Erdogan może zapłacić za Somę utratą elektoratu
17 maja 2014"Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisze w odniesieniu do Erdogana o "megalomanii, którą przypisywano starożytnym imperatorom, którzy utracili wszelki kontakt z rzeczywistością. Wygląda na to, jakby turecki premier Erdogan także uległ temu syndromowi, przynajmniej wskazują na to niektóre objawy. Jest przecież rzeczą zrozumiałą, że rodziny ofiar katastrofy górniczej, których było ponad 300, nie tylko zastygają w rozpaczy, ale także chcą wypłakać i wykrzyczeć swoją rozpacz. Czołowy polityk ich kraju nie powinien na to reagować także krzykiem i rękoczynami. Wyrozumiałość, cierpliwość i przebaczenie to reakcje bardziej przystające mężowi stanu".
"Berliner Zeitung" uważa, że "W niektórych zachowaniach Erdogan przypomina Silvio Berlusconiego, na którego wciąż głosowali Włosi, pomimo, że reszta Europy tylko w osłupieniu kręciła głową. Ale nikt nie wpadł na pomysł, by z tego powodu wyrzucać Włochy z UE. Teraz Silvio zniknął z politycznej sceny.
Natomiast w odniesieniu do Turcji oznacza to, że trzeba ostro krytykować Erdogana i wskazywać mu, gdzie są granice. Jednocześnie trzeba prowadzić dalej pertraktacje akcesyjne z Turcją, i to jeszcze intensywniej niż dotychczas, także na temat praw człowieka".
"Nuernberger Nachrichten" pisze: "Katastrofa w Somie ukazuje raz jeszcze, jak dalece Erdogan może rządzić w Turcji wedle własnego widzimisię. Potencjalnych czy faktycznych przeciwników może w razie potrzeby po prostu zastraszyć. Podobnie jak rzesze rozsierdzonych demonstrantów w Somie, przeciwko którym policja używa gazu łzawiącego".
Berliński "Tagesspiegel" pisze: "Wiele tysięcy tureckich urzędników zawdzięcza swoje kariery i posady partii AKP albo wręcz osobiście Erdoganowi. Kumoterstwo i korupcja? W zachodniego punktu widzenia być może tak, ale w Turcji taki sposób wywierania wpływu należy do tradycji, tyle, że szefowie rządów przed Erdoganem nie sprawowali dość długo swych urzędów, by upleść sobie tak rozległą sieć. Na co jeszcze należy zwrócić uwagę w tym systemie, to nieudolność opozycji, która pomimo protestów w Stambule i afery korupcyjnej nie jest w stanie ruszyć Erdogana z miejsca. Ale mimo to Erdogan w Somie popełnił jeden błąd: ofiary katastrofy to był typowy elektorat AKP z niższej warstwy średniej. Niefortunne wystąpienie Erdogana w tym mieście może go kosztować wiele głosów wyborców. Pozostaje tylko pytanie, czy będzie to także miało negatywny wpływ na sierpniowe wybory prezydenckie. System Erdogana będzie ze wszech miar starał się temu zapobiec".
"Czy Erdoganowi wolno przyjechać do Niemiec i tu występować?" - pyta "Neue Ruhr / Neue Rhein Zeitung". "Oczywiście, że mu wolno. Pytanie jest tylko, jak chce on się tu zaprezentować. Mówi się, że przyjeżdża tu tylko po to, by wyrazić swoje uznanie dla 10-letniej działalności Unii Europejsko-Tureckich Demokratów (UETD), zbliżonej do jego partii AKP. Ale kto zna Erdogana, ten wie, że na tym się nie skończy, tylko że będzie on prowadził walkę wyborczą w swoim własnym interesie. W obliczu wydarzeń w Somie byłoby to co prawda żenujące ale nie byłoby tragedią. Tyle, że można się obawiać, że Erdogan, cierpiący na manię wielkości, zdegustuje wszystkich, którzy zabiegają o integrację Turków w Niemczech, bo będzie się zachowywał tu, jakby składał wizytę w tureckiej eksklawie w RFN. Zapobiec temu nie można. Niemcy to przecież wolny kraj".
Małgorzata Matzke
red.odp.: Bartosz Dudek