FAZ o bezczynności niemieckiej polityki ws. opiekunek
11 maja 2018Jak stwierdzają autorzy artykułu Britta Beeger i Johannes Pennekamp, większość opiekunek z Europy Wschodniej pracuje albo na czarno, albo w szarej strefie. „Niektóre są oszukiwane przy wypłacie wynagrodzenia i harują aż do całkowitego wyczerpania” – piszą. Gazeta zaznacza, że politykom od dawna wiadomo, że taka opieka przez całą dobę jest problematyczna, a naukowcy i związki zawodowe krytykują, że polityka nic w tym względzie nie robi.
Brak dokładnych liczb
Jak pisze gazeta: „W Niemczech jest 2,9 mln osób wymagających stałej opieki, trzy czwarte z nich przebywa w domu. Zadziwiające jest, że dokładnie nie wiadomo, ile kobiet z Polski, Chorwacji czy Węgier pracuje w niemieckich domach jako opiekunki. Co prawda w Niemczech liczy się każdego banana i każdego kotleta, wwożonego do Niemiec przez granicę, ale nie ma statystyki ujmującej osoby świadczące w Niemczech opiekę nad niedołężnymi osobami. Związek branżowy opieki domowej i pielęgnacji szacuje, że około 400 tys. gospodarstw domowych w Niemczech zatrudnia kobiety z Europy Wschodniej i 90 proc. z nich pracuje na czarno. Jeżeli jakaś rodzina nie chce wkroczyć w tę szarą strefę, zwraca się do niemieckich firm pośrednictwa, które zatrudniają opiekunki z pełnymi świadczeniami socjalnymi”.
Gazeta podaje drastyczne przykłady kobiet wykorzystywanych do całodobowej opieki lub oszukiwanych przy wypłacie, jak np. Kristina, zarabiająca 1000 euro netto, która opowiadała o nieprzespanych nocach, o pracy przez osiem miesięcy bez urlopu i o tym, że musiała radzić sobie z ciężkimi medycznymi problemami starszych ludzi, które przekraczały jej siły. „Byłam tak zmęczona, że nawet nie byłam w stanie sprawdzić w Internecie, jakie przysługują mi prawa" - mówiła dla FAZ.
Sankcje za niedotrzymanie umowy
Kristina z byłej Jugosławii nie jest jedyną, która opowiedziała dziennikarzom o nieludzkich warunkach pracy. Dziennikarze rozmawiali z wieloma kobietami, które pracowały dla różnych niemieckich firm pośrednictwa, i które zwróciły się o pomoc do punktów poradnictwa, takich jak „Faire Mobilitaet”. zorganizowanych przez związki zawodowe. Jedna z Polek opowiadała, jak musiała pracować w domu niedołężnego mężczyzny przez pięć dni i nocy bez przerwy, co doprowadziło ją do kompletnego fizycznego wyczerpania. Inne opowiadały o presji, nieludzkich godzinach pracy i braku wsparcia przez pracodawców. Umowa o pracę często zobowiązywała je do całkowitej dyskrecji, co powoduje, że potem, kiedy jej nie dotrzymują, firmy opiekuńcze grożą im zaskarżeniem do sądu czy karami pieniężnymi albo nawet więzienia za upublicznienie ich skarg. Dlatego kobiety wolą pozostać anonimowe.
Praca dla trzech osób
Jak zaznacza gazeta, opieka z prawdziwego zdarzenia przez całą dobę wymagałaby co najmniej trzech osób pracujących w pełnym wymiarze godzin. Jednak wtedy koszty dla rodzin seniorów byłyby wyższe niż koszt miejsca w domu opieki – podkreśla Kordula Schulz-Asche, rzeczniczka Zielonych ds. polityki opiekuńczej. Kwestią niewyjaśnioną jest także wynagrodzenie. Kobiety zarabiają często 1000 euro netto, co jest mniejszą sumą, niż gdyby płacono im ustawową stawkę minimalną za 40-godzinny tydzień pracy. A przecież Trybunał Sprawiedliwości UE dopiero niedawno orzekł, że nawet tak zwana gotowość, czyli np. godziny nocne powinny być wliczone do regularnego czasu pracy i wynagradzane stawką minimalną. Jeżeli branża opiekuńcza chciałaby podejść do tego poważnie, musiałaby kompletnie zmodyfikować swoją strukturę wynagrodzeń – uważa boński prawnik Gregor Thuessing. Wezwał on politykę do podjęcia odpowiednich działań i zaproponował pragmatyczne rozwiązanie. Ustawodawca powinien wyjaśnić, że tzw. okresy gotowości, spędzone w mieszkaniu podopiecznego, co prawda muszą być wynagradzane, ale niekoniecznie pełną stawką ustawowej płacy minimalnej.