Debata z niepożądanymi skutkami
11 kwietnia 2012Günter Grass pisze wiersz. Dość toporny, mało elegancki i zupełnie nie poetycki. Krytykuje mocarstwo atomowe Izrael, ostrzega przed pierwszym uderzeniem atomowym na Iran, mówi o rozpowszechnionej obłudzie, przemilczaniu ważnych tematów i protestuje przeciwko niemieckiemu eksportowi broni do Izraela. To wszystko publikuje w jednej z najważniejszych niemieckich gazet i prowokuje tym samym wielodniową dyskusję. Broni się, sięgając po termin "nagonka medialna" i niczego nie żałuje. W Izraelu zostaje ogłoszony persona non grata, a w Niemczech staje w ogniu krytyki. Teraz, kiedy emocje nieco ostudziły się, nadszedł czas na mały bilans. Wypada on ambiwalentnie.
Laureat literackiego Nobla skorzystał z prawa do wyrażania opinii - i jednocześnie dokonał własnego demontażu. Niemiecka opinia publiczna skorzystała z prawa do wyrażenia oburzenia - i popadła w znane, stare schematy. Państwo Izrael skorzystało z kolei z prawa do samoobrony - i samo stało się przedmiotem debaty. Powstały więc efekty, których nikt nie chciał.
Dlaczego, można zapytać, pisarz twej miary wchodzi na tak grząski teren? Dlaczego noblista, szanowany autor powieści, artysta i politycznie myśląca osobowość, a czasem niewygodny komentator naszych czasów, decyduje się na coś takiego? Po co to kumkanie? Dla prowokacji? Prowokacji, która nie prowadzi do niczego innego jak do rozstroju i do rytualnego powtarzania starych i ciągle na nowo przytaczanych argumentów? Szerokie pole - chciałoby się rzec wobec tego lirycznego poronienia ... Żeby była jasność - temat nie potrzebował takiego impulsu, bo był i jest obecny w debacie publicznej. 84-letni Grass zaprezentował się jako wszystko lepiej wiedzący świadek epoki, patetycznie, z palcem wskazującym uniesionym do góry, bez suwerennej mądrości dojrzałego wieku. Wmieszał się w konflikt, spolaryzował wszystkich - a teraz poprzez zakaz wjazdu do Izraela wystylizował się jeszcze na męczennika.
Grass nie jest krypto-esesmanem
Zwieńczony literackimi laurami autor jednym wszakże na pewno nie jest - krypto-esesmanem, który już w młodości był członkiem tej przestępczej organizacji, który długo to zatajał, potem przyznał się, ale nigdy tego nie żałował. To niesprawiedliwy i wściekły zarzut. Podobnie jak inny - że w swoim pamflecie Grass ujawnił się jako antysemita. Należy to wprawdzie do repertuaru tej rozgorączkowanej debaty, ale nie ma żadnego pokrycia w rzeczywistości.
Izrael z kolei zareagował gwałtownie i nieprzemyślanie. Zamiast poszukiwać dialogu z pisarzem, po prostu zabronił mu przyjazdu. To także jest absurdalne. Grass wcale nie miał zamiaru przyjeżdżać do tego kraju. Persona non grata i basta. Oburzyło to nawet tych, którzy zasadniczo deklarują solidarność z państwem żydowskim. Krytyka izraelskiego zakazu dla pisarza, który wcale nie miał zamiaru tam pojechać po prostu odwraca uwagę od właściwego problemu. A jest nim pełny napięcia stosunek Izraela i Iranu, który nota bene, Grass mocno chwalił. Także i to jest niepożądanym skutkiem ubocznym.
Wolność słowa - tak oczywiście! Także pisarze mają prawo, ba, powinni nawet, wypowiadać się na aktualne problemy. Ale, mój Boże, powinni najpierw zastanowić się kiedy i jak. Dlatego trzeba skończyć z tą debatą i przenieść ją na ten grunt, gdzie jej miejsce - na pole międzynarodowej polityki.
Cornelia Rabitz
tłum. Bartosz Dudek
red. odp.Alexandra Jarecka
.