1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Iran: Walka o rynek

12 czerwca 2009

Niemcy dotychczas dobrze zarabiali na handlu z Iranem. Sankcje ONZ sprawiły jednak, że obroty handlowe dramatycznie spadają. Niemcy wycofują się z Iranu podczas gdy ich miejsce zajmują ... Amerykanie.

https://p.dw.com/p/I8HF
Ważący 163 tony młyn kulowy z Niemiec dla Iranu.
Ważący 163 tony młyn kulowy z Niemiec dla IranuZdjęcie: dpa

W programie wyborczym czwórki kandydatów ubiegających się o urząd nowego prezydenta Iranu, można było znaleźć wszystko, co – ich zdaniem – zwiększa szansę na zwycięstwo. Wszystko, z wyjątkiem tego co i jak zrobić, żeby obejść embargo handlowe ONZ. Tymczasem sprawa embarga kładzie się w coraz większym stopniu cieniem na niemiecko-irańskich stosunkach gospodarczych, które do tej pory zawsze były dobre i bliskie.

Załamanie niemieckiego eksportu

W styczniu odnotowano załamanie się niemieckiego eksportu do Iranu. Spadł on o 28%, a więc o blisko jedną trzecią. Obecnie Niemcy sprzedają Iranowi towary o łącznej wartości dwóch miliardów euro. "To naprawdę niewiele" – stwierdza z zaniepokojeniem prezes Niemiecko-Irańskiej Izby Przemysłowo-Handlowej Daniel Bernbeck. Równie gwałtowny spadek dotknął także import wyrobów z Iranu, który zmalał o około 24%.

Niemcy „bardziej papiescy od papieża”

Niemiecko-irańska wymiana handlowa: Ahmadinedżad nadal straszy.
Niemiecko-irańska wymiana handlowa: Ahmadinedżad nadal straszyZdjęcie: AP

Wiceprezes Izby Moghtadi Kermanshahani uważa, że Niemcy są „bardziej papiescy od samego papieża” i zbyt dosłownie wzięli sobie do serca zalecenia Organizacji Narodów Zjednoczonych. Ogłoszone przez nią embargo „nie obejmuje przecież ani żywności, ani obrabiarek. Tymczasem na niemieckiej, rządowej liście artykułów objętych zakazem wywozu do Iranu, widnieją zarówno artykuły żywnościowe jak i obrabiarki” – stwierdza z goryczą.

Równie niekorzystny, a może nawet jeszcze gorszy, jest w tej chwili stosunek niemieckich kół rządowych do rodzimych przemysłowców, którzy utrzymują stosunki handlowe z Iranem – wtóruje mu prezes IPH Daniel Bernbeck. „W praktyce wygląda to tak, że każdego, kto teraz robi interesy z Iranem, traktuje się jako człowieka ponoszącego współodpowiedziałność za wszystko to, o co oskarża się rząd w Teheranie” - mówi.

Bernbeck, który wychował się w Iranie i włada biegle językiem farsi, stara się jak może zmienić niekorzystny klimat wokół wymiany handlowej z firmami irańskimi, ale – jak podkreśla – obok usztywnionej postawy polityków w Berlinie ma za przeciwnika jeszcze coś, co na dluższą metę może okazać się dużo ważniejsze i znacznie groźniejsze w skutkach.

Azja w natarciu

Podróbki: azjatyckie kopie markowych zegarków.
Podróbki: azjatyckie kopie markowych zegarkówZdjęcie: AP

Największym zagrożeniem dla stosunków handlowych Niemiec z Iranem są firmy azjatyckie, które wciskają się w opuszczone przez niemieckie przedsiębiorstwa luki na irańskim rynku i wypełniają je tanimi podróbkami markowych wyrobów „Made in Germany”. Są one kopiowane w Azji na masową skalę i wysyłane do Iranu, gdzie przechodzą swoisty proces „uszlachetniania”. Wygląda to tak: przy pomocy irańskiego know-how pracuje się nad podniesieniem ich jakości, który w tej chwili dochodzi już do 90% niemieckiego oryginału przy cenie zbytu wynoszącej ułamek ceny oryginalnej. Jak mówi Daniel Bernbeck „niemieckim firmom będzie nadzwyczaj trudno wyrugować je z rynku wtedy, kiedy niemiecko-irańska wymiana handlowa znowu się unormuje". Bernbeck wątpi czy to się w ogóle uda, bo azjatyccy producenci producenci znowu podniosą ich jakość, zwiększą i usprawnią serwis, a także wprowadzą nowe rabaty, co uczyni ich produkty bezkonkurencyjnie tanimi.

Amerykanie nie mają skrupułów

Citigroup chce wejść na irański rynek.
Citigroup chce wejść na irański rynekZdjęcie: picture-alliance/ dpa

Ciekawe, że firmy amerykańskie podchodzą do współpracy z Iranem dużo bardziej pragmatycznie. O ile Niemcy ugięli się pod naciskami Białego Domu, amerykańscy przemysłowcy skorzystali z okazji, że chwilowo na irańskim rynku ubył im groźny, niemiecki konkurent i... rozkręcają biznes. Jak wyjaśnia wiceprezes Kermanshahani robią to w białych rękawiczkach, korzystając z pośredników w państwach trzecich. W rezultacie „eksport z USA do Iranu uległ w ostatnim czasie potrojeniu”. Ten trend się nasila. W tej chwili krążą pogłoski, że amerykański bank Citigroup ubiega sią o licencję na prowadzenie działalności w Iranie, podczas gdy niemiecki Deutsche Bank właśnie wycofał się z tego kraju.

Liczą na zmiany

Amerykanie najwyraźniej liczą się ze zmianami politycznymi w Iranie. Niewykluczone, że po wyborach prezydenckich Iran zmieni stanowisko w sprawie rozwijania energetyki jądrowej, to znaczy okaże się bardziej skłonny do dialogu w sprawie zaprzestania wyprodukowania własnej bomby atomowej. Jeśli tak się stanie, wówczas firmom amerkańskim łatwo przyjdzie rozszerzyć zdobyte w tej chwili przyczółki. A jeśli nie, to wtedy opuszczą je ze stosunkowo niewielkimi dla siebie stratami.

Podobną taktykę działania prezes Niemiecko-Irańskiej Izby Przemysłowo-Handlowej Daniel Berbeck zaleca rządowi RFN i liczy na zmiany po wrześniowych wyborach do Bundestagu.

(pa/bs/dpa/rtr/ap/dw)