Europarlament: Trudne unijne spory o Chiny
18 kwietnia 2023Stosunki UE z Chinami były we wtorek [18.4.23] tematem debaty Parlamentu Europejskiego, która w dużej mierze kręciła się wobec niedawnych wypowiedzi francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona na temat „autonomii strategicznej” Europy. Macron oraz Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej, byli na początku kwietnia w Chinach, po czym francuski prezydent powiedział, że Unia nie powinna być „wasalem” w starciu USA-Chiny oraz nie może być wyłącznie naśladowcą Ameryki w sprawie Tajwanu.
Komentarze Macrona, choć łagodzone potem przez Paryż zwłaszcza w kwestii Tajwanu, wywołały ogromne kontrowersje w Unii. Spotkały się z oskarżeniami, że Francuz daje się wykorzystać Chińczykom w ich działaniach na rzecz siania podziałów pomiędzy Ameryką oraz jej europejskimi sojusznikami. Niedawno pchnęły premiera Mateusza Morawieckiego do jastrzębich wypowiedzi o Chinach, choć Polska dotąd nie pchała się w tych kwestiach do pierwszego szeregu. I nadal pozostaje członkiem chińsko-środkowoeuropejskiego formatu „16+1”, który zdaniem krytyków niezbyt mieści się w strategii wypracowywania wspólnej unijnej bądź nawet unijno-amerykańskiej linii wobec Pekinu.
– Nasze relacje z Chinami są zbyt ważne, byśmy mieli nie określić naszej własnej europejskiej strategii i zasad zaangażowania w sprawy Chin. Uważam, że możemy i musimy, wypracować nasze własne, odrębne europejskie podejście, które pozostawia nam również miejsce na współpracę z innymi partnerami. Punktem wyjścia jest potrzeba posiadania wspólnego i bardzo jasnego obrazu zagrożeń i możliwości związanych z naszym zaangażowaniem w Chinach – przekonywała dziś von der Leyen w Parlamencie Europejskim. Z kolei szef unijnej dyplomacji Josep Borrell wzywał państwa Unii, aby co najmniej „próbowały mówić na tej samej długości fali” w sprawie Chin.
Postulat zmniejszania ryzyka
Von der Leyen przypomniała swój postulat zmniejszania ryzyka („de-risking”) Unii w stosunku do Chin w przeciwieństwie do oddzielenia czy też rozprzężenia („de-coupling”) związków gospodarczych, choć tak coraz częściej odczytywane są postulaty USA. Szefowa Komisji liczy, że w strategii „de-risking” zdołają się pomieścić różne państwa UE – mniej bądź bardziej radykalne wobec Chin. – „De-coupling” jest w oczywisty sposób niewykonalne, niepożądane ani nawet niepraktyczne dla Europy – przekonywała von der Leyen w europarlamencie. Zmniejszanie ryzykownych zależności od Chin powinno dotyczyć „surowców krytycznych, energii odnawialnej, nowych technologii, takich jak sztuczna inteligencja, obliczenia kwantowe czy biotechnologia”.
– Chcemy, by Chiny przestrzegały równych reguł gry, jeśli chodzi o dostęp naszych przedsiębiorstw do chińskiego rynku, by przestrzegały przejrzystości w zakresie dotacji, by przestrzegały własności intelektualnej. Ponadto wiemy, że istnieją pewne obszary, w których handel i inwestycje stanowią ryzyko dla naszego bezpieczeństwa gospodarczego i narodowego, szczególnie w kontekście wyraźnego połączenia przez Chiny sektorów wojskowego i handlowego – powiedziała von der Leyen.
Promowana przez szefową Komisji idea „de-risking” ma zmusić państwa Unii do debaty o Chinach w najbliższych kilkunastu tygodniach (w tym na szczytach UE przed wakacjami) oraz pogłębienia koordynacji wobec Pekinu. A dzisiejsza debata w Parlamencie Europejskim potwierdziła, że nie ma szans na ratyfikację umowy inwestycyjnej UE z Chinami (CAI), którą Bruksela wynegocjowała pod koniec 2020 roku pod mocną presją Emmanuela Macrona oraz ówczesnej kanclerz Angeli Merkel.
Dziś Manfred Weber (CSU), szef Europejskiej Partii Ludowej, oskarżył Macrona o szkodzenie więziom transatlantyckim poprzez dystansowanie się od USA w sprawie Chin. – Nie mamy żadnych lekcji do odbierania od Europejskiej Partii Ludowej, której politycy rządzący w różnych krajach Unii metodycznie budowali naszą zależność od Chin. I organizowali sprzedaż europejskich portów i lotnisk Chinom – odgryzał się macronista Stéphane Séjourné, szef frakcji „Odnowić Europę”.
Szefowa niemieckiej dyplomacji Annalena Baerbock prezentowała niedawno w Chinach asertywne stanowisko m.in. w sprawie Tajwanu, co część unijnych polityków przedstawiało jako próbę korygowania przesłania UE po Macronie. Jednak Francuzi w tych dniach przypominają, że to – niezależnie od interpretacyjnych sporów wokół Macrona – francuska, nie niemiecka fregata obecnie pływa w Cieśninie Tajwańskiej w ramach transatlantyckiej polityki odstraszania wobec Pekinu.
Dwie czerwone linie
– Nasza polityka wobec Chin jest jasna: współpracować tam, gdzie to możliwe; konkurować tam, gdzie to konieczne; konfrontować tam, gdzie to konieczne. To może trwać w nieskończoność, ale mamy dwie czerwone linie – nie zbroić Rosji i nie najeżdżać Tajwanu. Rosja popełniła katastrofalny błąd w Ukrainie. Miejmy nadzieję, że Chiny nie popełnią podobnego. UE musi być bardziej autonomiczna, ale jeśli Chiny zaatakują, UE ostatecznie stanie po stronie swojego sojusznika, Stanów Zjednoczonych – powiedział dziś Radosław Sikorski (PO).
Sojusz Północnoatlantycki przed Wielkanocą publicznie ostrzegał przed „poważną konsekwencjami” w razie dostaw broni z Chin dla Rosji, by wspomóc jej wojnę w Ukrainie. Waszyngton daje do zrozumienia, że w takim wypadku naciskałby na bardzo szerokie sankcje wobec chińskich firm, co jednak – ze względu na koszty takich sankcji dla gospodarki Europy – mogłoby wystawić na próbę jedność transatlantycką. – Spory o wypowiedzi Macrona wyjaskrawiły fundamentalne pytanie, które coraz bardziej będzie dominować w stosunkach transatlantyckich: czy Unia podporządkuje się linii USA w sprawie Chin? – mówi jeden z wysokich dyplomatów w Brukseli. W krótkiej perspektywie to mało prawdopodobne. Jednak szeroki polityczny konsensus w Waszyngtonie co do rywalizacji z Chinami oraz uzależnienie Europy od USA w sprawie Rosji, przed którą Ukraina nie obroni się bez przywództwa Ameryki, będzie pchać Unię do coraz większego zbliżenia w sprawie Chin.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>