Jak dalej postępować z Putinem? [KOMENTARZ]
18 listopada 2014Władimir Putin przeliczył się podwójnie. Jego izolacja na arenie międzynarodowej po aneksji Krymu nie ograniczyła się do grupy G8, z niej był już wykluczony. Nie, także wśród państw grupy G20 jest uważany za outsidera i awanturnika. A teraz, na domiar złego, gospodarce rosyjskiej doskwierają nie tylko unijne sankcje, lecz także silny spadek cen ropy naftowej. Spada kurs rubla, zmniejszyły się bezpośrednie inwestycje zagraniczne. I jeśli standard życia w Rosji dalej będzie się obniżać, zacznie spadać też poparcie społeczne dla Putina. Pewien okres wyrzeczeń na skutek presji Zachodu Putin wkalkulował w swoją politykę imperialistyczną. Ale to, że Zachód tak długo utrzyma sankcję, pomimo, iż sam je dotkliwie odczuwa, prezydent Rosji prawdopodobnie zbagatelizował. Putin przedwcześnie odjechał z Brisbane tłumacząc, że musi się wyspać przed rozpoczynającym się w poniedziałek tygodniem pracy. Być może wyspał się po tym wszystkim, co wydarzyło się w ostatnich miesiącach: ale czy to wszystko było naprawdę konieczne?
Nadużywane określenie: polityka realna
Niestety, konfrontacji z Rosją nie rozwiąże to, że Putin być może dojdzie do wniosku, że cena, jaką trzeba zapłacić za jego politykę, jest wyższa od wynikających z niej korzyści. Zapędzony w kozi róg, może stać się jeszcze bardziej agresywny. Chodzi przecież o prestiż, o obrażoną narodową dumę, o zachowanie twarzy. W jego przypadku mamy do czynienia z czarnoksiężnikiem, który wywołuje duchy, a potem nie może się ich pozbyć. Wszystko to nie może jednak być dla UE usprawiedliwieniem dla łamania przez Rosję prawa i stosowanie przemocy. W UE są osoby, które naciskają, aby jak najszybciej cofnąć sankcje; są one gotowe zgodzić się na przyznanie Rosji pewnej strefy wpływów.
Państwa, które należałyby do tej strefy, miałyby ograniczoną suwerenność, nie mogłyby same decydować o tym, z kim wejdą w sojusze. W takich sytuacjach często nadużywa się pojęcia „realpolitik”. W rzeczywistości oznaczałoby to nic innego jak handel europejskimi wartościami i ogłoszenie upadłości Zachodu.
Rosyjska strefa wpływów na Bałkanach Zachodnich?
W swoim wystąpieniu w Sydney kanclerz Angela Merkel powiedziała dobitnie, o jaką stawką, w jej opinii, toczy się gra. Merkel, która zwykła unikać nieprzemyślanych słów, która w Brisbane długo rozmawiała z Putinem, wie lepiej niż ktokolwiek inny, jako obywatelka byłej NRD, jak wygląda życie w strefie rosyjskich wpływów. Merkel obawia się, że jeśli Rosji upiecze się aneksja Krymu oraz dostawy sprzętu bojowego i destabilizacja Ukrainy, może sięgnąć też po Gruzję i Mołdawię. Nawet w Serbii i na całych Bałkanach Zachodnich, a więc na obszarze otoczonym krajami członkowskimi UE, niemiecka kanclerz nie wyklucza celowej polityki Rosji obliczonej na sabotowanie zbliżenia tego regionu do UE. Tak daleko nie posunął się dotychczas w ocenie żaden z unijnych przywódców państw i rządów. Gdyby coś takiego powiedział któryś z prezydentów państw bałtyckich, od razu zarzucono by mu paranoję i panikarstwo. Wygląda zatem na to, że tymczasem także Angela Merkel spodziewa się po rosyjskim prezydencie najgorszego.
Ważna jest spójność UE
Niemiecka kanclerz chciała swym wystąpieniem wzmocnić spójność europejską. Dobrze wie, że Putin próbuje dzielić Europejczyków. W Unii Europejskiej bardzo trudno było przeforsować sankcje ekonomiczne wobec Rosji. Im dłużej będzie się przeciągał kryzys ukraiński, tym trudniej będzie je utrzymać. Ale chodzi tu przecież o obronę europejskiego ładu pokojowego gwarantującego rządy prawa, który nie dopuszcza zmiany granic siłą. Zachód wyklucza interwencję militarną na Ukrainie. Sankcje są jego najsilniejszą bronią. Musimy zatem uzbroić się w cierpliwość, a UE musi równocześnie utrzymywać wyciągniętą dłoń w kierunku Rosji. Tylko od Rosji zależy, jak długo sankcje zostaną utrzymane. UE musi jednak uświadomić też niektórym ukraińskim politykom, że jej poparcie dla Ukrainy nie daje im wcale wolnej ręki. Wypowiedź prezydenta Petra Poroszenki w niemieckim Bild-Zeitung - „Przygotowaliśmy się na scenariusz okrutnej wojny” – jest co najmniej lekkomyślna. Większej zachęty do działania Putin nie potrzebuje.
Tłum.: Barbara Cöllen