Grecja: Będziemy mieli umowę z Rosją!
19 kwietnia 2015Rząd Grecji chce w najbliższy wtorek (21.04) podpisać z Rosją umowę o budowie greckiej nitki gazociągu "Turkish Stream". Ma to dać Atenom do 5 mld euro z tytułu ich przyszłych zysków z opłat tranzytowych. "We wtorek podpiszemy w Atenach umowę z wysoką rangą delegacją rosyjską", powiedział agencji AFP ważny, grecki przedstawiciel uczestniczący w rozmowach poprzedzających zawarcie tej umowy.
"Nie obiecywaliśmy żadenj pomocy finansowej, bo nikt o nią nie prosił"
Tymczasem jeden z rzeczników prasowych Kremla oświadczył wcześniej, że nie będzie żadnej umowy. Podczas wizyty w Moskwie premiera Grecji Alexisa Ciprasa w ubiegłym tygodniu Rosja nie obiecała Grecji "żadnej pomocy finansowej, po prostu dlatego, że nikt o takową nie prosił", powiedział ów rzecznik. Jak jest naprawdę?
Zdaniem "Spiegel Online", Moskwa w związku z budową wspomnianej wyżej nitki gazociągu "Turkish Stream" chce zapłacić Atenom z góry od 3 do 5 mld euro na poczet jej przyszłych zysków z opłat tranzytowych. Wypłata tej zaliczki miałaby jednak nastąpić dopiero w roku 2019, czyli po oddaniu gazociągu do użytku. Wymieniony na początku grecki uczestnik rozmów z Rosją zapewnił z kolei agencją AFP, że zaliczka w tej wysokości zostanie wypłacona Grecji "w szybkim terminie, bo już w najbliższych miesiącach".
Z projektem gazociągu "Turkish Stream", którym ma popłynąć rosyjski gaz przez Turcję i Grecję do Europy, wiąże się jeszcze wiele ważnych i niewyjaśnionych do końca kwestii. Co się jednak tyczy samej umowy z Grecją, to - jeśli do niej faktycznie dojdzie - rosyjskie pieniądze pomogłyby zadlużonym po uszy Atenom złapać oddech w trudnych rokowaniach z partnerami ze strefy euro w sprawie dalszych losów programu pomocowego.
"Wszystko, co pomaga Grecji jest dobre"
Niemiecki minister finansów Wolfgang Schäuble pochwaliłby lukratywną dla Grecji umowę energetyczną z Rosją. "Ucieszyłbym się, gdyby rzeczywiście doszło do jej podpisania. Miejmy nadzieję, że dojdzie", powiedział Schäuble w Waszyngtonie na marginesie obrad wiosennej sesji Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) i Banku Światowego. "Wszystko, co pomaga Grecji jest dobre", dodał.
Schäuble oświadczył, że nie zna żadnych szczegółów na temat domniemanej umowy energetycznej pomiędzy Grecją i Rosją, która, jak donoszą media, miałaby przynieść Grecji do 5 mld euro, ale osobiście uważa, że te pieniądze nie rozwiążą greckich problemów finansowych. W tej sprawie "Grecja musi prowadzić rozmowy z Komisją Europejską, MFW i Euiropejskim Bankiem Centralnym", wyjaśnił Schäuble, a warunkiem otrzymania pomocy z ich strony jest przedstawienie przez Grecję konkretnego i wiążącego planu reform.
Schäuble w dalszym ciągu zademonstrował daleko idący sceptycyzm co do porozumienia się z Atenami w kwestii pełnej listy reform na spotkaniu w Rydze w piątek 24 kwietnia. Rząd w Atenach oświadczył pisemnie 20 lutego, że przedstawi taką listę do końca kwietnia. Pod tym warunkiem partnerzy Grecji ze strefy euro zgodzili się nadal wspomagać ją finansowo. Rozmowy z Grecją na temat reformy jej systemu emerytalnego, systemu podatkowego, ograniczenia korupcji i liberalizacji greckiego rynku produktów i usług "nie posunęły się zbyt daleko", podkreślił niemiecki minister finansów. Jeśli Grecja nie spełni warunków stawianych jej przez UE i MFW, nie może liczyć na wypłacenie jej kolejnej transzy pomocy.
"Potrzeba jeszcze wiele pracy, a czas nagli"
Prezes Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi upomniał rząd w Atenach, aby bardzo poważnie podszedł do złożonych już obietnic w sprawie realizacji koniecznych reform. "Wszystko jest w rękach greckiego rządu", powiedział Draghi, który, podobnie jak minister Schäuble, przebywa w Waszyngtonie na sesji MFW i Banku Światowego. "Potrzeba jeszcze dużo pracy, o wiele więcej pracy, a czas nagli" podkreślił Draghi, po czym dodał pojednawczo, że wszyscy, także on, chcieliby aby Greckie wysiłki "zostały uwieńczone sukcesem".
Bez realizacji reform i bez pomocy finansowej państw strefy euro, Grecji grozi bankructwo, z którym wiąże się jej wyjście z strefy euro. Nikt sobie tego nie życzy, ale gdyby miało do tego dojść, to, jak zwrócił uwagę Draghi: "strefa euro jest dziś o wiele lepiej przygotowana na taką ewentualność niż w latach 2010, 2011 i 2012".
(afp, dpa, rtr) / Andrzej Pawlak