Gospodarka i trochę migracji. Wybory w Niemczech
18 grudnia 2024„Gospodarka, głupcze!”. Tym sloganem Bill Clinton wygrał wybory prezydenckie w USA w 1992 roku. Hasło to może również odnosić się do krótkiej kampanii wyborczej niemieckich partii politycznych przed wyborami do Bundestagu w lutym przyszłego roku.
Nic obecnie nie zajmuje ludzi w Niemczech tak bardzo, jak chora – częściowo w wyniku wojny w Ukrainie – gospodarka. Niemcy obawiają się utraty pracy i wysokich cen. Nie ma dnia bez nagłówków o zamknięciu zakładów lub rosnących cenach. Stefan Seidler zasiada w Bundestagu z ramienia mniejszościowej partii Związek Wyborców Południowego Szlezwiku (SSW) i mówi w wywiadzie dla Deutsche Welle: – Zauważamy to tutaj, na północy. Portfele ludzi są cieńsze, ceny rosną. Nie można już sobie pozwolić na to, co kiedyś. To nasze największe wyzwanie – stwierdza.
Inne partie w parlamencie uważają podobnie. Cztery z nich, rządząca socjaldemokratyczna SPD, konserwatywna opozycja CDU i CSU, współrządząca jeszcze partia Zielonych i FDP przedstawiły swoje programy wyborcze. Kładą nacisk na tematy związane z dochodami, gospodarką i pracą.
CDU: mniejsze podatki dla firm
Chadecka CDU i jej siostrzana bawarska CSU planują wyzwalający cios dla gospodarki: chcą obniżyć podatek dochodowy i stopniowo obniżyć podatki dla firm do 25 procent. Chadecja, podobnie jak SPD, obiecuje, że emerytury nie zostaną obniżone i kusi tych, którzy chcą kontynuować pracę po osiągnięciu wieku emerytalnego, pomysłem, że mogą dorobić do 2 tys. euro – bez podatku.
Problem jednak w tym, że śmiałe pomysły kandydata CDU na kanclerza, Friedricha Merza, opiewają na wiele miliardów euro i trudno będzie je zrealizować, jeśli chadecy będą zgodnie z planem obstawać przy kotwicy budżetowej zapisanej w Ustawie Zasadniczej. Merz prowadzi obecnie w sondażach przedwyborczych i ma duże szanse zostać kanclerzem Niemiec po wyborach 23 lutego przyszłego roku.
SPD za reformą kotwicy budżetowej
Na razie jednak rządzą jeszcze socjaldemokraci z kanclerzem Olafem Scholzem na czele. Partia chce pobudzić inwestycje i koncentruje się na zachętach podatkowych dla firm. Chce zreformować kotwicę budżetową, aby udostępnić wiele miliardów euro na pilnie potrzebne inwestycje, na przykład w infrastrukturę.
Według planów SPD superbogacze z majątkiem przekraczającym 100 milionów euro powinni płacić podatek od majątku. Partia obstaje też przy swoich planach ponownej podwyżki ustawowej płacy minimalnej. – W ostatniej kampanii wyborczej obiecałem płacę minimalną w wysokości 12 euro i dotrzymałem tej obietnicy. Dlatego w przypadku kolejnych wyborów do Bundestagu walczę o płacę minimalną w wysokości 15 euro – powiedział Olaf Scholz niedawno w niemieckim parlamencie.
Zieloni nie tylko o ochronie klimatu
W ciągu trzech lat koalicji z SPD i bliskimi biznesowi liberałami z FDP Zieloni byli często oskarżani o nadmierne obciążanie ludzi swoimi ambitnymi planami ochrony klimatu. Teraz mniej już podkreślają znaczenie redukcji gazów cieplarnianych. Chcą także zreformować kotwicę budżetową, opowiadają się za dopłatami do samochodów elektrycznych i proponują nowy „fundusz obywatelski” w celu zabezpieczenia emerytur. Fundusz ten ma być również zasilany z budżetu państwa.
Ponadto Zieloni chcą „podatku od miliarderów” – jak powiedział wicekanclerz i kandydat Zielonych na kanclerza Robert Habeck w wywiadzie dla „Bilda”. Szacuje się, że w Niemczech mieszka obecnie 249 miliarderów: „Gdyby opodatkować niewielką część ich majątku, uzyskalibyśmy około pięciu do sześciu miliardów euro” – oszacował Habeck. Zasugerował, że można by wykorzystać te pieniądze na szkoły.
FDP chce nowej polityki gospodarczej
Podobnie jak Zieloni również FDP chce reformy emerytur. Lider partii Christian Lindner prowadzi kampanię na rzecz wprowadzenia emerytury kapitałowej.
Drastyczne żądania liberałów dotyczące zasadniczo odmiennej polityki gospodarczej były głównym powodem rozpadu koalicji SPD, Zielonych i FDP. Wiele z tych postulatów można teraz znaleźć w programie wyborczym liberałów. Na przykład zmniejszenie obciążeń podatkowych dla firm, obniżenie cen energii, mniej biurokracji.
Strach przed wojną, nie dla migracji
Oprócz załamania gospodarki, obawy o pokój w związku z rosyjską wojną w Ukrainie w kampanii wyborczej ważną rolę odgrywa także kwestia migracji. Kandydat CDU na kanclerza – Friedrich Merz – nie chce, by po upadku reżimu Asada do Niemiec przyjeżdżały kolejne osoby z Syrii. „W każdym razie słuszne jest, aby nie przyjmować teraz więcej uchodźców z Syrii” – powiedział w telewizji ARD. W swoim programie wyborczym CDU/CSU wzywa do zawracania uchodźców na granicach. Podobnie jak inne partie chadecja chce też bardziej konsekwentnej deportacji osób ubiegających się o azyl, które popełniły przestępstwa.
Z kolei kanclerz Scholz chce rozwiać obawy Niemców przed zaangażowaniem się w wojnę w Ukrainie. SPD chce nadal wspierać Ukrainę, ale nie chce dostarczać rakiet dalekiego zasięgu, które mogłyby dotrzeć do celów w Rosji. Jednak to jest dokładnie to, za czym wielokrotnie opowiadał się w ostatnich miesiącach Friedrich Merz.
Inne partie w Bundestagu, takie jak częściowo skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD), już wcześniej przedstawiły programy wyborcze. AfD opowiada się za całkowitym powstrzymaniem imigracji. Wszystkie partie chcą przegłosować swoje programy na nadzwyczajnych kongresach w nowym roku. Potem odbędzie się krótka, ale gorąca batalia przed wyborami do Bundestagu, które odbędą się 23 lutego.