Historyk: niemiecka kultura pamięci pomija wiele ofiar
13 marca 2018W materiale opublikowanym we wtorkowym wydaniu dziennika „Tagesspiegel” Lehnstaedt pisze, że niemieccy politycy okazują dumę z niemieckiej kultury pamięci i krytycznego podejścia do własnej historii, lecz przy bliższym przyjrzeniu nasuwa się podejrzenie, że ich postawa „niewiele kosztuje i pozwala na zbijanie politycznego kapitału”.
Za mało pieniędzy, luki w programach nauczania
„Niemieckie miejsca pamięci odnotowują kolejne rekordowe liczby zwiedzających, a równocześnie finansowanie tych miejsc pozostawia sporo do życzenia” – podkreśla historyk.
Lehnstaedt ocenia krytycznie dokonywane w ostatnim czasie zmiany w programach szkolnych, w których jest coraz mniej miejsca na naukę o III Rzeszy i niemieckich zbrodniach. „Uczniowie zwiedzają historyczne miejsca bez przygotowania i mylą na przykład służbę bezpieczeństwa państwa (w NRD) z SS (w Niemczech nazistowskich).
Historyk zwraca uwagę, że problem nie dotyczy wyłącznie uczniów. Programy kształcenia nauczycieli zawierają też zbyt mało ofert dotyczących lat 1933-1945.
Nieostre granice między ofiarami a sprawcami
Wśród negatywnych zjawisk nasilających się w ostatnim czasie historyk wymienia zacieranie się granic pomiędzy ofiarami a sprawcami. Powołuje się na opublikowany kilka tygodni temu raport naukowców z uniwersytetu w Bielefeld, z którego wynika, że 18 proc. Niemców uważa, iż w czasach III Rzeszy ich przodkowie pomagali ofiarom. W rzeczywistości odsetek pomagających był 1000 razy mniejszy – zauważa Lehnstaedt.
Jeszcze bardziej groteskowe jest jego zdaniem wyrażone przez 54 proc. uczestników ankiety przekonanie, że wśród ich krewnych znajdowały się ofiary drugiej wojny światowej. „Taki wynik możliwy jest tylko w przypadku, gdy do ofiar zaliczy się poległych niemieckich żołnierzy” – tłumaczy historyk. Takie podejście „zaciera granicę między ofiarami i sprawcami” i oznacza powrót do teorii o niechcianej wojnie i uwiedzeniu Niemców przez Hitlera obowiązujących w latach 50.
Za mało wiedzy o etnicznych Polakach jako ofiarach
Niemiecka „narracja pamięci" ogranicza się do Holokaustu – twierdzi autor. „Niektóre grupy (ofiar) odgrywają rolę marginalną, inne są zupełnie nieobecne. Niemal nikt nie mówi o etnicznych Polakach, o sowieckich jeńcach wojennych czy nieżydowskich cywilach z niektórych republik sowieckich, których zamordowali Niemcy” – czytamy w Tagesspieglu.
Zbyt mało mówi się o tym, że w okupowanej Europie jedynie etniczni Niemcy, który nie sprzeciwiali się narodowemu socjalizmowi, nie musieli obawiać się represji – pisze Lehnstaedt. Jak zaznacza, w przypadku tych „zapomnianych ofiar” chodzi o miliony ludzi. Miejsca ich śmierci znajdują się niemal wyłącznie w Europie wschodniej, co oznacza, że są one „poza polem widzenia Niemców”.
Niemcy skąpią na dotacje do miejsc pamięci
Lehnstaedt zwraca uwagę, że tylko muzeum Auschwitz i Yad Vashem otrzymują regularnie środki z niemieckiego budżetu. Leżące obecnie na terenie Polski niemieckie obozy zagłady Bełżec, Sobibór i Treblinka, związane z Akcją Reinhardt, w których niemieccy sprawcy zamordowali 1,8 mln Żydów, dotowane są natomiast „tylko po złożeniu wniosku, w trybie wyjątkowym i minimalnymi kwotami” – pisze historyk.
Jak dodaje, niedawno władze nie wydały zezwolenia na utworzenie biblioteki w Domu Konferencji Wannsee (gdzie w styczniu 1942 odbyła się narada, na której zapadły decyzje dotyczące Holokaustu) argumentując, że do zadań tej placówki nie należą badania naukowe, w związku z czym nie są jej potrzebne książki.
„Oczywiście podejmowane są liczne poważne działania, których celem jest upamiętnienie (ofiar) i edukacja. Ale od dawna już nie wszystko złoto, co się świeci” – konkluduje Lehnstaedt.
Lehnstaedt jest obecnie profesorem studiów nad Holokaustem w Touro College w Berlinie. W latach 2010 -2016 był współpracownikiem Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie. W zeszłym roku opublikował monografię „Centrum Holokaustu. Bełżec, Sobibór, Treblinka i Akcja Reinhardt”.
Jacek Lepiarz, Berlin