"FAZ" o Śląsku: węgiel zapewnia rozwój i zabija
9 grudnia 2018„Kto w nocy w Katowicach zamknie oczy i wciągnie do płuc powietrze, ten pomyśli o Niemczech. I to nie o jakichś tam Niemczech, lecz o kraju, którego już nie ma. Miał on charakterystyczny zapach – jak zimowymi wieczorami w Lipsku lub w Berlinie, gdy stał jeszcze mur: czuć było dym i siarkę” – pisze Konrad Schuller w materiale opublikowanym w niedzielę we „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” .
„Kattowitz, po polsku Katowice, pachną w zimie węglem. Tak pachniała dawniej nie tylko NRD, lecz zapewne także Zagłębie Ruhry” – pisze autor, były korespondent „FAZ” w Polsce i na Ukrainie.
Węgiel: dobrodziejstwo i zguba
„Tak jak dawniej w Niemczech Zagłębie Ruhry, tak dziś w Polsce Katowice są symbolem dwoistości natury węgla: jego ogromnego potencjału jako przemysłowego źródła energii, a równocześnie wielkiej siły niszczycielskiej, która szkodzi zdrowiu ludzi i światowemu klimatowi” – czytamy w „FAZ”.
Schuller przypomina, że w Katowicach i okolicach mieszka 3,5 mln osób, a Górnośląskie Zagłębie jest największą aglomeracją Polski.
Niemiecki dziennikarz zaznacza, że w ostatnich latach w regionie trochę się zmieniło. W Katowicach zamiast siedmiu są już tylko trzy kopalnie, wydobycie węgla spada, a usługi powoli wypierają przemysł wydobywczy. Górny Śląsk należy nadal do najbardziej dynamicznie rozwijających się regionów Polski.
„To jedna strona medalu. A druga to to, że ludzie chorują” – podkreśla Schuller.
Polskie powietrze truje
Powietrze w Polsce jest „tak złe jak w żadnym innym kraju UE”. Jest gorsze niż w Rosji czy na Ukrainie. W relacji do liczby ludności, z powodu smogu w Polsce umiera ponad dwa razy więcej ludzi niż w Niemczech i trzy razy więcej niż we Francji – pisze Schuller.
„Polacy godzą się na to. Od demokratycznego zwrotu w 1989 roku ten kraj z dziką determinacją stawia na wzrost, na nowe renówki, toyoty i volkswageny, na nowe kuchnie z IKEI, na cappuccino, na urlop w Egipcie i nowe centra handlowe między kominami w Katowicach, a nawet na sushi” – czytamy w „FAZ”.
„Najpierw wzrost gospodarczy, potem długo nic, a na koniec może klimat, to jeden nielicznych punktów, co do których panuje zgoda w tym podzielonym kraju, który pod niemal każdym względem naznaczony jest zaciętą wrogością pomiędzy miejskimi liberalnymi środowiskami skupionymi wokół Platformy Obywatelskiej obecnego szefa Rady UE Donalda Tuska i rządzącymi narodowymi konserwatystami Jarosława Kaczyńskiego” – pisze Schuller.
Winni i Tusk i Kaczyński
„Kiedy Tusk był premierem hamował europejską politykę klimatyczną, a Kaczyński niewiele w tym zmienił” – dodaje autor.
Schuller zwraca uwagę, że Niemcom łatwo zrozumieć polską postawę. Przypomina, że pozostałe jeszcze niemieckie ośrodku wydobycia węgla brunatnego nad Renem i na Łużycach „sprzeciwiają się z całej siły ratowaniu klimatu ich kosztem”.
Przy okazji Schuller przypomina skomplikowaną historię Górnego Śląska i równie skomplikowane stosunki narodowościowe, gdy w jednej rodzinie jeden dziadek był w Wehrmachcie, a drugi w polskim ruchu oporu, „chociaż kochał Rilkego”.
Zdaniem Schullera Niemcy prowadzą bardziej ambitną politykę klimatyczna, ale w wielu kwestiach są podobni do Polaków. W żadnym innym kraju UE węgiel nie jest tak ważny jak w Niemczech i Polsce.
Merkel wspiera Polskę
Z tego powodu, jego zdaniem, niemiecka kanclerz Angela Merkel popierała Polskę w hamowaniu celów klimatycznych w UE. W lecie wspólnie z polskim kierownictwem pokrzyżowała plany komisarza UE Miguela Ariasa Canete, który zabiegał o podniesienie celu redukcji CO2 do 2030 roku z 40 do 45 procent. Merkel powiedziała wówczas, że „w tej chwili nie jest tymi propozycjami uszczęśliwiona”.
„W tej sytuacji postąpiła tak jak Polacy. Klimat jest ważny, być może. Dla tego, kto nocą w Katowicach zamyka oczy, istnieje jednak coś, co jest ważniejsze. Po śląsku nazywa się to +hajmatem+” – pisze w konkluzji Konrad Schuller.