„Kamienie pamięci” jako dzieło życia. Twórca kończy 70 lat
27 października 2017„Kamienie pamięci” to unikatowy projekt artystyczny, realizowany przez Guntera Demniga. Chce on przywrócić ofiarom Holocaustu ich imiona i godność, bo jak mówi talmud, człowiek żyje tak długo, jak długo trwa pamięć o nim…
Dlatego Gunter Demnig niezmordowanie wciąż podróżuje po całej Europie: miastach, miasteczkach i wsiach, żeby układać Kamienie Pamięci, małe mosiężne tabliczki formatu 10 na 10, które są licami kamieni brukowych, wpuszczanych w chodniki przed domami. Mają przypominać o losie ludzi, którzy tam mieszkali i którzy zginęli z ręki hitlerowców.
Tu mieszkał Max Liff. Rocznik 1885. Deportowany 1942. Zamordowany w Auschwitz.
Tu mieszkał Bernhold Liff. Rocznik 1922. Deportowany 1942. Zamordowany w Auschwitz.
To mieszkała Jutta Liff, z domu Laser. Rocznik 1896. Deportowana 1942. Zamordowana w Auschwitz.
6 milionów żydów to abstrakcja
Jak Gunter Demnig powiedział kiedyś w wywiadzie dla „Spiegla”, 6 milionów zamordowanych żydów to niewyobrażalna liczba, kompletnie abstrakcyjna, podobnie jak pojęcie Auschwitz. Przede wszystkim dla młodego pokolenia są to pojęcia, pod którymi młodzi ludzie nie mogą sobie nic wyobrazić. Ale kiedy widzą na własne oczy: terror zaczął się tu, w mojej wsi, na mojej ulicy, przed moim domem, wtedy staje się to konkretne.
Pierwsze Kamienie Pamięci rzeźbiarz i crossmedialny artysta ułożył na początku lat 90-tych ub. wieku – nieoficjalnie i bez zezwolenia przed kolońskim ratuszem. Od tego czasu projekt Kamieni Pamięci wypełnia całe jego życie i stał się tymczasem największym decentralnym miejscem pamięci na świecie.Kamieni jest już ponad 60 tysięcy.
Temat Holocaustu i wojny już bardzo wcześnie absorbował urodzonego w Berlinie artystę. Urodził się 27 października 1947 r. i należy do generacji, która dojrzewając starała się dowiedzieć czegoś o roli swoich rodziców w okresie III Rzeszy. Kiedy Gunter Demnig dowiedział się, że jego ojciec podczas wojny obsługiwał działa przeciwlotnicze, przez pięć lat z nim nie rozmawiał.
Chce pozostawić ślady
Sztuka w ujęciu Demniga ma zawsze polityczne przesłanie. Już jego pierwsza praca wywołała poruszenie: podczas wojny wietnamskiej zawiesił na garażu w Berlinie amerykańską flagę, tyle że gwiazdy zastąpił trupimi czaszkami. Za to poszedł na trzy godziny do więzienia i zdobył rozgłos. Kilkakrotnie na poczatku lat 80-tych pozostawiał specyficzne ślady: przeciągał przez Europę linię czerwoną farbą z Kassel do Paryża, linię z Kassel do Londynu malował zwierzęcą krwią, rok później rozwinął czerwoną nić między Kassel i Wenecja. W ten sposób, odnosząc się do światowej wystawy sztuki documenta, chciał zaprotestować przeciwko spłycaniu tego, co dzieje się w sztuce. To był też jego świat: w Kassel sam odbywał studia artystyczne i pedagogiczne.
Na pomysł Kamieni Pamięci wpadł poszukując innych jeszcze śladów. Wiosną 1990 oznaczał w Kolonii drogę, którą naziści pędzili tysiąc Romów i Sinti przed wywiezienie ich do obozu zagłady. Ten projekt zatytułował Ślad Pamiąci. Był oburzony, kiedy jakaś kobieta stwierdziła, że "tu nigdy nie było cyganów”. Był tak oburzony jej niewiedzą, że postanowił iść dalej tym tropem.
Gigantyczny projekt
Od tego czasu układanie Kamieni Pamięci pochłania właściwie całe jego życie. Zaczęło się w Kolonii i Berlinie, potem także w Polsce, Austrii, Holandii, Francji, Ukrainie, na Węgrzech i jeszcze kilku europejskich krajach, skąd hitlerowcy wywozili ludzi i ich mordowali. Kamienie Pamięci przypominają przede wszystkim o żydowskich ofiarach, ale także o Sinti i Romach, homoseksualistach i ludziach prześladowanych ze względów politycznych.
Wszystkie kamienie Demnig stara się układać własnoręcznie – przyjeżdża na miejsce z narzędziami, wycina miejsce w chodniku i umieszcza tam brukowce z mosiężną tabliczką. Informacje o ofiarach, których nazwiska widnieją na tabliczkach otrzymuje od hamburskiego Instytutu Historii Niemieckich Żydów. Poza tym projekt wspiera cała sieć wolontariuszy, którzy wyszukują patronów dla tabliczek i pozyskują zezwolenia władz komunalnych. Częstokroć zleceniodawcami są potomkowie ofiar. Każdy kamień kosztuje 120 euro, dlatego łatwo mu odeprzeć zarzut, że sam stara się wzbogacić na tym projekcie.
Uznanie i krytyka
Za swoje niezmordowane zaangażowanie otrzymał już wiele nagród: w roku 2012 nagrodę im. Marion Dönhoff za międzynarodowe porozumienie i pojednanie. Gunter Demnig cieszy się, że Niemcy wszędzie potykają się o jego Kamienie – po niemiecku są to Stolpersteine czyli kamienie, o które można się potknąć, przez co pamięć ofiar pozostaje wciąż żywa – wyjaśnia artysta.
Także w roku 2012 otrzymał nagrodę im. Ericha Kaestnera. Związaną z tym gratyfikacje 10 tys. euro przekazał Nowemu Żydowskiemu Cmentarzowi w Dreźnie.
Nie zamierza przestać układania Kamieni, pomimo, że projekt ten nie podoba się wszystkim. Najbardziej prominentnym krytykiem jego pracy jest Charlotte Knobloch, była przewodnicząca Centralnej Rady Żydów w Niemczech, będąca obecnie przewodnicząca izraelickiej gminy w Monachium i Górnej Bawarii. Zarzuca ona Demnigowi, że dosłownie pozwala deptać pamięć ofiar, dlatego np. Kamieni nie wolno układać w Monachium. W innych miejscach Kamienie są dewastowane, zamalowywane albo wręcz wyrywane z bruku jak np. w rocznicę Nocy Kryształowej w roku 2012 w Greifswaldzie. Ale szybko znów znajdują się ludzie, którzy gotowi są je odnowić. Kiedy ktoś sugeruje, że neonaziści mogliby szorować po nich swoimi buciorami, Demnig odpowiada, że przez to tabliczki będą tylko jeszcze bardziej błyszczeć. A kto chce przeczytać, co jest na nich wyryte, automatycznie musi pochylić nad nimi głowę.
Gunter Demnig skończył właśnie 70 lat, lecz ani w głowie mu porzucić swój projekt. Jak zaznacza 95 procent wszystkich Kamieni Pamięci układał sam. Jak powiedział kiedyś w rozmowie z FAZ, „żaden artysta, który siedzi w pracowni i ubrabia kamienną bryłę, nie przeżywa tego, co ja przeżywam”. Kiedy być może nie będzie już fizycznie w stanie układać brukowców, zadbał o to, żeby robili to inni: założył fundację, która ma kontynuować jego misję.
Susanne Cordes / Małgorzata Matzke