FAZ o Bismarcku: „To nie kanclerz dla nas”
3 stycznia 2023W niemieckim Ministerstwie Spraw Zagranicznych w listopadzie ubiegłego roku zmieniono nazwę legendarnej Sali Bismarcka na Salę Jedności Niemiec.
Zmiana nazwy wywołała falę oburzenia. Ale czy rzeczywiście pierwszy kanclerz Rzeszy może być nadal wzorem do naśladowania dla niemieckiej polityki zagranicznej? – zastanawia się na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung” („FAZ”) Eckart Conze, profesor historii na Uniwersytecie w Marburgu.
Związany z historią MSZ
Jak pisze, należało się spodziewać, że zmiana nazwy wywoła reakcje, w których mowa będzie o „braku świadomości historycznej”, „fałszowaniu historii” czy „cancel culture”.
Sala ma teraz nie tylko nową nazwę, ale usunięto z niej także portret Bismarcka autorstwa Franza von Lenbacha. „Być może wkrótce znajdzie on swoje miejsce w placówce MSZ w Bonn, gdzie nadal istnieje sala Bismarcka” – pisze Conze. I dodaje, że okarżenia pod adresem minister spraw zagranicznych Annaleny Baerbock i czołowych pracowników ministerstwa niewiele wnoszą do rzeczowej dyskusji o Bismarcku, który „w szczególny sposób związany jest z historią ministerstwa”.
Conze wyjaśnia, że Otto von Bismarck nie tylko jako pierwszy kanclerz Rzeszy Niemieckiej tworzył politykę zagraniczną państwa, ale zawdzięcza mu się również nazwę niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych (niem. Auswärtiges Amt), które założone w 1870 roku jako „Biuro Spraw Zagranicznych Związku Północnoniemieckiego” nie miało być samodzielnym ministerstwem.
Bismarck w młodej Republice Federalnej
Po II wojnie światowej, w 1951 roku, nowe Ministerstwo Spraw Zagranicznych Republiki Federalnej Niemiec ponownie otrzymało swoją starą nazwę „Biura Spraw Zagranicznych”. Jak pisze niemiecki historyk, nazwa ta odzwierciedlała nie tylko „roszczenie państwa zachodnioniemieckiego do bycia prawnym następcą nieistniejącej Rzeszy Niemieckiej, ale także – raczej niezamierzenie – fakt, że istniała znaczna ciągłość personalna pomiędzy starym i nowym urzędem”. Ponadto określenie to miało odróżniać nowy urząd od pozostałych ministerstw – w Bonn mówiono o nim jako „aroganckim”.
Kanclerz Konrad Adenauer, który przynajmniej do 1955 r. sprawował również urząd ministra spraw zagranicznych, nie lubił osobiście wpisywać się w tradycję kanclerza Rzeszy, ani też umieszczać Republiki Federalnej w ciągłości państwa bismarckowskiego. „Wręcz przeciwnie, powstanie Rzeszy i wzmocniona przez nią wiara we ‘wszechmoc państwa' przygotowały, zdaniem Adenauera, grunt pod ‘państwo totalne i bezwolnie prowadzonej masy'” – pisze Conze w „FAZ”.
Zaznacza, że Adenauer odrzucił w 1965 roku zaproszenie rodziny Bismarcka do wygłoszenia we Friedrichsruh przemówienia z okazji 150. urodzin założyciela Rzeszy. Adenauer uczestniczył jednak wtedy w uroczystości upamiętnieniu Bismarcka przez Bundestag, ale jego rząd nie zgodził się na uroczystości państwowe zaproponowane przez ówczesnego przewodniczącego Bundestagu Eugena Gerstenmaiera.
Conze przypomina, że w 1965 roku chadecki minister spraw zagranicznych RFN Gerhard Schroeder (nie mylić z późniejszym socjaldemokratycznym kanclerzem Niemiec) zaprosił na wewnętrzne uroczystości, w których uczestniczyli także potomkowie Bismarcka. W siedzibie MSZ i Urzędzie Kanclerskim nie było jednak żadnego popiersia Bismarcka, ale w latach 70. ubiegłego stulecia minister spraw zagranicznych Hans-Dietrich Genscher kazał powiesić w swoim biurze portret „Żelaznego Kanclerza”.
„Problem z Bismarckiem”
Po 1945 roku różni historycy wielokrotnie mówili o „problemie z Bismarckiem”, przy czym nie odnosili się tylko do historiografii, ale także do polityki. Prawdziwym punktem zwrotnym – jak pisze Conze – była biografia Bismarcka autorstwa Lothara Galla z 1980 roku. „Nie przedłużała już politycznej recepcji Bismarcka i jego politycznej oceny, nie utrwalała mitu Bismarcka” – czytamy. Podobnie kilka lat później dwutomowa biografia napisana przez Ernsta Engelberga.
„To, że po 1945 roku Bismarck mógł stopniowo przechodzić do historii, było również konsekwencją liberalizacji politycznej i społeczno-kulturowej Republiki Federalnej. Miarą tego był dystans do Bismarcka, jego polityki i państwa” – czytamy w „FAZ”. Potem jednak pojawiły się głosy historyków wskazujące na rozprawienie się z „koszmarem Bismarcka”, ale nie z koszmarem jego czasów i czasów „po”.
Polityka kolonialna
Krytyczny dystans wobec Bismarcka, który doprowadził teraz do zmiany nazwy sali, odnosi się przede wszystkim do polityki kolonialnej Bismarcka – wyjaśnia autor. I nadmienia, że wtedy Cesarstwo Niemieckie w ciągu kilku miesięcy w 1884/85 roku zdobyło znaczną część swoich kolonii w Afryce oraz w regionie Azji i Pacyfiku. I jeszcze pod rządami Bismarcka Niemcy prowadziły swoją pierwszą brutalną i krwawą wojnę kolonialną w Afryce Wschodniej. „Określanie polityki kolonialnej Bismarcka jako ‘epizodu' lub ‘intermezzo', jak nadal ma to miejsce, nie oddaje jej wpływu daleko po ustąpieniu Bismarcka w 1890 roku i głęboko w XX, a nawet w XXI wieku” – czytamy.
„Jakkolwiek ważny jest argument postkolonialny, to czy nie jest on zbyt pobieżny? Czy poza polityką kolonialną nie potrzebujemy także innego spojrzenia na politykę zagraniczną Bismarcka, tym bardziej w Ministerstwie Spraw Zagranicznych?” – zastanawia się historyk z Marburga.
Obrońcy Bismarcka
Przywołuje argumenty obrońców Bismarcka, którzy podkreślają, że po 1871 roku Bismarck wycofał niemieckie roszczenia do władzy, ograniczył rolę i znaczenie Niemiec w Europie i zapewnił pokój, także dzięki polityce sojuszy. Dopiero – jak twierdzą obrońcy Bismarcka – po odwołaniu „Żelaznego Kanclerza" i pod wpływem globalnych ambicji politycznych Wilhelma II Rzesza Niemiecka obrała nowy kurs w polityce zagranicznej i poprzez rosnącą agresywność wywołała wojnę w 1914 roku lub przyczyniła się do jej wybuchu. „Bismarck jawi się więc jako mąż stanu cechujący się umiarem, a Rzesza Bismarcka jako państwo ‘nasycone', Wilhelm II natomiast jako autokratyczny i niekompetentny monarcha bez miary” – tłumaczy Conze.
Ale to nie takie proste – stwierdza autor. Różnice między Bismarckiem a Wilhelmem II „nie powinny zaciemniać poglądu, że zasadnicze przyczyny nasilenia konfliktów i napięć w polityce zagranicznej, które charakteryzowały europejskie relacje po 1890 roku, pojawiły się już w latach tworzenia Rzeszy i za kanclerstwa Bismarcka”.
Dotyczy to nie tylko wrogości wobec Francji, która po 1870 roku stała się podstawowym antagonizmem polityki europejskiej i warunkiem niemieckiej polityki zagranicznej. Stabilny pokój europejski akceptowany przez wszystkie strony nie był w tych warunkach możliwy – czytamy.
Kontrowersyjne sojusze
„System sojuszy Bismarcka, który pokolenia Niemców gloryfikowały jako wirtuozerską konstrukcję i uznawały za największe obok powstania Rzeszy historyczne osiągnięcie kanclerza Rzeszy, nie był systemem zbiorowego bezpieczeństwa” – wyjaśnia historyk. Nie był on ani wielostronny, ani europejski, nie opierał się na konsensusie czy wspólnym interesie europejskim. „Był zasilany raczej dwustronnymi, co najwyżej trójstronnymi traktatami o tymczasowej zbieżności interesów narodowych poszczególnych państw, które w każdym zobowiązaniu postrzegały ograniczenie swojej autonomii narodowo-państwowej” – czytamy.
Eckart Conze podkreśla, że Bismarck nigdy nie dążył do stworzenia godnego tej nazwy europejskiego systemu bezpieczeństwa. Jego system sojuszy charakteryzował się przede wszystkim wewnętrznymi sprzecznościami i zamiarem nieprzezwyciężania napięć politycznych w Europie, lecz ich utrwalania na korzyść Niemiec. „Dlatego nie ulega wątpliwości: miejsce Bismarcka jest w MSZ – ale nie w reprezentacyjnych salach (...), tylko – jak wcześniej – w programach kształcenia dyplomatycznego” – pisze historyk w „FAZ”.
Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>