde orzeczenie wydane po 17 października 1997 roku.
DW: Czy to może mieć wpływ na kontakty międzynarodowe?
RB: Skutkiem może być utrata zaufania do naszego wymiaru sprawiedliwości, bo tak naprawdę żaden wyrok nie będzie jednoznacznym rozstrzygnięciem sprawy. Bo przez pięć lat wszystkie sprawy można będzie próbować podważyć.
DW: Ma też być powołana nowa izba.
RB: Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która z jednej strony ma rozstrzygać skargi nadzwyczajne, a z drugiej przejąć bardzo istotne z punktu widzenia funkcjonowania państwa kwestie wyborcze i finansowania partii politycznych.
DW: Szczególnie zasadnicze są chyba kwestie wyborcze?
RB: Tak, bo sprowadzają się do orzekania ważności wyborów. I znów nie wiemy do końca, jak ta izba miałaby być skonstruowana. Istnieje ryzyko, że partia rządząca dostanie możliwość decydowania o losach konkurentów politycznych. Oczywiście to są przypuszczenia. Mam nadzieję, że się nie sprawdzą. Ale ryzyko istnieje.
DW: A jakie niebezpieczeństwa tkwią w ustawie o Krajowej Radzie Sądownictwa?
RB: KRS jest bardzo specyficznym organem, w którym zasiadają przedstawiciele wszystkich trzech władz: wykonawczej, ustawodawczej i reprezentowanego przez sędziów wymiaru sprawiedliwości. Ale konstytucja nie precyzuje, w jakim trybie mają być oni wybierani. Można się zastanawiać, dlaczego. Jednym z powodów był chyba kłopot, czy mają być wybierani bezpośrednio przez wszystkich sędziów, czy przez kolegia wyborcze w wyborach pośrednich.
W konstytucji jest jednak wyraźnie zapisane, ilu swoich przedstawicieli w KRS mają Sejm i Senat. Nie jest tam przecież napisane, że Sejm wybiera czterech posłów i piętnastu sędziów. I co zrobił prezydent? Prezydent powiedział: „Nie może być tak, że jedna partia wybierze ich wszystkich.” Czyli nie może dojść do upartyjnienia. Ale zaproponował mechanizm, który prowadzi do upolitycznienia. Wybierać będzie nie jedna, a kilka partii.
DW: Jeszcze jest ustawa o ustroju sądów powszechnych, która weszła w życie bez weta. Co ona zmienia?
RB: Ta dość fragmentaryczna, ale bardzo istotna nowelizacja pozwala ministrowi sprawiedliwości wymienić w ciągu sześciu miesięcy wszystkich prezesów i wiceprezesów sądów bez pytania kogokolwiek o zdanie. To się już dzieje.
DW: Dlaczego jest to niebezpieczne?
RB: Dlatego że prezes sądu ma przede wszystkim chronić sędziów od nacisków zewnętrznych. Jeżeli minister sprawiedliwości może w każdym czasie zmienić prezesa, to jak ma on funkcjonować z takim wyrokiem na karku, że nie wiadomo, kiedy ten topór mu spadnie?
Gdy minister zmieni prezesa na innego, będzie oczekiwał od niego posłuszeństwa. A gdy ten odmówi, to go odwoła i powoła kolejnego. Aż w końcu trafi na kogoś, kto będzie mu powolny i spełni jego oczekiwania. To jest to niebezpieczeństwo.
RB: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Aureliusz M. Pędziwol
*Dr Ryszard Balicki jest adiunktem w Katedrze Prawa Konstytucyjnego na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego. Zajmuje się między innymi kwestiami wolności i praw człowieka oraz konstytucyjnymi aspektami integracji europejskiej. W latach 2006-2014 był ekspertem najwyższych władz Polski (Sejmu, Senatu, Prezydenta, MSZ) i Rady Miejskiej Wrocławia.