Goły amator trawki w kabinie samolotu kanclerz Merkel
29 lipca 2013Do tego niecodziennego incydentu doszło w czwartek (25.07) około dwudziestej, na pilnie strzeżonej części wojskowej lotniska Kolonia/Bonn, na której parkują niemieckie samoloty rządowe pilotowane przez pilotów specjalnej jednostki Luftwaffe. A oto szczegóły.
"Dalej kurki kręcić żwawo"
Musiała to być scena jak ze znanego wierszyka Fredry "Małpa w kąpieli". Jak donosi kolońska prokuratura prowadząca dochodzenie w tej sprawie, 24-letni Niemiec pochodzenia tureckiego Volkan T., będący pod wpływem marihuany i wykazujący cechy niezrównoważenia umysłowego, najpierw niepostrzeżenie przedostał się na teren wojskowej części lotniska Kolonia/Bonn, a następnie, w dalszym ciągu niezauważony przez nikogo, wszedł do kabiny rządowego Airbusa A319CJ - skrót od "Corporate Jetliner" - o oznaczeniu 1502 i zająwszy miejsce w fotelu pilota przez blisko dwie godziny próbował uruchomić silniki, żeby wystartować do lotu "na haju".
W tym celu naciskał po kolei wszystkie przyciski i przełączniki w kokpicie, przesuwał będące pod ręką dźwignie i poruszał wytrwale sterami, ale bez powodzenia, bo zaparkowany na płycie postojowej rządowy Airbus był odłączony od zewnętrznych agregatów prądotwórczych. Udało mu się za to uruchomić sygnał, wysyłany przez automatyczny nadajnik ratunkowy (ELP). Nadajnik ten służy do podania pozycji samolotu, na pokładzie którego doszło do poważnej awarii, zagrożonego przymusowym lądowaniem lub, w skrajnym przypadku, katastrofą. Sygnał ten postawił na nogi personel lotniskowej wieży i wartowników, którzy natychmiast popędzili w stronę rządowego Airbusa 1502.
Do kabiny pilotów weszli dopiero wtedy, kiedy specjalna jednostka policji sforsowała drzwi. Niedoszły pilot Volkan T. siedział w niej w powodzi pian z gaśnic ratunkowych, odziany w skąpe slipki. Pewnie było mu gorąco, bo klimatyzacja na pokładzie nie działała. Próbował też sił jako tancerz, pląsając w narkotycznym upojeniu na skrzydle samolotu. Usuwanie wyrządzonych przez niego szkód i dokładne sprawdzenie wszystkich funkcji samolotu, którym próbował wystartować, zajmie parę tygodni - podaje tabloid "Bild".
Kolońska gazeta "Koelnische Rundschau" donosi, że Volkan T. przebywa w areszcie, ale zostanie najpewniej przekazany do zamkniętego zakładu psychiatrycznego. Nie udało się wydobyć od niego żadnych informacji o tym, jak się przedostał do kabiny samolotu i co zamierzał z nim uczynić, bo, jak twierdzi, niczego nie pamięta. W sumie wszystko zakończyło się szczęśliwie, ale dla dowództwa jednostki strzegącej rządowej floty samolotów i wszystkich, mających służbę w czwartek 25 lipca, to chyba dopiero początek długich i wyczerpujących w podwójnym tego słowa znaczeniu rozmów z wojskową prokuraturą.
Kłopoty z rządowymi samolotami
Niemieckim odpowiednikim polskiego, rozwiązanego po katastrofie smoleńskiej, 36. specjalnego pułku lotnictwa transportowego, jest specjalny pułk Luftwaffe, noszący oficjalną nazwę Flugbereitschaft des Bundesministerium der Verteidigung - dosłownie: Pogotowie Lotnicze MON - a nieoficjalnie zwany "Pannen Airline", czyli "Usterkowymi Liniami Lotniczymi". To złośliwe określenie wzięło się stąd, że od lat prześladują go najrozmaitsze kłopoty i wpadki. Od umieszczonych w dziobie samolotu radarów pogodowych, z których wylewa się woda i padających jak na komendę komputerów pokładowych, po zadymioną kabinę dla rządowych ViP-ów i wypadające z ram okna w kadłubie.
Te kłopoty pułk ma już jednak, na szczęście, za sobą. Przez dwadzieścia lat eksploatował dwa wysłużone Airbusy A310, zamówione jeszcze przez władze byłej NRD. Zastąpiły je dwa nowoczesne AirbusyA340, noszące te same imiona: "Konrad Adenauer" i "Theodor Heuss". Obecna koalicja chadecko-liberalna wydała na odnowienie rządowej floty blisko miliard euro.
Za to inne, ważne dla pułku sprawy, wciąż czekają na decyzję. Na przykład - czy nie należałoby go przenieść do Berlina? Ciągłe loty z Kolonii do stolicy po rządowych pasażerów sporo przecież kosztują. Ale takiej przeprowadzki nie da się załatwić tanim kosztem i nie wiadomo jaki byłby ostateczny bilans tej operacji.
Prasa co jakiś czas krytykuje rozrzutność członków gabinetu pani kanclerz, którzy, jak pani minister oświaty, na spotkanie z papieżem poleciała do Rzymu rządowym samolotem za jedyne 150.000 euro, choć Lufthansą, nawet w pierwszej klasie, byłoby dużo taniej.
Kolejnym problemem wymagającym rozwiązania, są warunki służby w pułku. Od rządowych pilotów wymaga się najwyższych kwalifikacji zawodowych i stałej gotowości, ale ich zarobki pozostawiają sporo do życzenia. Podpułkownik Jens Barfs, który często lata z Angelą Merkel i ma wszelkie możliwe uprawnienia instruktorskie, zarabia ze wszystkimi dodatkami około 5.000 euro miesięcznie. Jako kapitan Lufthansy miałby spokojnie na rękę 15.000 euro.
Ich sytuację można skwitować stwierdzeniem: niskie zarobki i wysoka odpowiedzialność. Oto przykład: Dwa lata temu podczas lotu Airbusem A340 "Konrad Adenauer" do New Delhi w Indiach z panią kanclerz na pokładzie, maszynie odmówiono prawa wlotu do przestrzeni powietrznej Iranu. Podpułkownik Bars musiał zawrócić i przez dwie godziny "kręcić się" nad Turcją, zanim na drodze dyplomatycznej udało się załagodzić tę oczywistą, polityczną prowokację. Angela Merkel ją... przespała. Przed lądowaniem w stolicy Indii zajrzała na chwilę do kabiny załogi mówiąc, "No, to mieliście dziś niespokojną noc". "O tak, pani kanclerz" odpowiedzieli chórem obaj piloci. Dziś wspominają to uśmiechem.
Andrzej Pawlak
red. odp.: Elżbieta Stasik