Francja: strach przed pandemią
3 listopada 2020Francuskie władze ograniczają możliwość przemieszczania się do minimum, podróżowanie między regionami jest zabronione. Z domu można jeździć do pracy, rodzice mogą odwozić dzieci do żłobków, przedszkoli, szkół podstawowych i średnich. Wychodzić można na godzinę z psem albo w ważnych sprawach rodzinnych, gdy wymaga tego opieka nad osobą w podeszłym wieku lub gdy samemu idzie się do lekarza lub do apteki.
Puste ulice, puste półki
W samej stolicy ulice opustoszały, podobnie jest na przedmieściach. Wielkie galerie handlowe są pozamykane na cztery spusty. W tych, które są otwarte, nie można kupić mebli czy kwiatów. Ze stoisk usunięto wszystkie książki. To wyraz solidarności z małymi księgarniami, które musiały zostać zamknięte. Ale książki można zamówić telefonicznie, tak jak ubrania w butikach i umówić się na ich odbiór. Dostawy do domu i do biura nawet najbardziej wyrafinowanych kulinarnie dań można zamówić w restauracjach.
Szefowie kuchni dostosowują swoje menu do dostaw „na wynos”. Inne towary, „które nie są niezbędne do życia”, także zostały wycofane ze sprzedaży. Początkowo dotyczyło to perfum i kosmetyków, ale od nowego tygodnia znów można je obok środków sanitarnych i higienicznych kupić w tradycyjny sposób. Otwarte są sklepy dla majsterkowiczów, ponieważ wiele osób chce wykorzystać przymusowy pobyt w domu do ulepszenia swojego mieszkania.
„Szanowni klienci. Uprzejmie informujemy, że wolno kupować dziesięć opakowań mąki na jedno gospodarstwo”. Tej treści informacja rozwieszona jest w różnych miejscach wielkiego domu handlowego. Zapytana o to przez DW kasjerka odpowiada, że w sklepie zaczyna brakować mąki, a dostawy kuleją: "Brakuje jej w magazynach. Ludzie wykupowali ją masowo. To samo było na wiosnę, w czasie kwarantanny, ale teraz zapowiada się, że to potrwa dłużej. No i ludzie robią zapasy”.
Na południu, w okolicach Nicei, którą wcześniej nawiedziły gwałtowne powodzie, ludzie są zrozpaczeni. „Nie tylko straciliśmy nasze domy, ale też nie mamy gdzie kupić najbardziej potrzebnych rzeczy”- wyjaśniają.
Francuzi godzą się na kolejne restrykcje
Tymczasem aż 71 proc. Francuzek i Francuzów jest skłonnych przyjąć w czasie Bożego Narodzenia nowe restrykcje, jeśli „te powstrzymają rozprzestrzenianie się epidemii”. A tej większość boi się jak ognia.
56 proc. nie kryje lęku przed zakażeniem się koronawirusem. Obawia się tego około 48 proc. osób w wieku 18-24 lat, w przedziale 50-64 odsetek ten wzrasta do 60 proc., ale po 65 roku życia te obawy maleją. To wyniki badania opinii publicznej instytutu Ifop.
Te obawy mają dwa źródła. O ile pod koniec maja stosunek tych, którzy martwili się obecną i przyszłą sytuacją gospodarczą kraju do tych, którzy obawiali się koronawirusa, wynosił 79 do 21 proc., o tyle te proporcje teraz się zmieniły – to 52 do 48.
Niemniej, właściciele małych sklepików i butików buntują się. Większości z nich grozi krach, choć minister ekonomii i finansów Bruno Le Maire zapewnia w Zgromadzeniu Narodowym o nieustannej pomocy państwa dla małych i średnich przedsiębiorstw. Większość z nich może liczyć nawet na 10 tysięcy euro. Jednak także większość nie kryje wątpliwości i krytykuje "wiele niespójnych decyzji podejmowanych przez władze”. Tymczasem, premier Jean Castex zachęca rodaczki i rodaków, „by lepiej przestrzegali zaleceń”.
A póki co, do połowy lutego nie uściśniemy łapki Myszki Miki i Kaczora Donalda. Eurodisneyland jest zamknięty. Liczy na krótkie otwarcie na Święta.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>