Kim Phuc: „Myślałam, że stanę się teraz odrażająca”
12 lutego 2019Zdjęcie osób uciekających przed morzem płomieni, które zamieniały wioski wietnamskie w popiół. Jedna z uciekających – naga dziewczynka z poparzoną skórą to wtedy dziewięcioletnia Phan Thi Kim Phuc - legendarna "Napalm girl".
Uwiecznione na zdjęciu ranne dzieci fotograf Nick Ut przewiózł do szpitala w Sajgonie. Kim Phuc z ciężkimi oparzeniami z trudem przeżyła. Później jako młodą kobietę komunistyczny reżim w Wietnamie wykorzystywał ją dla celów propagandowych. W 1992 r. zdołała ona jednak opuścić Wietnam. Podczas lotu z Kuby do Rosji Kim Phuc wysiadła z mężem z samolotu podczas międzylądowania w Kanadzie i uzyskała w niej azyl. Pięć lat później przyznano jej obywatelstwo kanadyjskie i Wietnamka założyła fundację, która udziela opieki medycznej i psychologicznej straumatyzowanym przez wojnę dzieciom. W dowód uznania dla jej pracy Kim Phuc otrzymała w poniedziałek (11.01.2019) międzynarodową Pokojową Nagrodę Drezdeńską (Dresden-Preis 2019). Jak zaznaczyła 55-letnia dzisiaj kobieta, jej imię oznacza „Złote szczęście”i w międzyczasie nawet je polubiła.
DW: Kim Phuc czy pamięta Pani moment, kiedy zobaczyła po raz pierwszy to zdjęcie?
Phan Thi Kim Phuc: Tak, bardzo dobrze pamiętam. To było po tym, jak wróciłam ze szpitala do domu. Bardzo się wtedy wstydziłam. Raziło mnie, że na zdjęciu byłam naga, gdy moi bracia i kuzyni byli ubrani. Miałam tak brzydką zrozpaczoną twarz i płakałam… Nie lubiłam tego zdjęcia, dla mnie było ono wstrętne.
DW: Kiedy się to zmieniło?
Wraz z wiekiem, a dziesięć lat później zdałam sobie sprawę, jaki wpływ miało to zdjęcie na innych ludzi. Przestałam się wstydzić, ale nie miało ono dla mnie większego znaczenia do chwili, kiedy sama zostałam matką. Trzymając w ramionach mojego synka obejrzałam to zdjęcie i pomyślałam, że żadnemu dziecku na świecie nie powinno się wydarzyć tyle cierpienia, co tej małej dziewczynce. Odtąd zdjęcie to dodawało mi sił. Kiedy je wykonano nie miałam na to wpływu, teraz jestem wolna i mam wybór. To zdjęcie spowodowało, że postanowiłam się zaangażować na rzecz pokoju.
DW: Jak wspomina Pani moment, kiedy zrobiono to zdjęcie?
Wtedy byłam zaledwie dziewięcioletnim dzieckiem. Chodziłam do czwartej klasy i przed nami było długie lato. Kiedy moi rodzice dowiedzieli się, że wojna dotarła do naszej wioski, znaleźli schronienie w pobliskiej świątyni i tam nas schowali na trzy dni. Kiedy siedzieliśmy przy obiedzie do świątyni wpadł żołnierz krzycząc, żebyśmy uciekali. Ja stanęłam jak wryta i wszystko wokół mnie działo się w zawrotnym tempie. Widziałam spadające cztery bomby i ogarniający wszystko ogień. Spalił mi rzeczy na ciele, widziałam jak poparzył mi lewe ramię. I pamiętam, jak w tym momencie myślałam wyłącznie o tym, że będę brzydka. Potem ogarnął mnie strach i zaczęłam biec. Dopiero, kiedy wybiegłam z pożogi, zobaczyłam moich braci, kuzyna i kilku żołnierzy. Biegłam dalej, aż padłam z wyczerpania. Jeden z żołnierzy dał mi wody i wylał też wodę na mnie, wtedy straciłam przytomność. Ten moment, głównie z powodu zdjęcia, zmienił na zawsze moje życie.
DW: W jakim stopniu zdjęcie to zmieniło Pani życie?
Moja skóra nie będzie już nigdy taka jak wcześniej. Mam wciąż silne bóle. Jako dziecko często z tego powodu płakałam. Przez 14 miesięcy byłam w szpitalu i przeszłam w tym czasie 16 operacji. Później przeszłam jeszcze jedną operację w Niemczech, żeby zwiększyć elastyczność skóry. Straciłam dzieciństwo i jeden cały rok szkolny. Co zresztą później nadrobiłam, ale byłam straumatyzowana i śniły mi się koszmary. Podczas nalotu udało nam się przeżyć, ale straciliśmy wszystko.
DW: Czuła się Pani ofiarą?
Jako dziecko nie zastanawiałam się nad tym, ale później i owszem. Każdego dnia widzę blizny na cielę i walczę z bólem. Padłam ofiarą nie tylko wojny. Kiedy rząd wietnamski mnie odkrył, zaczęłam być wykorzystywana przez propagandę państwową. I zamiast chodzić do szkoły, realizować marzenia, byłam pod stałą kontrolą. W ten sposób stałam się po raz drugi ofiarą władzy. Ale z tego powodu jestem szczególnie wdzięczna za to, co mam dzisiaj. Przeszłam wojnę, znam wartość pokoju i bardzo go cenię.
DW: Kiedy udało się Pani odzyskać ponownie kontrolę nad własnym życiem?
Jako dziecko miałam marzenia, wielkie marzenia. I przez długi czas trudno było mi je realizować. Kiedy zostałam w Kanadzie, zrozumiałam, że to była właściwa decyzja. A teraz jestem wolna i bardzo za to wdzięczna.
DW: Obecnie pomaga Pani dzieciom, które padły ofiarą wojny. Dlaczego jest to dla Pani tak ważne?
Byłam jedną z milionów takich dzieci. I jestem bardzo wdzięczna za to, że podarowano mi przyszłość. Dziękuję Bogu, że jeszcze żyję i do tego nie z poczuciem troski, zgorzknienia czy nienawiści, lecz uczuciem miłości do otaczających mnie ludzi. Oni mnie wciąż inspirują i mogę się im odpłacić. Mogę tym dzieciom powiedzieć: Byłam tam, gdzie ty jesteś teraz i chcę ci pomóc. Rozumiem, jeśli mówisz o bólu, rozumiem, kiedy mówisz o nienawiści i przemocy. To czego potrzebujesz, to pokój i radość. I nie robię tego dla nich z poczucia obowiązku, tylko dlatego, że dzieci te bardzo leżą mi na sercu.
DW: Patrząc dzisiaj na świat, uważa Pani, że jest lepiej czy są powody do troski?
Jestem bardzo zadowolona, że ludzie tyle robią, ale wciąż jest dużo do zrobienia. Zawsze mamy nadzieję, że uda nam się z tego świata uczynić coś lepszego. Mam takie przesłanie: jeśli każdy nauczy się żyć w miłości, w nadziei i wybaczając innym, to wtedy nie potrzeba będzie więcej wojen. A jeśli potrafiła to mała dziewczynka ze zdjęcia, to potrafi to też każdy.
*Międzynarodowa Pokojowa Nagroda Drezdeńska w wysokości 10 tys. euro jest przyznawana od 2010 r. w rocznicę bombardowania Drezna (13. lutego 1945). „Żyjemy w czasach grasującej nienawiści. Ale wciąż pojawiają się takie ofiary przemocy i wojen, które bronią się przed tym uczuciem pokazując swą wielkość, która zawstydza tych, którzy głoszą nienawiść. Kim Phuc Phan Thi stała się przykładem dla całego świata – napisała w swoim uzasadnieniu kapituła nagrody.