"Ciało" na Berlinale
10 lutego 2015- Trudny film i jeszcze trudniejszy temat - powiedziała jedna z oglądających obraz Małgorzaty Szumowskiej po prapremierze w Berlinie. Inni widzowie podziwiali zdjęcia do filmu, dalszym podobał się humor reżyserki. Jednak na pokazie dla prasy sporo osób opuściło salę w trakcie prezentacji.
Film Szumowskiej polaryzuje, ale i zaciekawia. Jest to opowieść o prokuratorze i jego anorektycznej córce, przepełniona ironią i sporą dozą czarnego humoru. Jest to też film o problemie anoreksji, o samotności i strachu przed bliskością. Jego bohaterzy szukają wyjścia awaryjnego z trudnych sytuacji życiowych i znajdują je po części również w ezoteryce.
Na konferencji prasowej w Berlinie Janusz Gajos porównał ten film do otwierania drzwi lub rozłamywania skorupy, jaką jest ciało - w środku której "ukryta jest ludzka istota". Maja Ostaszewska, która brawurowo wcieliła się w postać ezoterycznej terapeutki dodała, że to również opowieść o "byciu ze sobą w niezgodzie".
Wielkie nerwy
Reżyserka przyznała, że w tym roku odczuwa podczas Berlinale "wielkie nerwy". - Paradoksalnie, kiedy dwa lata temu mój film był pokazywany w konkursie głównym po raz pierwszy, byłam bardziej odprężona - mówiła w Berlinie. Teraz, kiedy już ten pierwszy raz ma za sobą, o wiele więcej rozmyśla, czy jej kolejny film również się spodoba i jak berlińska publiczność na niego zareaguje.
Na Berlinale prezentowano już cztery filmy Małgorzaty Szumowskiej. "Ciało" jest po "W imię..." drugim filmem, który startuje w najbardziej prestiżowej kategorii, czyli walczy w konkursie o Złotego Niedźwiedzia. Polska reżyserka ma bardzo osobisty stosunek do Berlinale i przyznaje otwarcie, że wiele mu zawdzięcza: - Gdyby nie ten festiwal, nie byłabym w tym miejscu zawodowym, w którym dziś jestem - powiedziała po konferencji prasowej w Berlinie.
Berlińska rodzina filmowa
Szumowska dodała, że na Berlinale czuje się od początku wspierana i dlatego jest bardzo związana z tym miejscem. - Widzę, że nie jestem jedyna, lecz, że wielu reżyserów tutaj wraca. Istnieje wręcz coś takiego, jak taka berlińska rodzina filmowa - mówi.
Reżyserka dodała, że dla polskich filmowców Berlinale jest bardzo atrakcyjne, bo jest blisko Warszawy, nie tylko jeżeli chodzi o odległość. - To jest festiwal przyjazny widzom, którzy stoją w długich kolejkach, aby kupić wcześniej bilety i potem pójść w tych swetrach i dżinsach do kina - opisuje swoje obserwacje - Oni się naprawdę cieszą i to jest ich święto kina; to jest takie inne niż Cannes - dodała Szumowska. Zauważyła też, że w Berlinie "gwiazdy są tylko ozdobą i błyskotką na czerwonym dywanie, podczas gdy tutaj najbardziej liczą się filmy i to, jak one są odbierane przez tę normalną, czyli najwspanialszą publiczność".
Róża Romaniec, Berlin