Kariera Frontu Narodowego we Francji przebiega wedle wszelkich prawideł gry politycznej: jak implementować w społeczeństwie partię skrajnie prawicową. Zwycięstwo w wyborach regionalnych, to istny majstersztyk szefowej partii Marine Le Pen.
Karmi ona bez zahamowań resentymenty wyborców, swoją retorykę przyhamowuje tak dalece, że nie można jej zarzucić łamania prawa, do tego każe machać chorągiewkami i obwieszcza siebie jedyną prawdziwą patriotką.
Powrót prawicowych ekstremistów w Europie
Trzeba być zawsze ostrożnym dokonując historycznych porównań. Ale kiedy pamięta się historię Niemiec, to człowieka zaczyna gnieść w dołku. Czy Front Narodowy i nacjonaliści Kaczyńskiego, którzy właśnie w Polsce doszli do władzy, są tak samo niebezpieczni jak niemieccy faszyści w latach 30. ubiegłego wieku? Może i jeszcze nie, ale potencjalnie mogą się tacy stać. Zbyt podobny jest bowiem schemat działań: izolacja pewnej grupy społecznej, ksenofobia, nacjonalizm jako spoiwo w społeczeństwie.
We Francji muzułmanie są teraz "kozłami ofiarnymi" - rzekomo zagrażają tożsamości „prawdziwych Francuzów” i należy ich zwalczać. Aż dreszcz przechodzi, jak przypomina to powtórkę z historii. Lecz nie wolno iść na lep haseł Marine Le Pen, bo nie jest ona demokratką a jej partia nie jest nieszkodliwa, tylko wysoce niebezpieczna. Jej jedynym celem jest przejęcie władzy we Francji.
Co popycha Francuzów do politycznego samobójstwa?
Z jednej strony można zrozumieć frustrację francuskich wyborców. Dotychczas silne partie, socjaliści i republikanie oddaliły się od Iudzi i stały się niewiarygodne przez niekończącą się serię skandali. Narodziła się prawdziwa tęsknota za zmianą, spotęgowana jeszcze przez to, jak nieudolnie Francois Hollande próbuje ożywić gospodarkę i zapanować nad bezrobociem. Duża część elektoratu Marine Le Pen pochodzi właśnie z grona ludzi przegranych we francuskim społeczeństwie a ona sama twierdzi, że jest ich głosem. Przy czym program gospodarczy Frontu Narodowego jest czystym nonsensem a jego obietnice są nie do spełnienia. Zamknięcie granic z sąsiadami i wystąpienie z Unii Europejskiej nie da Francji koniunkturalnego kopa. Francja, która się izoluje i propaguje wczorajszą ideę narodowej tożsamości ani nie przyciągnie inwestorów, ani nie stanie się prymusem w eksporcie. A francuscy rolnicy będą robić wielkie oczy, kiedy nagle przestaną płynąć subwencje z Brukseli, do których przyzwyczaili się przez dziesięciolecia. Front Narodowy ani nie będzie mógł dalej podwyższać i tak już hojnych świadczeń socjalnych, ani nie będzie mógł stworzyć dla wszystkich Francuzów miejsc pracy w skostniałych strukturach gospodarczych. W sukurs Marine Le Pen nie przyjdzie też pewnie jej przyjaciel Władimir Putin. Lecz dla Unii Europejskiej Francja rządzona przez skrajnych prawicowców oznaczałaby koniec. Niemcy i kilku sąsiadów musieliby zredukować się do małego trzonu w Europie.
Wybory regionalne jako sygnał ostrzegawczy
Marine Le Pen ma jeden cel - Pałac Elizejski, ale droga do niego jest jeszcze daleka i przypuszczalnie w roku 2017 dostatecznie dużo wyborców zagłosuje na kandydatów republikanów, by uniemożliwić jej rozgoszczenie się w Pałacu Elizejskim. Ale wynik wyborów regionalnych jest sygnałem ostrzegawczym: Francuzi stali się podatni na hasła uwodzicieli i nie są chyba świadomi następstw swoich decyzji. Poszli na lep utopii: idei przyszłości wyglądającej jak złote lata, w których francuscy mężczyźni byli dumni, kobiety piękne i wszyscy żyli w dobrobycie. Do tego śpiewa się Marsyliankę pod łopoczącymi czerwono-biało-niebieskimi flagami. Jest to idylla jak z obrazka, za którą tęsknią ludzie umęczeni współczesnością. Partie takie jak Front Narodowy budzą takie emocje i igrają z nimi. Tyle, że kiedyś już to widzieliśmy i wspomnienie to jest dość straszne. Cała nadzieja w tym, że Francuzi przypomną sobie o tym przez najbliższe 18 miesięcy i że są właściwie bardzo rozsądnym narodem.
Barbara Wesel